Bawarczyk z Lublina

Rząd powinien wspierać krajowe firmy, nie zniechęcając jednak zagranicznych inwestorów. Będziemy ich potrzebować, gdy skończą się unijne fundusze — uważa Alfred Watzl ze Strabaga

DM PKO BP obniżył niedawno rekomendację dla Budimeksu (z „kupuj” na „trzymaj”), decyzję uzasadniając sygnałami płynącymi od polityków, niepomyślnymi dla zagranicznych firm. Skoro analitycy obawiają się o wywodzący się z Polski Budimeks, kupiony przed laty przez Ferrovial, Strabag, z korzeniami w Austrii, powinien pakować manatki. Firma, działająca nad Wisłą od 30 lat, nigdzie się jednak nie wybiera, podobnie jak Alfred Watzl, członek zarządu odpowiedzialny za realizację kontraktów, który sam o sobie mówi, że jest Bawarczykiem, ale… z Lublina.

OTWARTY RYNEK:
OTWARTY RYNEK:
Alfred Watzl, członek zarządu Strabaga, uważa, że na rynku jest miejsce dla firm z polskim i zagranicznym kapitałem — i nie należy ich dzielić na swoje i obce.
Marek Wiśniewski

Test polskości

Cudzoziemiec, który w Polsce zapuszcza korzenie już od 17 lat, nie boi się, że jego firmastraci kontrakty. Chwali rząd za zamiar wspierania rodzimych przedsiębiorstw, a Strabaga uważa za… jedno z nich.

— Jesteśmy polską firmą, która przez ostatnie 5 lat zapłaciła w Polsce prawie 2 mld zł podatków. Zatrudniamy tu 5 tys. osób. Mamy własne laboratorium realizujące projekty badawcze, opracowujące nowe technologie, receptury materiałów budowlanych, z których korzystamy nie tylko w Polsce, ale także udostępniamy innym. Mamy własną akademię, która prowadzi kursy doszkalające dla naszych inżynierów i kadry kierowniczej, oraz własną szkołę majstrów, w której sami kształcimy pracowników. Wzorując się na nas, podobne rozwiązania wprowadziły także inne spółki z grupy w Europie — podkreśla Alfred Watzl.

Jego zdaniem, rząd powinien wspierać polskie firmy, zachęcając jednocześnie zagranicznych inwestorów do lokowania w Polsce działalności.

— Rolą rządu jest wsparcie dyplomatyczne i pomoc polskim firmom, by rozwijały działalność za granicą, przygotowującsię na trudne lata i brak kontraktów, który nastąpi po 2020 r. Jednocześnie już teraz warto pomyśleć o systemie finansowania budownictwa na przyszłe lata, kiedy skończą się unijne fundusze — dodaje Alfred Watzl.

Przykład z sąsiedztwa

Radzi czerpać z doświadczenia Niemiec, które — zamiast skupiać się na śledzeniu narodowości kapitału — szukają pieniędzy na inwestycje.

— Niemal połowa mostów autostradowych, które zbudowano przed laty, wymaga już modernizacji i wszystkie firmy w Niemczech cieszą się, kiedy rząd ogłosi program wart choćby 5 mld EUR. W Polsce unijne dotacje na inwestycje sięgają 82 mld EUR, z czego około 20 mld zł przeznaczone jest dla sektora budowlanego — mówi reprezentant Strabaga.

Przekonuje, że za kilka, kilkanaście lat Polska będzie w podobnej sytuacji jak Niemcy. Już dziś warto zacząć myśleć o tym, skąd wziąć pieniądze na utrzymaniei remonty obecnie powstających obiektów i budowę kolejnych, bo przecież całej potrzebnej infrastruktury w ciągu kilku lat nie zbudujemy. Alfred Watzl jest przekonany, że bez wsparcia zagranicznych inwestorów się nie obejdzie. Podaje przykład rodzinnej Bawarii.

— Bawarczycy, podobnie jak Polacy, są dumnym narodem. Bawaria ma własny język, kulturę. W latach 70. ubiegłego wieku była biednym, rolniczym regionem, a władze musiały błagać inwestorów, by ulokowali tam kapitał. Dziś pielęgnuje własne tradycje, ale jednocześnie dzięki zagranicznym inwestycjom jest rozwinięta technologicznie i bogata — mówi przedstawiciel Strabaga. Polsce jest łatwiej, bo inwestorzy chętnie tu przyjeżdżają.

— Rząd deklaruje, że jest otwarty na współpracę z Unią Europejską i zagraniczne inwestycje, ale równocześnie mówi o polskim i obcym kapitale. Sztuką jest zachować narodową tożsamość, pozostając otwartym na resztę świata — uważa Alfred Watzl.

 

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Katarzyna Kapczyńska

Polecane