Amerykańscy zwolennicy pieniądza opartego na złocie nie spuszczają z tonu. Sztandar tego ruchu niesie ubiegający się ostatnio o nominację na prezydenta kontrowersyjny republikański polityk Ron Paul. 77-letniemu kongresmanowi odmówiono prawa głosu na trwającej konwencji wyborczej tej partii, bo nie chciał udzielić poparcia zwycięzcy prawyborów Mittowi Romneyowi.
Wróg Fedu numer jeden
Główny orędownik powrotu do standardu złota zorganizował własny wiec, a jego zwolennicy zakłócili przebieg oficjalnej konwencji. W wygłoszonym przemówieniu słowem nie wspomniał o kandydacie swojej partii. Wezwał natomiast do likwidacji Rezerwy Federalnej i powołania komisji mającej zbadać możliwość ponownego powiązania dolara ze złotem. Szanse, by pod tym ostatnim postulatem podpisał się Mitt Romney, są znikome. Mimo to jego postulat zyskuje pewne poparcie w republikańskim establishmencie. W przeszłości ku niemu skłaniał się nawet obecny kandydat na wiceprezydenta Paul Ryan. Skąd wziął się ten pomysł? Wszystko przez kryzys zaufania, jaki w ostatnich latach przechodzi dolar. Jego źródła sięgają pęknięcia bańki internetowej w 2000 r. Amerykańska gospodarka pogrążyła się wtedy w głębokiej recesji. Aby ożywić koniunkturę, administracja George’a W. Busha obniżyła podatki, a wydatki na wojny w Iraku i Afganistanie sprawiły, że — przy niższych wpływach do budżetu — deficyt eksplodował. Utrzymywane przez lata niskie stopy procentowe spowodowały, że na rynek wypłynęły kolejne góry pieniędzy bez pokrycia. Krytyków Fedu jeszcze bardziej rozsierdziły rozpoczęte po kryzysie finansowym dwie operacje skupu aktywów.
— Fed to już dawno nie pożyczkodawca ostatniej instancji, ale fałszerz ostatniej instancji — grzmiał Ron Paul na antenie Fox News.
Inflacyjny podatek
Skąd wśród części republikanów taka niechęć do zasad, na których oparta jest cała polityka Fedu? Brak powiązania dolara ze złotem oznacza, że bank centralny może zwiększać ilość pieniądza w obiegu według własnego uznania. Skutek to inflacja, czyli powolna utrata wartości pieniądza. Tracą na niej wszyscy oszczędzający, a zmniejszająca się realna wartość ich kapitału to nic innego jak tylko ukryta forma opodatkowania. A że republikanie to zagorzali wrogowie podatków, alergicznie reagują także na podatek inflacyjny. Skoro powiązanie dolara ze złotem rozwiązałoby kwestię utraty wartości pieniądza, to w czym problem? Okazuje się, że złote lekarstwo może być gorsze od choroby.
— Standard złota uniemożliwia bankom centralnym walkę z recesją. Polityka pieniężna zależy wyłącznie od tego, ile złota jest w jego skarbcu danego kraju. Związane w ten sposób ręce banków centralnych były główną przyczyną wielkiego kryzysu — argumentuje Matthew O’Brien, redaktor portalu The Atlantic. W przeprowadzonym wśród amerykańskich ekonomistów sondażu ani jeden ekspert nie był zdania, że powiązanie dolara ze złotem miałoby korzystny wpływ na rynek pracy. Nikt nie stwierdził również, że zwiększa stabilność cen w gospodarce, co jest koronnym argumentem jego zwolenników. W ciągu 15 lat poprzedzających zawieszenie wymienialności dolara na złoto w czasie wielkiego kryzysu wskaźnik cen dóbr konsumpcyjnych wahał się za oceanem od 16 proc. deflacji do 24 proc. inflacji. Tymczasem od rozpoczęcia krytykowanego przez zwolenników twardej waluty pierwszego programu QE zmiany były kilkakrotnie niższe. Najgroźniejszym skutkiem wrodzonej niestabilności standardu złota były jednak paniki finansowe. W czasach jego obowiązywania nawiedzały USA średnio co dziesięć lat.
— Równie dużo sensu, co powiązanie dolara ze złotem, miałoby powiązanie go z ceną wina Bordeaux z rocznika 1982. Ono też w długim terminie nie traci wartości — kpi Richard Thaler, profesor Uniwersytetu w Chicago.
Rynkowe niepokoje
Co w praktyce wprowadzenie standardu złota oznaczałoby dla rynków? Namiastkę reakcji mieliśmy na początku maja ubiegłego roku. Kiedy amerykańskie siły specjalne dopadły w Pakistanie Osamę bin Ladena, z dnia na dzień pojawiły się szanse na zakończenie 10-letniej wojny z terroryzmem, czyli jednej z głównych przyczyn amerykańskich deficytów budżetowych. Choć mniejszy deficyt to zwykle dobra wiadomość gospodarcza, to jednak inwestorzy zareagowali zupełnie odmiennie. W średniej perspektywie mniejsze wydatki Amerykanów to słabsza koniunktura w innych częściach świata. Efekt? Po nadejściu informacji gwałtowne umocnił się dolar, rynki surowcowe i metali szlachetnych spotkało prawdziwe załamanie, głęboko przeceniły się też akcje. Gdyby dolar rzeczywiście został powiązany ze złotem, te zawirowania można byłoby wspominać jako zaledwie drobne wahnięcie.