Gdyby nie ośmiopiętrowa piramida, jarząca się w nocy światłem widocznym z kilku kilometrów, przez Wysową Zdrój można by przejechać bez większych emocji. Ot, podziwiając landszafty i zwalniając nieco przy leciwej cerkwi w otoczeniu łemkowskich chyży. A tak, bijąca po oczach piramida nie daje spokoju, no bo kto na końcu świata, pod słowacką granicą, kala zbocze tak dominującą architekturą? Budowniczowie PRL. Co nie ma większego znaczenia, bo stojąc na balkonie Biaweny (tak się nazywa piramidalny budynek, będący hotelem i sanatorium zarazem) i patrząc na rozległą zaśnieżoną kotlinę, w jakiej leży Wysowa Zdrój, w duchu przyznać trzeba szczerze: tak, w tej wiosce i krajobrazie można się zakochać na zabój. Stało się to kilka lat temu udziałem Włodzimierza Kubiaka, przedsiębiorcy z wielkopolskiego Turku.
— Swego czasu menedżer z mojej firmy namówił mnie, żebym sam pojechał w sprawach biznesowych do jednego z klientów, odbiorcy kapsli. To była rozlewnia wody mineralnej Wysowianka. Zwykle na moją opinię o miejscu wpływa pierwsze kilka sekund. W Wysowej, gdy zobaczyłem zimę w pełni, w głowie zakołatała mi myśl, że „coś tu jest” — wspomina Włodzimierz Kubiak.
Marazm pod kapslem
Spotkał tam Wacława Furmanka, wieloletniego prezesa Uzdrowiska Wysowa, wówczas spółki szykowanej od kilku lat do prywatyzacji. Włodzimierz Kubiak, właściciel m.in. Grupy Promet, zajmującej się handlem opakowaniami (butelki, puszki, kapsle), transportem i logistyką (własne hale magazynowe i flota), szybko znalazł z młodym prezesem wspólny język. Przyjeżdżał do Wysowej coraz częściej, przyglądając się potencjałowi uzdrowiska i rozlewni wód. Budynki i maszyny produkcyjne wymagały milionowych inwestycji.
— Wacek wprowadził spółkę w rejony stabilizacji pod względem kosztów. Ale nie było w niej miejsca na odważniejsze ruchy. Z racji układu właścicielskiego tkwiła w marazmie inwestycyjnym — ocenia Włodzimierz Kubiak.
Około 2010 r. zaczął poważnie rozważać inwestycję w prywatyzowane uzdrowisko. Ostatecznie w konsorcjum startującym w przetargu oprócz Prometu znalazła się też spółka znajomego przedsiębiorcy, akcjonariuszem (kilka procent akcji) został także Wacław Furmanek.
— Droga do prywatyzacji uzdrowiska nie była łatwa, postępowanie kilkakrotnie kończyło się bez rozstrzygnięcia. W rezultacie Wysowa Zdrój to ostatnie sprywatyzowane uzdrowisko w Polsce — opowiada Wacław Furmanek.
Koniec końców, Kubiak i wspólnicy w 2012 r. za uzdrowisko zapłacili ponad 8 mln zł i podpisali kilka umów, dotyczących m.in. wysokości inwestycji i utrzymania miejsc pracy. Dzisiaj zamiast obiecanych 3 mln, jest niemal 15 mln zł inwestycji, a zatrudnienie wzrosło o niemal 20 proc. — Wciąż jesteśmy na początku drogi — mówi jednak Włodzimierz Kubiak, wskazując palcem na Biawenę i Beskid.
