Po wielu miesiącach przygotowań prowadzonych w ścisłej tajemnicy Indykpol odkrył karty.
Specjalizująca się w produkcji i przetwórstwie mięsa indyczego spółka z Olsztyna zamierza uszczknąć kawałek szybko rosnącego rynku gastronomicznego, którego wartość przekracza już 16 mld zł rocznie. Powołana przez Indykpol spółka Złoty Indyk (20 proc. udziałów ma Rolmex) uruchomiła właśnie pilotażowy lokal w Warszawie.
— Jeśli restauracji się powiedzie i osiągnie ona nie tylko zadowalające obroty, ale i zyski, to nie wykluczamy otwierania kolejnych. Będą to obiekty własne lub franczyzowe — mówi Piotr Kulikowski, prezes Indykpolu.
Koszt pierwszego dwupoziomowego lokalu o powierzchni 325 mkw. przekroczył 1 mln zł. Od gastronomicznej konkurencji odróżnia go podstawowy składnik dań — mięso indycze.
Złoty Indyk to jednak nie tylko biznes gastronomiczny. Szefowie spółki chcą, by poza dodatkowym kanałem zbytu dla jej produktów stał się on także narzędziem promocji wyrobów indyczych. Nie jest łatwo przebić się z nimi na sklepowe półki. Restauracja ma też pomóc wypromować dania indycze w branży kateringowej.
A jeśli się nie uda? Piotr Kulikowski podkreśla, że ewentualna porażka projektu z uwagi na niewielką na razie skalę nie zachwieje wynikami grupy. W pierwszym półroczu jej przychody przekroczyły 325 mln zł, a zysk netto 13 mln zł.
Indykpol ma w planach jeszcze spore wydatki na przetwórstwo, a także na mieszalnie pasz. W ciągu 2-3 najbliższych lat grupa chce wydać 60 mln zł.