Specjalista, który zyskał sławę przewidując zeszłoroczną giełdową bessę, tym razem nie trafił z prognozami. W 2023 r. wkroczył z wyjątkowym pesymizmem, przewidując dalszy spadek głównego indeksu amerykańskich akcji, który jego zdaniem miał się zatrzymać dopiero na poziomie 3900 pkt. Tymczasem S&P 500 od dwóch tygodni utrzymuje się powyżej 4500 pkt i jest bliski zniwelowania całej zeszłorocznej straty.
W liście do klientów Michael Wilson przyznał, że wraz zespołem był w błędzie, ponieważ nie spodziewał się pozytywnego wpływu spadającej inflacji i niższych kosztów na wyceny akcji. Mimo to nadal utrzymuje niedźwiedzie nastawienie - ustalił nowy cel dla indeksu S&P 500 i tym razem oczekuje, że do czerwca 2024 r. spadnie poniżej 4200 pkt.
Strateg dość długo zwlekał z przyznaniem się do nietrafionej prognozy. Przez wiele miesięcy przekonywał, że rajd napędzony przez spółki technologiczne wkrótce źle się skończy. W obliczu kryzysu bankowego twierdził, że punkt krytyczny, w którym inwestorzy dokonają wyprzedaży akcji, jest tuż za rogiem. Od tego czasu S&P 500 urósł o około 15 proc.
Teraz wydarzeniem, które jego zdaniem skłoni graczy giełdowych do redukcji portfeli, mają być wyniki firm za drugi lub trzeci kwartał 2023 r. Przypomina, że spadek inflacji nie jest wyłącznie pozytywny, ponieważ skutkuje słabnięciem siły rynkowej przedsiębiorstw i mniejszymi możliwościami wpływania na ceny.
“Inflacja spada teraz jeszcze szybciej niż przewiduje konsens. Biorąc pod uwagę to, że ceny były głównym czynnikiem, który utrzymywał wzrost sprzedaży wielu firm, utrata siły rynkowej będzie istotnym ciosem dla działalności” - napisał Michael Wilson w liście do klientów.