PB: WIG jest prawie o 20 proc. wyżej niż na początku roku, a pod koniec lipca było nawet lepiej. Czy pańskim zdaniem akcje na GPW mają jeszcze paliwo do wzrostu w najbliższych miesiącach?
Tomasz Bursa: Myślę, że WIG jest w ciekawym momencie. Jesteśmy w trakcie korekty spektakularnego wzrostu: mówimy o 20 proc. od początku roku, ale pamiętajmy, że WIG rośnie właściwie od października 2022 r., gdy zanotował silny dołek. Wzrosty są więc nawet bardziej okazałe. Wyczekiwana korekta przyszła, jesteśmy w jej trakcie, ale moim zdaniem rynek zbiera siły do przetestowania historycznych szczytów na poziomie 75 tys. pkt na WIG.
Co daje ten potencjał do wzrostu?
Ciągle mamy dość dużo tanich sektorów. W WIG przez lata nakładały się problemy związane np. z sektorami bankowym czy energetycznym. One powoli się rozwiązują. Banki mają duży earnings power mimo zdarzeń regulacyjnych, które na nie wpływają. Coś zaczęło się też dziać w energetyce. Są więc sektory, które mają odłożoną przez lata wartość i dają szansę na wzrost. Z bardziej makroekonomicznego punktu widzenia jesteśmy, jak się wydaje, w dołku średnioterminowego cyklu koniunkturalnego. Nie weszliśmy w recesję, ale spowolnienie jest dość silne. Kolejny rok powinien być lepszy. Wzrosnąć powinna też siła konsumentów, co będzie związane ze spadającą inflacją. Oczekiwany jest też spadek stóp procentowych.
Co z tego wyniknie?
Taki miks dosyć niskich wycen, potencjału do ulżenia konsumentowi oraz spadku stóp otwiera szerokie pole do wzrostu indeksów. Pamiętajmy też, że rynek mimo wzrostu indeksów nie jest mocno wykupiony, nie mieliśmy szerokich mas inwestorów, które podłączyły się pod ten trend. Według mnie ostatnie miesiące to raczej akumulowanie akcji przez tzw. smart money. To może sprawiać, że nie mamy jeszcze hurraoptymizmu, ale ja jestem optymistą, jeśli chodzi o polski rynek do końca tego roku, a także jeśli chodzi o lata 2024-25. Popełniłem nawet kiedyś taką prognozę, że możemy mówić o nawet 100 tys. pkt na WIG w perspektywie trzech lat. Wydaje mi się, że jest to do zrobienia. Pamiętajmy też, że polskie spółki są dość silne dywidendowo, co może przyciągać zainteresowanie inwestorów w obliczu spadających stóp procentowych. Mamy też oczywiście swoje ryzyko: konflikt w Ukrainie czy ryzyko regulacyjne w niektórych sektorach. Trzeba to brać pod uwagę, ale jak porównuję np. rynek polski do tureckiego, nawet w dolarze, to jesteśmy słabsi, a przecież Turcja nie jest jakąś rewelacją, jeśli chodzi o rynek czy gospodarkę. Mamy więc co odrabiać i korzystamy ze średnioterminowych trendów gospodarczych, związanych choćby z przenoszeniem produkcji i wzmacnianiem się polskiego konsumenta.
Jakie sektory, pańskim zdaniem, będą w najbliższych miesiącach zachowywać lepiej, a jakie gorzej od rynku? Wspomniał pan o bankach i energetyce, a to akurat sektory, na które duży wpływ ma polityka…
Ja ciągle trzymałbym się banków i energetyki. Te sektory są ciągle tanie. Oczywiście są z nimi związane pewne czynniki ryzyka, ale już ujawnione. Temat frankowy, jak by na to nie patrzeć, zbliża się do końca, banki zawiązały na to duże rezerwy. Temat wakacji kredytowych pewnie wróci, ale w formie — może to dziwnie zabrzmi — korzystniejszej dla banków, czyli z mniejszymi kosztami, a prawdopodobnie w 2025 r. tego tematu już nie będzie. Jest to więc tani sektor z pewnym ryzykiem obniżenia zysków ze względu na spadek stóp procentowych. Moja osobista opinia jest taka, że w pierwszej fazie, w ciągu dwóch-trzech lat, zyski na pewno nie spadną tak szybko, jak szybko urosły. Po pierwsze — stopy raczej nie spadną do poziomu bliskiego zera, lecz ustawią się na poziomie 4-4,5 proc., jeśli chodzi o WIBOR, to będzie nadal korzystne środowisko dla banków. Po drugie — wydaje mi się, że banki korzystnie zabezpieczają swoją pozycję na wysokim poziomie stóp procentowych. Wyniki będą więc ciągle dobre.
A poza bankami?
W energetyce zaczęła się transformacja biznesowa. Nie jestem może fanem tego sektora, ale nie da się ukryć, że jest on bardzo tani na tle Europy — widzimy już silne ruchy w górę. Pomyślałbym też o sektorze dóbr konsumpcyjnych — część spółek już na tym korzysta, w warunkach spadającej inflacji mogą sobie radzić lepiej. Patrzyłbym też na spółki, w których ciągle dużo do powiedzenia mają ich założyciele, polscy przedsiębiorcy. To nas wyróżnia na tle Europy — wpływ twórców nadal jest spory, firmy wciąż sobie dobrze radzą. Takie spojrzenie z perspektywy nie sektorowej, lecz tego, kto w spółce rządzi, może być ciekawe: mamy sporo takich spółek w sWIG80, które wyceniane są na dziesięciokrotność zysków, a te zyski rosną, mają też wysoką stopę dywidendy. To może być interesujący składnik portfela.
Wartość aktywów pod zarządzaniem polskich TFI jest teraz najwyższa od końca 2021 r. i mamy za sobą prawie pół roku nieprzerwanego wzrostu. Co sprawia, że inwestorzy znów chętnie lokują pieniądze w funduszach. Czy spodziewa się pan utrzymania tego trendu w końcu roku?
Trzeba poczynić pewne zastrzeżenie — pieniądze płyną, ale do obligacji skarbowych. Jeśli spojrzeć na dane od początku roku, to z 9 mld zł napływów niemal za całość odpowiadają fundusze obligacji skarbowych, i to krótkoterminowych. Nie mamy napływu do bardziej inwestycyjnego segmentu rynku, czyli do funduszy akcji i obligacji korporacyjnych. Co sprawia, że inwestorzy wracają, choć na razie do bezpiecznych instrumentów? W 2022 r. mieliśmy spory odpływ, bo były słabe wyniki, teraz jest naturalny ruch w drugą stronę — wyniki funduszy obligacji są zadowalające, perspektywy obniżki stóp mogą skłaniać do przenoszenia do nich pieniędzy z lokat. Ja natomiast nie jestem optymistą, jeśli chodzi o potencjał wygenerowania przez obligacje skarbowe jakiegoś dodatkowego zwrotu w stosunku do obecnego kuponu.
Szukaj Pulsu Biznesu do słuchania w Spotify, Apple Podcasts, Podcast Addict lub Twojej ulubionej aplikacji
dziś: „Czy obligacje i akcje dadzą jeszcze zarobić”
goście: Grzegorz Zatryb — Skarbiec TFI, Olaf Pietrzak — Esaliens TFI, Tomasz Bursa — Opti TFI, Piotr Żółkiewicz — Żółkiewicz & Partners, Paweł Sugalski — Smart Money FIZ

