Trudno określić, co decyduje, że jeden coach jest skuteczny, a drugi nie. Z pewnością nie wiąże się to z liczbą certyfikatów, które zdobyli. Długie doświadczenie zawodowe, owszem, pomaga, ale nie jest warunkiem koniecznym osiągnięcia mistrzostwa w tej dziedzinie. Nierzadko młody coach jednym trafnym pytaniem umie wywołać u klienta olśnienie, tzw. efekt Aha! Stary wyga natomiast nie wie, jak dotrzeć do siedzącego przed nim prezesa, inżyniera czy programisty.
Chyba już łatwiej określić, kto zupełnie nie nadaje się na coacha i kogo trzeba omijać szerokim łukiem. To osoba, która mami coachowanych mirażem spektakularnej kariery i sukcesu bez wysiłku. Jeśli trafiłeś na takiego nieudacznika – lub szarlatana – natychmiast przerwij sesję i znajdź kogoś sensownego. Oto kilka historii – ku przestrodze!

Stawiaj sobie realne cele
Paweł jest przeciętnym handlowcem i z trudem wyrabia normy sprzedażowe. Mimo to coach wmawia mu, że już za kilka miesięcy będzie mistrzem w swojej specjalności. Jest tylko jeden warunek: musi wypierać destrukcyjne przekonania o sobie. Wiąże się to, rzecz jasna, z koniecznością wykupienia dodatkowych sesji coachingowych.
Szkopuł w tym, że radzenie komuś, by wyzbył się negatywnych myśli czy odczuć na swój temat, przynosi efekt odwrotny do zamierzonego. Próbując wyeliminować swe kompleksy, obsesyjnie skupiamy na nich, przez co rosną one w siłę. „Z emocjami i nastawieniem do życia jest jak z anegdotą o misiu polarnym. Kiedy słyszysz: nie myśl o misiu polarnym, pierwszą rzeczą, która przyjdzie ci do głowy, będzie… miś polarny” – tłumaczy Oliver Burkeman, brytyjski dziennikarz naukowy, który w artykułach i książkach obnaża mity psychologii popularnej. Gdyby rady spod znaku pozytywnego myślenia były skuteczne, świat byłby pełen optymistów, pewnych swojej świetlanej przyszłości – twierdzi ekspert. Tak nie jest. Przeciwnie, w pogoni za wyższą samooceną często czujemy się jeszcze bardziej przegrani.
Czy to znaczy, że nie ma nadziei dla takich ludzi jak Paweł? Bynajmniej. Sposobem na pokonanie zawodowej przeciętności jest stawianie sobie realistycznych celów, czyli takich, które tylko nieznacznie przekraczają nasze dotychczasowe osiągnięcia. Jeśli w styczniu Paweł zawarł trzy transakcje, lepiej nie zakładać, że w lutym zawrze 10, a w marcu 15. Powinien się natomiast zastanowić nad tym, co zrobić, by od przyszłego kwartału podpisywać cztery umowy w miesiącu, a za rok pięć lub nawet sześć. Każdy sensowny coach polecałby sprzedawcy takie stopniowe dochodzenia do lepszych wyników.
Odpuść sobie mądrości z magla
Albo do rany przyłóż, albo bez kija nie podchodź – taka jest Justyna, dyrektorka regionalna w jednej z międzynarodowych agencji kreatywnych. Gdy ma zły dzień, dostaje się każdemu bez wyjątku. Chcąc potem udobruchać pracowników, pozwala im na wszystko. Aż do kolejnego ataku szału.
Jej coach twierdzi, że nie ma nic bardziej destrukcyjnego niż tłumiona wściekłość. Za jego radą kupiła sobie worek treningowy i zawiesiła go obok biurka. Kiedy wzbiera w niej złość, zamyka się w swoim gabinecie na klucz, uderza pięściami w ten worek, krzycząc jak potępieniec. To, co nazywa sesją nienawiści, kończy przewróceniem półki z dokumentami i rozbiciem kilku filiżanek. Pewnego razu w napadzie szału zniszczyła służbowego laptopa. Choć musiała go odkupić, nie przejęła się tym wcale, bo coach ją zapewnił, że dzięki takim demolkom jej poziom agresji się obniża, a ona osiąga dojrzałość i równowagę mentalną.
