Barack Obama: Tak, możemy – zawierajmy kompromisy

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-05-19 20:00

Jako 44. prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki w kadencji 2009-17 Barack Hussein Obama gościł w Polsce trzykrotnie, zawsze w Warszawie. Czwarty raz zawitał 15 maja 2025 r. do Poznania na dziesiątą edycję konferencji Impact’25.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W 2011 r. Barack Obama był gościem szczytu prezydentów Europy Środkowej. Potem w 2014 r. uhonorował przed Zamkiem Królewskim 25. rocznicę przełomowych dla Polski i naszej części kontynentu wyborów z 4 czerwca 1989 r. W jego młodości właśnie Solidarność była, obok więzionego Nelsona Mandeli, główną siłą inspirującą go do zmieniania świata. Notabene nasza chwalebna srebrna rocznica wypadła bezpośrednio po zagarnięciu przez Rosję ukraińskiego Krymu. Okazją do trzeciego pobytu Baracka Obamy już pod koniec prezydentury był w 2016 r. szczyt Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) na PGE Narodowym.

Współcześnie prawie 64-letni prezydencki emeryt standardowo dla swojej elitarnej grupy zawodowej prowadzi po świecie komercyjne wykłady. Prezentacja w nabitej publicznością hali kompleksu Międzynarodowych Targów Poznańskich trwała godzinę. Miała formułę wywiadu, w którym pytania dzielące ją na części zadawał profesor Timothy Snyder, wybitny amerykański historyk znający Polskę i nasz region, specjalizujący się w badaniach autorytaryzmu. Obaj rozmówcy odnosili się do pierwszej wizyty prezydenta u nas już w roku… 2009, zatem upływ czasu fakty nawet w tęgich głowach zaciera. Ten przeskok z faktycznego roku 2011 został, niestety, powszechnie powielony.

O Trumpie bez Trumpa

Generalnym lejtmotywem prezentacji był bardzo aktualny i palący problem światowego przywództwa USA w kontekście zachodzących przemian politycznych. Radykalny zwrot nastąpił cztery miesiące temu wraz z ponownym objęciem prezydentury przez Donalda Trumpa. Gdyby wybory wygrała Kamala Harris, wydźwięk poznańskiego wystąpienia Baracka Obamy byłby zupełnie inny. Jako mistrz dyplomatycznych meandrów 44. prezydent ani razu nie wymienił swojego 47. następcy z nazwiska, ale domyślnych odniesień do obecnych praktyk tzw. Waszyngtonu było bez liku.

Gość Impactu’25 przypomniał oczywistość, że trwający przez osiem dekad światowy porządek – z ogromną rolą USA – wykuty został na największej w dziejach ludzkości tragedii drugiej wojny światowej. Nie wspomniał dosłownie Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale stworzone pod jej przewodem zasady prawa międzynarodowego, zgodnie z którymi państwa większe nie mogą dominować nad mniejszymi tylko dlatego, że mają potężniejszą armię. Jako obserwator zza Atlantyku w szczególności docenił dziejowy przełom w Europie, która po doświadczeniach straszliwej wojny stała się najbardziej pokojowym zakątkiem świata. Wieloletni porządek stopniowo jednak podlegał naturalnej erozji, jako że powodował pogłębianie się nierówności. W tym kontekście Barack Obama nawiązał do globalnego kryzysu finansowego, zapoczątkowanego w 2008 r. bez jakichkolwiek wątpliwości w USA, z którego skutkami przyszło mu jako przywódcy sprawczych Stanów Zjednoczonych zmagać się od pierwszych dni po objęciu prezydentury w 2009 r.

Jako doświadczony decydent Barack Obama ocenił, że rządy USA robią błędy – nie było jasne, czy objął tą pojemną kategorią również dawne własne – ale on niezmiennie pozostaje optymistą. Jeśli w USA miałaby się utrwalić autokracja, to prognoza dla całego świata rzeczywiście byłaby nie najlepsza.

Postępy demokratyzacji i umacniania się praw człowieka oczywiście nie mogą ograniczać się tylko do Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście podkreślił, że w dziedzinie militarnej Europejczycy nie mogą wciąż liczyć, że w razie czego Amerykanie jak zawsze przyjdą i nas obronią. Udział USA faktycznie przesądził o zwycięstwie świata demokratycznego zarówno w pierwszej, jak też drugiej wojnie światowej, ale obecna sytuacja jest bardziej złożona. Taką zobiektywizowaną prawdą militarną były 44. prezydent przerzucił pomost do obecnego 47., unoszącego się cały czas w tle wykładu bez wymieniania go z nazwiska.

Chiny, klimat i reset z Rosją

Innym wątkiem, w którym zaznaczyła się spójność polityki i ocen amerykańskich prezydentów demokratycznych i republikańskich, były relacje z Pekinem. Chiny wstąpiły do Światowej Organizacji Handlu w 2001 r., ale przez ćwierć wieku nie postępują uczciwie, albowiem nie otwierają zgodnie z zasadami WTO swojego rynku, natomiast maksymalnie wykorzystują możliwości eksportowe. I takiej fatalnej dla reszty świata strategii komunistyczni władcy nie zamierzają zmieniać.

