Złoty sukces skażony Opisany wczoraj przez „PB” Finroyal nie jest jedyną instytucją parabankową, której działalność wzbudza kontrowersje. Kolejny przykład to gdańska spółka Amber Gold (AG), działająca z jeszcze większym rozmachem. Nie tylko kusi „gwarantowanymi" (według oferty) i wysoko oprocentowanymi (nawet 16,5 proc.) lokatami w metale szlachetne (złoto, srebro i platynę) oraz oferuje pożyczki i kredyty, ale też, dzięki liniom lotniczym OLT Express, próbuje podgryzać LOT.

Zameldowany u rodziców. Obecnie przebywa u konkubiny, dokładnego adresu nie zdołano ustalić. W mieszkaniu nic nie posiada. Z informacji udzielonej przez ZUS w Gdańsku wynika, iż nie jest objęty ubezpieczeniami społecznymi i ubezpieczeniem zdrowotnym.
130 mln zł na waciki
AG i OLT kontrolowane są przez małżeństwo 28-latków: Marcina i Katarzynę Plichtów. Kapitał ich spółek tylko od listopada 2011 r. do dziś wzrósł o ponad 130 mln zł, a jeszcze w 2008 r. Plichta, używający wtedy nazwiska Stefański, był bankrutem, a na koncie miał jedynie prawomocny wyrok za sprzeniewierzenie pieniędzy klientów innej jego firmy.
Przedstawiciel AG przekonuje (patrz obok), że olbrzymie możliwości kapitałowe powiązanych z Plichtami spółek i ich samych (tylko na powołanie w marcu spółki akcyjnej Amber Gold wyłożyli z prywatnej kieszeni 50 mln zł) to efekt „wielkiego sukcesu Amber Gold”. Jak wielkiego? Tego, niestety, nie można się dowiedzieć, bo AG nie składa w KRS sprawozdań finansowych. Gdański sąd wezwał właśnie spółkę do złożenia dokumentów za 2010 r. pod rygorem grzywny.
Jak zareaguje na to szef AG Marcin Plichta? Do tej pory raczej nie składał sprawozdań finansowych spółek, którymizarządzał. Może dlatego, że nie miał się czym chwalić.
Multiprzekręt
Karierę biznesową Plichta zaczął w lipcu 2003 r., w wieku 19 lat. Objął połowę udziałów i funkcję członka zarządu gdańskiej Grupy Finansowo-Handlowej „Nova”.
Spółka otworzyła sieć punktów pod marką Multikasa i oferując prowizję niższą niż bankowa czy pocztowa, umożliwiała klientom opłacanie rachunków za prąd, gaz czy telefon. Multikasa zakończyła działalność w kwietniu 2004 r., kiedy wyszło na jaw, że pieniądze od klientów owszem, inkasowała, ale dalej już ich nie przekazywała.
Kapitał 20 mln zł
Miesiąc wcześniej Plichta popadł w konflikt ze wspólniczką i złożył rezygnację. Pisał w niej m.in.: „powodem mego odejścia są liczne oskarżenia i posądzenia, które nie znajdują odniesienia do rzeczywistości” (pisownia oryginalna). Złożył też oświadczenie, na którym jako adres do korespondencji podał skrytkę pocztową nr 33 na poczcie przy ul. Okopowej.
Okazało się jednak, że poczta… nie posiada skrytek pocztowych. Oskarżenia w stosunku do Plichty „znalazły odniesienie do rzeczywistości”. Dowód to prawomocny już wyrok SR w Malborku z października 2008 r., który za przywłaszczenie ponad 174 tys. zł pochodzących od około 400 klientów skazał go na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata.
Komornicy na karku
Historia Multikasy nie zniechęciła dzisiejszego szefa AG do biznesu. W pierwszej połowie 2004 r. założył (wraz z rodzicami) Spółdzielnię Pracy Sampi i (sam) spółkę Helios-Grupa Inwestycyjna.
Czym się zajmowały? Nie wiadomo, bo nie składały sprawozdań. Pewne jest, że spółdzielnia zostawiła niespłacone długi, m.in. za leasing i wynajem biura. Ponadto już w 2005 r. Barbara Stefańska, matka Plichty, zrezygnowała ze stanowiska szefa spółdzielni, tłumacząc to „licznymi nieporozumieniami” ze swoim synem.
