AGENCJA STARA SIĘ O NOWE SPÓŁKI
Za trzy lata instytucja zajmie się prywatyzowaniem mienia Skarbu Państwa
NA PROWIZJI: Agencja Prywatyzacji, którą kieruje Ryszard Szulc, utrzymuje się z 4-proc. prowizji od wpływów z każdej sprzedanej firmy. Prezes mówi, że taka prowizja byłaby wystarczająca, gdyby na sprzedaż były wystawiane również dobre przedsiębiorstwa. A takich brakuje. fot. Grzegorz Kawecki
Agencja Prywatyzacji po raz pierwszy zamierza upublicznić jedną ze swoich spółek — chce wprowadzić na giełdę 40 proc. akcji Famaku z Kluczborka. Stara się również o pełnomocnictwo na prywatyzację nowych spółek Skarbu Państwa. A za trzy lata AP przekwalifikuje się z agencji przekształcającej spółki na prywatyzującą mienie SP.
Agencja Prywatyzacji zamierza sprzedać konsorcjum finansowemu połowę z kontrolowanych akcji Famaku, fabryki maszyn i urządzeń transportowo-dźwigowych z Kluczborka. Inwestor przejmie 40 proc. akcji spółki. Kolejne 40 proc. trafi wkrótce do publicznego obrotu.
Famak będzie pierwszą spółką z portfela agencji, która wejdzie na giełdowy parkiet. Wkrótce agencja ma zamiar zamknąć prywatyzację Krakowskiej Fabryki Armatur oraz Morskiej Stoczni Remontowej ze Świnoujścia. Do sprzedaży będą wystawiane również udziały Agrosu-Łowicz. Z przejęcia 23 proc. akcji zrezygnował już Agros-Holding.
Firmy też pielgrzymują
Agencja nie decyduje o tym, które spółki zostają jej przydzielone. Nie ma również uprawnień do występowania do Ministra Skarbu Państwa o upoważnienie na prywatyzację nowych podmiotów.
— Zdarza się jednak, że spółki, którym zależy na szybkiej prywatyzacji, same zgłaszają się do Agencji z propozycją współpracy. W efekcie starań zarządu i związków zawodowych tych firm, agencja czasami dostaje na nie pełnomocnictwo — mówi Ryszard Szulc, prezes Agencji Prywatyzacji.
Agencja utrzymuje się z 4-proc. prowizji od wpływów z tytułu każdej sprzedanej firmy. Ryszard Szulc uważa, że taka prowizja jest wystarczająca, jeżeli na liście firm do prywatyzacji pojawiają się także dobre spółki.
Jednak większość spółek, na które Agencja dostaje pełnomocnictwo, to średnie i małe firmy, które często wymagają przeprowadzenia szybkiej akcji ratunkowej. Agencja rzadko jednak decyduje się na ich wnikliwą restrukturyzację.
Kukułcze jaja
— Nie zgadzam się z opinią, że restrukturyzacja pozwala sprzedać spółkę drożej. Do tego potrzeba pieniędzy, rynków zbytu, pomysłów na nowe inwestycje. Inwestor modernizując firmę robi to pod kątem własnych potrzeb — uważa Ryszard Szulc.
Po pierwszym półroczu AP uzyskała zaledwie ponad 20 proc. spodziewanych w tym roku przychodów ze sprzedaży. Mimo to prezes Szulc liczy na dodatni wynik finansowy pod koniec roku.
— Mamy w pakiecie spółki, na których nigdy nie zarobimy. Nawet dla nich trzeba jednak wykonać kosztowne i czasochłonne analizy przedprywatyzacyjne. Żeby ograniczyć koszty, zaczynamy przygotowywać spółki do sprzedaży dopiero wówczas, kiedy mamy listy intencyjne od potencjalnych inwestorów — twierdzi Ryszard Szulc.
Życie po życiu
Za trzy lata AP przekwalifikuje się z przekształcania spółek na prywatyzację mienia Skarbu Państwa. Resort zrezygnował z utworzenia Agencji Prywatyzacji Mienia SP i przydzielił te kompetencje AP.
— Otrzymaliśmy już pełnomocnictwa na sprzedaż mienia po zlikwidowanych przedsiębiorstwach państwowych, które wcześniej bezskutecznie próbowali prywatyzować pracownicy. Teraz my próbujemy sprzedać w dużej mierze zdewastowany majątek — dodaje Ryszard Szulc.
Agencja nie będzie jednak w stanie zająć się dokończeniem przekształcania wszystkich firm, które nie podołały samodzielnej prywatyzacji pracowniczej. Może ich być nawet 250.
— Do tego potrzebne byłyby terenowe oddziały. Ich tworzenie jest jednak niemożliwe bez dotacji budżetowych, których agencja już nie otrzymuje. Dochody, które przynosi zagospodarowane mienie, pokrywają tylko koszty bieżące — tłumaczy prezes.