Futbol stał się przejściowo najbardziej widocznym wymiarem globalizacji. Rywalizacja sportowa źle znosi, gdy sędzia staje się aktywnym uczestnikiem gry. W tym jest podobna do konkurencji gospodarczej. W sporcie te dwie role formalnie są rozłączne, choć zdarza się sędziowanie tendencyjne, czego przykłady widzimy na piłkarskich mistrzostwach świata.
Niestety, w gospodarce w podwójnej roli bardzo lubi występować państwo. Także władze lokalne i sędziują, i gospodarują. Są często właścicielem, akcjonariuszem, stroną zamówień publicznych oraz uczestnikiem rynku finansowego. Naprawdę trudno o bezstronność, gdy władza tworzy reguły gry, czuwa nad ich przestrzeganiem i zarazem wkracza na boisko. Polska jest obecnie sceną potęgowania się tej podwójnej roli.
Z kolei różnica między sportem a biznesem polega między innymi na tym, że widownia sportowa jedynie kibicuje — gwiżdże, klaszcze, ewentualnie zdegustowana wychodzi ze stadionu — w gospodarce zaś nikt inny, jak właśnie masowa klientela rozstrzyga wynik rozgrywki pomiędzy producentami lub usługodawcami. Głosując pieniędzmi, wskazuje wygranych i przegranych. Zdarza się, że nie wybiera lepszej jakości, zwiedziona bałamutnymi reklamami. O ile jednak oszukiwanie konsumentów ma krótkie nogi, o tyle w polityce bezkarność pustych obietnic wręcz zachęca do mamienia nimi elektoratu.