O Helios-Grupie Inwestycyjnej wiadomo tyle, że wkrótce po powstaniu została postawiona w stan likwidacji. Jako likwidator Plichta nie uiszczał sądowych opłat i nie składał wymaganych prawem sprawozdań, za co sąd wymierzył mu kolejno trzy grzywny. Ponaglenie do ich zapłaty musiała doręczać policja, która przy okazji ustaliła, że Plichta prowadzi działalność gospodarczą pod nazwą Gdańska Kampania Handlowa.
I o niej niewiele wiadomo. Ze źródeł internetowych wynika, że powstała w 2006 r. i miała zająć się usługami kurierskimi. Chyba nie generowała zysków, bo komornicy ścigający Plichtę nie znaleźli w niej żadnego majątku. Podobnie było z egzekucjami komorniczymi Plichty jako osoby fizycznej.
W październiku 2008 r. jeden z komorników pisał: „Zameldowany u rodziców, lecz nie mieszka od około 2 lat. Dłużnik aktualnie przebywa u konkubiny, dokładnego adresu nie zdołano ustalić. W mieszkaniu nic nie posiada. Z informacji udzielonej przez ZUS w Gdańsku wynika, iż nie jest objęty ubezpieczeniami społecznymi i ubezpieczeniem zdrowotnym”.
Złoty sen
Konkubiną, o której wspominał komornik, była Katarzyna Plichta. W listopadzie 2008 r. wyszła za Stefańskiego, a jako wiano przekazała mu swoje, nieobciążone wyrokiem zapadłym miesiąc wcześniej, nazwisko. W styczniu 2009 r. małżeństwo Plichtów założyło Grupę Inwestycyjną Ex, która pół roku później zmieniła nazwę na Amber Gold. Spółka początkowo działała jako dom składowy. Status straciła w czerwcu 2010 r. decyzją ministra gospodarki, a powodem był wyrok sądu z Malborka.
W tym czasie trafiła też na listę ostrzeżeń publicznych KNF, a jej działalnością zajęła się prokuratura. Co ciekawe, jeszcze w 2010 r. Plichtę odwiedzali komornicy, ale tym razem nie całowali klamki. Plichta spłacał już swoje długi. Zapewne dlatego, że AG zaczął wykazywać zyski. Według dokumentów w 2009 r. przy przychodach 1,5 mln zł zarobił na czysto połowę tej kwoty. Plany na 2010 r. były ambitniejsze. Przychody: „około 60 mln zł”, zysk: „około 48 proc. przychodów”. Czy udało się je zrealizować? Rozmach w działalności AG i OLT może sugerować, że z nawiązką. Gwarancji jednak nie ma.
Zyski z Amber Gold finansują OLT Express
Kiedyś było kiepsko, ale dziś przecież może być lepiej — tak Marcin Plichta opisuje swoją karierę w biznesie. Z szefem Amber Gold (AG) i OLT Express nie udało nam się skontaktować. Sama firma też nie jest zbyt transparentna.
Na stronie internetowej AG jest co prawda zakładka „kontakt dla mediów”, ale podany tam numer telefonu to infolinia produktowa, a wysłany e-mail pozostał bez odpowiedzi. Także wszystkie numery telefonów podawane przez informację TP nie pozwoliły nam dotrzeć do szefa AG. Po kilku próbach innego kontaktu odezwał się Michał Frac, przedstawiający się jako reprezentant AG.
Powiedział, że Marcin Plichta „nie wyraził ochoty” na rozmowę o jego biznesowej przeszłości. Przekazał jednak odpowiedź szefa AG na kluczowe pytanie: skąd u niedawnego bankruta tak wielkie możliwości finansowe, żeby w ciągu ledwie pół roku opłacić gotówką kapitały spółek za ponad 130 mln zł.
— Otwieranie kolejnych oddziałów (dziś jest ich ponad siedemdziesiąt), wzrost zatrudnienia, wydatki na kampanie reklamowe czy inwestycja w linie lotnicze OLT Express to rezultat wielkiego sukcesu Amber Gold. Spółka przynosi tak duże zyski, że pozwala jej (i jej właścicielom) na te wszystkie wydatki — zapewnia w imieniu Marcina Plichty Michał Frac.