Barack Obama nie byłby sobą, gdyby nie poruszył także palącej kwestii klimatu i porozumienia szczytu COP21 w 2015 r. w Paryżu. Mimo konfrontacji handlowej na finiszu swojej prezydentury w 2016 r. doprowadził wspólnie z Xi Jinpingiem do światłego, jednoczesnego ratyfikowania zobowiązań paryskich przez USA i Chiny, czyli emitentów 40 proc. światowego dwutlenku węgla. Niestety, dający ludzkości wielkie nadzieje układ obecny rząd USA wypowiedział. Bez względu jednak na błędy władzy Stany Zjednoczone pozostaną, bardziej czy mniej demokratyczne/autorytarne, najważniejszym światowym graczem.

W odniesieniu do napastniczej wojny Rosji z tragicznie doświadczaną od trzech lat Ukrainą prezydent Barack Obama wspomniał o swoich relacjach z Władimirem Putinem. Ogłaszając pamiętny reset, starał się zrozumieć perspektywę władcy Kremla, który trwał w poczuciu oszukania i zdradzenia Rosji przez Zachód po rozsypaniu się Związku Radzieckiego. Dlatego jako odpowiedzialny za światowy pokój 44. prezydent USA dążył wtedy do obustronnego zredukowania liczby głowic nuklearnych, co mu się udało.

Wypada przypomnieć, że Barack Obama w ten sposób niejako… odpracowywał Pokojową Nagrodę Nobla, którą zaskakująco, bez zasług przeszłych, otrzymał na starcie prezydentury już w 2009 r. Obecnie zaś, odnosząc się do dawnego Putina, podkreślił, że szybko stwierdził – zwłaszcza po zagarnięciu przez Rosję Krymu – zdecydowane zróżnicowanie poglądów ich obu na świat, a zwłaszcza na konieczność przestrzegania prawa międzynarodowego.

Praworządność po amerykańsku

Podczas wykładu Barack Obama kilka razy podkreślał, że jako amerykański demokrata jest oczywiście reprezentantem opcji centrolewicowej. Będąc decydentem, realizował ją w praktyce na przykład programem objęcia wszystkich Amerykanów państwowym systemem opieki zdrowotnej, której biedniejsza część społeczeństwa, obejmująca około 15 proc., była całkiem pozbawiona. W taki sposób postrzegał swoją misję zmieniania świata na lepszy. 5 listopada 2024 r. amerykańska centrolewica jednak dotkliwie przegrała. Gość Impactu’25 samokrytycznie przyznał, że była zbyt pewna siebie i przekonana o swojej wyłącznej słuszności, dlatego nie zadbała o stworzenie koniecznej szerszej koalicji. To bardzo gruby błąd, warunkiem politycznego powodzenia jest umiejętność zawierania kompromisów. Klasyczna definicja stwierdza, że to porozumienie, z którego żadna ze stron nie jest w pełni zadowolona – ale kompromisy są możliwe i konieczne, bo tylko one prowadzą do postępu.

Specyficznym wątkiem wykładu było nawiązanie przez Baracka Obamę do praworządności. Oczywiście nie u nas – generalnie tematyka polska wystąpiła głównie symbolicznie i jedynie śladowo – lecz w USA. Przypomniał, że rządy prawa sprowadzają się do uczciwości, a zatem zwiększają możliwości biznesowe. W szczególności odniósł się do gigantów technologicznych z Doliny Krzemowej, którzy w ostatnich wyborach w USA silnie poparli republikańskiego zwycięzcę. Demokrata skrytykował ich zapędy autokratyczne, a nawet – naturalnie nie podał jakiegokolwiek nazwiska, ale wszyscy je znają – dążenie do technologicznego despotyzmu. Przypomniał oczywistość, że bez ładu prawnego w biznesie krzemowi giganci w ogóle nie mieliby możliwości zaistnienia i zrobienia wręcz kosmicznych karier. Dlatego tak szokujące dla prezydenta centrolewicowego jest ich opowiadanie się po stronie półprawd i oczywistych kłamstw. Prawda i praworządność to wartości, których nigdy nie powinno się przehandlowywać za doraźne korzyści.

Bez prezydenckiej pieczęci

Na koniec tego z natury wybiórczego zapisu górnolotnego słowotoku Baracka Obamy dodaję drobny wątek osobisty. 44. prezydenta słuchałem na żywo podczas trzech wspomnianych jego wizyt w Warszawie, najbliżej na szczycie NATO w białym pawilonie na betonowej płycie PGE Narodowego. Tam udało mi się podprowadzić z mównicy na pamiątkę… jednorazowy papierowy kubek, z którego Barack Obama napił się łyk herbaty. Stałem się zatem nieuprawnionym posiadaczem prezydenckiego DNA! Najbardziej mnie zdumiało, że zwyczajna biała jednorazówka, jakich tysiące w każdym stoisku z napojami, nosi urzędowy okrągły herb z napisem „Seal of the President of the United States”, identyczny jaki widnieje na Air Force One, służbowych kurtkach, mównicach etc. Prezydentowi emerytowanemu taka pieczęć już nie przysługuje, nawet na białym kubeczku....