Afryka jest dziś zupełnie inna niż jeszcze kilka, kilkanaście lat temu. Zmiany zachodzą tam coraz szybciej. Wystarczy wspomnieć choćby powrót Maroka w styczniu tego roku do Unii Afrykańskiej czy marcowe podpisanie w Kigali nowej umowy o wolnym handlu, którą zaaprobowały aż 44 kraje należące do tej organizacji.

Polityka zamiast puczów
— Niestety w Polsce wiedza na temat Afryki i tego, co dzieje się na tym kontynencie, jest wciąż bardzo uboga. Afryka wymaga odmitologizowania, zwłaszcza że teraz przeżywa rozkwit — uważa Margareta Kassangana, ambasador Polski w Senegalu.
Podczas debaty „Afryka dziś i jutro” w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, podkreśliła, że
Czarny Ląd zmienił się radykalnie np. pod względem politycznym.
— Wzrosła stabilizacja polityczna, a co za tym idzie — poziom bezpieczeństwa — powiedziała Margareta Kassangana.
Jeszcze w latach 90. rządy w krajach afrykańskich zmieniały się najczęściej w wyniku puczu.
— Teraz w większości państw zmiana władzy dokonuje się w sposób demokratyczny — wtórował Francois Kanimba, były minister gospodarki Rwandy.
Przypomniał, że obecnie rozwój afrykańskich krajów jest szybki i relatywnie stabilny.
— To dywidenda, jaką otrzymujemy za wiele dekad reform — powiedział polityk.
Azjaci w natarciu
Nie bez znaczenia było też odkrycie złóż ropy naftowej i gazu ziemnego, które przyciągnęły na Czarny Ląd wielu inwestorów — głównie z Chin i Indii, ale także z Turcji. To dało afrykańskim krajom dostęp do nowych, innych niż dotychczasowe — europejskie, źródeł finansowania. W dodatku azjatyccy inwestorzynie mają ograniczeń, z jakimi, finansując poszczególne przedsięwzięcia, muszą się liczyć europejczycy. W efekcie to Chińczycy i Hindusi w największym stopniu zmienili afrykański krajobraz.
Azjaci i mieszkańcy Starego Kontynentu różnią się zresztą w podejściu do Afryki pod wieloma względami.
— Chińczycy i Hindusi, przybywając do Afryki, od razu jadą na prowincję, a europejczycy bardzo często nawet nie opuszczają najlepszego hotelu w stolicy. Tak nie da się poznać kraju i zbudować relacji — stwierdziła polska ambasador.
Tymczasem właśnie dobre osobiste relacje z potencjalnymi kontrahentami to podstawa sukcesu w biznesie na Czarnym Lądzie — bez nich nie można robić interesów z Afrykańczykami. Potrzeba na to czasu i funduszy, ale warto.
— Jeśli już pozyska się tam partnera i nawiąże z nim współpracę, to potem przynosi ona owoce przez długie lata — powiedział Jan Wieliński, wieloletni ambasador Polski w krajach afrykańskich, dziś ekspert od Czarnego Lądu.
Polskie atuty
Właśnie nawiązywanie osobistych kontaktów może być naszym atutem.
— Polacy są pod w tym względem naprawdę znacznie lepsi niż Brytyjczycy, czy Amerykanie. Potrafią nawiązywać serdeczne relacje — uważa George Njenga, dziekan na Uniwersytecie Strathmore w Nairobi.
Przedstawiciel Kenii dostrzegł, że w ostatnich latach w Afryce pojawili się też inwestorzy z Europy Środkowo- Wschodniej. Firmy z Polski wspólnie z afrykańskimi partnerami budują roboty, zajmują się energetyką solarną czy uprawą roli. Relacje naszego biznesu z Afryką, zdaniem George'a Njengi, mogą jednak i powinny być głębsze.
— W ciągu ostatnich trzech lat prezydent Chin aż cztery razy odwiedził Afrykę. Już trzy lata temu mówiłem, że prezydenta Polski w Kenii nie widziałem. Dziś mogę powtórzyć to samo — ubolewał naukowiec z Nairobi.
W jego opinii, przedsiębiorcy znad Wisły z powodzeniem sprawdziliby się m.in. w wielu segmentach rolnictwa i przemyśle z nim powiązanym.
— Afryka to kontynent, na którym zużywa się relatywnie najmniej sztucznych nawozów. Przeciętne gospodarstwo rolne w Kenii ma 2,5 ha i jest wciąż obrabiane ręcznie, bo maszyny rolnicze to wciąż rzadkość. To stwarza ogromne możliwości wzrostu wydajności — powiedział George Njenga. © Ⓟ