PRL czuwa
— Uzdrowiskowa dziura — ocenia kuracjusz Biaweny, pytany o wrażenia z pobytu. Konstatuje to jednak bez żalu czy agresji — po prostu stwierdza fakt. Działalność sanatoryjna i lecznicza to niemal połowa przychodów spółki. Podstawą są kontrakty z ZUS i NFZ, zapewniające tłumy kuracjuszy przez cały rok. Biznesowo to jednak mało seksowny interes, dający ledwie około 5 proc. marży. Dlatego spółka, finansowana m.in. przez Włodzimierza Kubiaka, z mozołem remontuje i przerabia uzdrowiskowe hotele, licząc na komercyjnych gości. A tych skusić nie jest łatwo. W Biawenie atmosfera PRL-owskiego uzdrowiska kwitnie bowiem w najlepsze, nie tylko w postaci przyciężkiej architektury i wyposażenia wnętrz. — W planach mamy budowę centrum odnowy biologicznej, rozważamy też postawienie hotelu. Gmina zainwestowała m.in. w park wodny, pojawiło się kilka lepszych pensjonatów i restauracji. Coś się dzieje — mówi Włodzimierz Kubiak. Przyznaje, że do pełni szczęścia w tym zakątku Beskidu Niskiego brakuje stacji narciarskiej. Myślał kiedyś o niej Sobiesław Zasada, nawet kupił ziemię. Ostatecznie zainwestował w odległym Świeradowie Zdroju. W tym samym czasie wielkopolski właściciel Uzdrowiska Wysowa, namawiany przez żonę, poważnie myślał nad przeprowadzką w Beskid. Skończyło się na objechaniu coraz bardziej zadbanych chyż i nawiązaniu przyjacielskich stosunków z ich mieszkańcami. Dla Wysowian Kubiak jest już „swój”.
Generał w Chinach
— Oj, czego to ja w życiu nie robiłem! W transporcie zaczynałem od stara kupionego od wojska. Po roku byłem bankrutem, zjadły mnie rosnące w szaleńczym tempie ceny paliwa. Później wziąłem się za handel owocami, współpracowałem z jednym z Polmosów.
Zawsze miałem biznesowe ADHD — przyznaje właściciel Grupy Promet, prowadząc do hal, gdzie on — generał górnictwa — rozlewa wodę najbogatszą w jod i to w całej Polsce. Już teraz woda Wysowianka z kilkunastu źródeł (leczniczych, wysoko zmineralizowanych i tzw. słodkich) daje ponad połowę przychodów Uzdrowiska. To tu właściciele inwestują najwięcej. Nowa linia do produkcji wody w butelkach typu PET jeszcze pachnie nowością. Teraz rewolucja czeka niemiecką 40-letnią linię do szklanych butelek. A inwestować warto, bo rynek wód mineralnych w Polsce ma duży potencjał: statystyczny rodak wypija 80 litrów wody rocznie, podczas gdy Niemiec 120 litrów. Wysowiankę i inne wody z Uzdrowiska Wysowa można kupić m.in. w sieciach handlowych i otrzymać w ponad 200 hotelach. Od dwóch lat firma dowozi też wodę do indywidualnych odbiorców w Małopolsce i na Podkarpaciu, a od niedawna także w Wielkopolsce. Spółka eksploatuje 14 ujęć wód mineralnych i leczniczych z tak dużą zawartością naturalnego jodu, że — jak podkreśla Wacław Furmanek — ich picie uzupełnia jego brak podobnie jak pobyt nad morzem. W tle wodnego eldorado rozwija się zaś m.in. produkcja izotoników, oranżady i… kosmetyków. 52-letni Włodzimierz Kubiak przekonuje, że w Wysowej wyzwań nie zabraknie przez najbliższą dekadę. I cieszy się na myśl, że lada tydzień woda z krańca Polski popłynie do Chin, gdzie trafi na półki dla produktów premium. — Intuicja podpowiada mi, że Chińczykom Wysowianka posmakuje jak mało co — twierdzi przedsiębiorca. &
Plan pod korkiem. Oczkiem w głowie Włodzimierza Kubiaka jest nie tylko uzdrowisko (Biawena, jeden z jego obiektów, widnieje na zdjęciu poniżej), ale też woda mineralna. Niemałe partie Wysowianki zamówili ostatnio m.in. Chińczycy.