Pogląd ten nie wytrzymuje konfrontacji z naukową weryfikacją. Jak można przeczytać w serwisie cracked.com, rozładowywanie złości na przedmiotach jest jak leczenie alkoholików za pomocą alkoholu. Dając upust swojemu gniewowi, tylko go potęgujemy i stajemy się jeszcze większymi furiatami i szaleńcami. Gdyby Justyna miała dobrego coacha, ten wysłałby ją do dobrego psychoterapeuty lub psychiatry.
Nie bujaj w obłokach
Karol nie lubił Sławka, więc się nie przejął, gdy ten stracił pracę. Potem jednak przyszła refleksja: „Kto wie, czy na fali kryzysowych oszczędności nie będę następny? W końcu jeśli chodzi o wyniki, szliśmy łeb w łeb”. O swych obawach powiedział coachowi, ale ten zlekceważył jego lęki: „Nie porównuj się z tym facetem. Firma podziękowała mu, bo był słaby”. Zapewniał też Karola, że gdy ten zastosuje technikę wizualizacji, może być spokojny o swoją zatrudnienie. Jeżeli coś mu grozi, to tylko podwyżka i awans.
Fantazjowanie na temat doskonałego świata i idealnego życia, któremu nie towarzyszy odpowiednie działanie, zwykle kończy się bolesnym zderzeniem z rzeczywistością.
Dokładnie to przydarzyło się Karolowi. Pracą cieszył się dwa miesiące dłużej niż Sławek. Dziś ma żal do swojego byłego już coacha. Zamiast rozglądać się za nową posadą, przeprowadzał wizualizacje. Wyobrażał sobie, że w garniturze od Armaniego siedzi za mahoniowym biurkiem we własnym gabinecie szefa korporacji albo sączy drinka z palemką na jednej z plaż Riwiery Francuskiej. Te ćwiczenia miały zapewnić mu sukces – zawodowy, materialny, osobisty. Tymczasem wylądował w pośredniaku z CV w ręku.
Szkodliwość obietnic niektórych niewprawnych coachów i zwykłych szarlatanów polega na tym, że usypiają naszą czujność, wyłączają instynkt samozachowawczy. Rozsądny człowiek, który zdaje sobie sprawę z czyhających na niego niebezpieczeństw, przygląda się dostępnym możliwościom, aby uniknąć najgorszego. Opracowuje i skrupulatnie realizuje plan ratunkowy. Ten, kto wybrał mentalną ucieczkę od rzeczywistości, zostawia sprawy ich własnemu biegowi. Nawet nie widzi, jak przegapia swoje szanse.
Zatrudniaj najlepszych
„Nigdy nie obiecuj Klientowi tego, co nie jest możliwe do osiągnięcia” – głosi jeden z punktów kodeksu etycznego Stowarzyszenia Coachów Polskich. Ilu coachów jest na bakier z tą zasadą?
Parafrazując Petera Druckera, amerykańskiego eksperta od zarządzania: używamy słowa „coach” tylko dlatego, że „szarlatan” jest za długie, by się zmieścić w tytule. Na szczęście oskarżenie o oszukańcze praktyki dotyczy tylko pewnego odsetka przedstawicieli tej profesji. Wielu – jeśli nie większość – coachów wykonuje swój zawód z odpowiedzialnością i poświęceniem, mając na względzie przede wszystkim dobro menedżerów i specjalistów, z którymi współpracują. Ich znakiem rozpoznawczym jest realizm, twarde stąpanie po ziemi, a nie pseudonaukowy bełkot rodem z amerykańskich podręczników sukcesu.