Notabene również w epoce PRL, gdy Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności z ogromną pompą obchodzone było 9 maja, w kalendarzu była to kartka czarna. Jednodniowa różnica wynikała z rozkazu Józefa Stalina. Feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisał wobec marszałka Gieorgija Żukowa akt bezwarunkowej kapitulacji we wtorek, 8 maja 1945 r. wieczorem, zaś w życie wszedł on o godzinie 23.01 obowiązującego w Berlinie czasu środkowoeuropejskiego. Gdy Józef Stalin na Kremlu telefonicznie odebrał meldunek, to u niego naturalnie była już godzina 1.01 w środę, 9 maja. I tak oto do powojennej wrogości między Wschodem a Zachodem doszedł symboliczno-prestiżowy spór o datę pokonania III Rzeszy. Zwiedzając kiedyś w Karlshorst, wschodniej dzielnicy Berlina, gmach w którym podpisano kapitulację podziwiałem naprawdę salomonowe rozwiązanie. Przed wejściem do historycznej sali duża plansza podzielona została linią i po lewej w języku niemieckim podany jest 8 maja, a po prawej w rosyjskim widnieje 9 maja.
Polskie obchody 80. rocznicy zwycięstwa militarnego, które nie przekuło się w polityczne, rząd zorganizował w stylu polowym. Wielki apel z udziałem wszystkich rodzajów wojsk odbył się nie przed Grobem Nieznanego Żołnierza, lecz na piaszczystym poligonie 1 Warszawskiej Brygady Pancernej im. Tadeusza Kościuszki w Warszawie Wesołej. Tak się składa, że mieszkam od tych piasków niecałe trzy kilometry i przez kilkadziesiąt lat przemian polskich sojuszy od epoki Układu Warszawskiego po Organizację Traktatu Północnoatlantyckiego widziałem w Wesołej już naprawdę wszystkich. Tym razem przemówili podniośle do żołnierzy, posiłkując się bojowymi pojazdami w tle, premier Donald Tusk oraz wicepremier, a zarazem minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz. Całkowicie wygumkowany został z uroczystości prezydent Andrzej Duda, konstytucyjnie będący najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych. W normalnych okolicznościach byłby to oczywiście protokolarny afront, a nawet skandal. Po niedawnym, pełnym krzyków występie Andrzeja Dudy na placu Zamkowym w 234. rocznicę Konstytucji Trzeciego Maja powinniśmy sobie jednak życzyć, żeby odchodzący najwyższy urzędnik już do końca kadencji 6 sierpnia taktownie się wyciszył. Na zakończenie trafia mu się jeszcze ostatni bardzo ważny event – będzie pełnoprawnym reprezentantem Polski 24-25 czerwca na szczycie NATO w Hadze, bez premiera, chociaż w obstawie szefów MSZ i MON.
Zgodnie ze stalinowskim rozkazem, Rosja świętuje Dzień Zwycięstwa jak zawsze 9 maja. Notabene nie chodzi o rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej 1939-45, albowiem takowa przebija się jako wydarzenie tylko w dalekim tle. Liczy się wyłącznie zawężona Wielka Wojna Ojczyźniana 1941-45, zapoczątkowana szalonym uderzeniem Adolfa Hitlera na Józefa Stalina – taka personifikacja tragedii milionów ludzi nie jest przypadkowa. 9 maja 2010 r. uczestniczyłem w obchodach na placu Czerwonym, wtedy na 65. rocznicę zaproszone zostały liczne delegacje alianckich sojuszników, udział potwierdził także prezydent Lech Kaczyński. Katastrofa smoleńska wszystko zmieniła, ale Polska była wtedy reprezentowana – po bruku placu Czerwonego defilowała nasza kompania reprezentacyjna (razem z m.in. amerykańską, brytyjską, francuską), zaś na trybunie jako p.o. prezydenta siedział marszałek Bronisław Komorowski. Obecna defilada w 80. rocznicę wizerunkowo nie będzie się specjalnie różniła od wspomnianej, natomiast jej znaczenie – biegunowo. 15 lat temu premier Władimir Putin, wsparty epizodycznym prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, był zimnym, ale partnerem Zachodu. Obecnie to zbrodniarz ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny…