Ujawniony przez „PB” toksyczny romans Benefii (dziś Compensa Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie Vienna Insurance Group) z notowanym w latach 2011-15 na NewConnect Progresem Investment (PI) zaowocował dwoma procesami karnymi. W jednym byli menedżerowie ubezpieczyciela oskarżeni są o niegospodarność na łącznie około 160 mln zł, drugi dotyczy tego, że PI działał jak zorganizowana grupa przestępcza, która bezprawnie przejęła majątek klientów wart ponad 100 mln zł. Sukces prokuratury? Niekoniecznie. Z naszych ustaleń wynika, że najciekawsze wątki tej sprawy zakończyły się niczym, a śledczy nie potrafią wyjaśnić, dlaczego.
Szef wszystkich szefów
Obraz jednej z największych afer polskiego rynku ubezpieczeniowego, wyłaniający się z dwóch aktów oskarżenia, które trafiły w 2019 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie, jest następujący. W latach 2010-12 Benefia roztrwoniła 160 mln zł, inwestując je w obligacje i akcje PI oraz powiązanych z nim firm. Pieniądze te pozwoliły na rozkręcenie biznesu Progresu, który miał polegać na udzielaniu krótkoterminowego finansowania przedsiębiorcom, a polegał na oszukiwaniu oraz przywłaszczaniu nieruchomości i udziałów w spółkach, o wartości wielokrotnie przekraczającej udzielone finansowanie.
O niegospodarność w Benefii prokuratura oskarża jej byłego prezesa Tomasza T., byłych członków zarządu, Przemysława M. i Krzysztofa K., oraz byłą pracownicę ubezpieczyciela Annę B. W przypadku PI oskarżonych jest trzynaście osób, z których jedenaście, w tym notariusz, miało należeć do zorganizowanej grupy przestępczej. Według śledczych gangiem kierowali Paweł J., założyciel i były prezes Progresu, oraz Marek A., były wiceprezes spółki, a niepoślednią rolę odgrywał w nim Tomasz T. Wieloletni prezes Benefii, a równocześnie członek rady nadzorczej PI, miał nie tylko założyć gang, ale też wydawać polecenia Pawłowi J. i Markowi A. - i de facto, jak zeznali niektórzy świadkowie, pełnić funkcję „szefa wszystkich szefów” czy „nadprezesa” Progresu. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy.

Fundusz operacyjny
Jednym z kluczowych świadków w obu sprawach, którego zeznania prokuratura uznała za wiarygodne, był Adam T., współzałożyciel PI, który na początku działalności spółki prowadził jej księgowość, a przez kilka miesięcy był też członkiem jej rady nadzorczej. Dotarliśmy do protokołów jego zeznań, złożonych przed prokuratorem w 2014 r. i potwierdzonych niedawno przed sądem. Znaleźliśmy wątki, o których akty oskarżenia w obu sprawach milczą.
Adam T. zeznał, że przez około rok, w latach 2010-11, na potrzeby głównych podejrzanych, Tomasza T. i Pawła J., prowadził nieoficjalną księgowość – „lewą kasę”. W jej ramach z nieformalnych dochodów PI, pochodzących m.in. z tzw. pustych faktur opłacanych przez klientów spółki, którym Progres miał zapewnić finansowanie, a także z pieniędzy wyciekających z Benefii, m.in. na podstawie pustych czy zawyżanych faktur za różne usługi, generowany był „quasi fundusz operacyjny".
Według relacji księgowego PI beneficjentami tego funduszu byli m.in. Tomasz T. i Paweł J. oraz kontrolowane przez nich spółki, a pieniądze miały również trafiać w formie łapówek do członków władz Benefii, w zamian za inwestowanie pieniędzy ubezpieczyciela w obligacje Progresu. Adam T. szczegółowo opisał, jakie osoby i podmioty miały być zaangażowane w proceder, a co więcej – przekazał prokuraturze miesięczne rozliczenia obrotów „lewej kasy”, z których część, zgodnie ze słowami księgowego, była podpisana w jego obecności przez Pawła J.

Czeski film w prokuraturze
Dlaczego w aktach oskarżenia nie ma o tym wszystkim ani słowa, choć inne zeznania Adama T. prokuratura uznaje za wiarygodne, a wręcz kluczowe? Zapytana o to Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadziła śledztwa w obu sprawach, odpowiedziała, że te wątki są przedmiotem innego śledztwa, prowadzonego przez Prokuraturę Krajową. Tyle że to nieprawda! Prokuratura Krajowa zapewnia bowiem, że śledztwo o podanej przez „okręgówkę” sygnaturze… w ogóle nie dotyczy Benefii i PI.
Co na to Prokuratura Okręgowa w Warszawie? Aleksandra Skrzyniarz, jej rzecznik prasowy, twierdzi że pierwotna odpowiedź oparta była na „ustaleniach poczynionych w 2018 r. na drodze służbowej”, i przyznaje, że nie wie, „czy i w jakim zakresie” „krajówka” zweryfikowała zeznania Adama T. Jednocześnie zapewnia, że „okręgówka” je weryfikowała „w kierunku czynów z art. 296a par. 4 kodeksu karnego” [korupcja gospodarcza – red.], ale nie doprowadziło to „do uzyskania dowodów umożliwiających sformułowanie aktu oskarżenia w tym zakresie”.
Ta odpowiedź może dziwić choćby w kontekście faktu, że zeznania Adama T., złożone w prokuraturze i podtrzymane przed sądem, obciążały również jego (jako kolejnego beneficjenta „lewej kasy”). Zdawał sobie z tego sprawę nawet on sam, bo - zeznając przed sądem - korzystał z możliwości odmowy odpowiedzi na niektóre pytania, uznawszy, że mogłoby go to narazić na odpowiedzialność karną. Dlaczego nie usłyszał w tej sprawie żadnych zarzutów? To pytanie śledczy pozostawili bez odpowiedzi.
Pompowanie kursu
To nie koniec kontrowersji. Adam T. zeznał, że z „quasi funduszu operacyjnego” pokrywano również część codziennych kosztów Progresu – po to, by wykazywał wyższe zyski, co wraz z inwestycjami Benefii w akcje i obligacje PI, miało przełożyć się na wzrost kursu jego akcji na NewConnect. A to, w zamyśle Tomasza T. i Pawła J., miało pozwolić na zyskowną sprzedaż akcji spółki.
Rekord kurs Progresu osiągnął w maju 2012 r. Wtedy właśnie zaraportował, że Paweł J. i kontrolowana przez niego cypryjska spółka Corgeton Holdings sprzedały po około 15 proc. akcji PI po 25 zł za walor, łącznie za 33,3 mln zł. Pieniądze wyłożyła i straciła Benefia, która była nabywcą obu pakietów. A kto zyskał? Nie tylko Paweł J., ale też Tomasz T. Jak bowiem ustaliła prokuratura, to prezes Benefii, a nie szef Progresu, był rzeczywistym beneficjentem cypryjskiego Corgetonu.
Tylko w wyniku tych dwóch transakcji do głównych oskarżonych trafiło więc aż 33,3 mln zł. Czy śledczy badali, co się stało z tymi pieniędzmi, w tym historię rachunków bankowych, na które wpłynęły oraz późniejsze transfery? Dlaczego późniejsze rozporządzenie 33,3 mln zł nie zostało zakwalifikowane jako pranie pieniędzy, skoro - zdaniem prokuratury - transakcje z maja 2012 r. stanowiły przestępstwo? Na te pytania Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie odpowiedziała. Ograniczyła się do stwierdzenia, że „zebrano dokumentację i prowadzono ustalenia zmierzające do zidentyfikowania rzeczywistych beneficjentów” wszystkich transakcji objętych zarzutami.
Szukaj wiatru w polu
Z jakim skutkiem? Dobrze to widać, gdy zestawi się łączne szkody Benefii i klientów Progresu z majątkiem zabezpieczonym w obu sprawach u wszystkich podejrzanych. Pierwsza wartość to ponad 260 mln zł, druga… niecałe 4 mln zł, czyli ponad 65 razy mniej! Przy czym realna wartość zabezpieczeń zapewne jest niższa, bo ich część to hipoteki na nieruchomościach, obciążonych wcześniej na rzecz innych podmiotów.
- W toku obu postępowań majątku podejrzanych na zlecenie prokuratury poszukiwały wyspecjalizowane w tym kierunku służby, a zabezpieczeniami objęto cały majątek podejrzanych, jaki udało się ustalić – komentuje Aleksandra Skrzyniarz.
Co na to pokrzywdzeni? Pełnomocnicy Compensy (kiedyś Benefii) przekazali „PB”, że co do zasady woleliby nie komentować pracy prokuratury. Przyznali jednak, że „biorąc pod uwagę wysokość wyrządzonej Compensie szkody”, wartość zabezpieczeń „jawi się jako niska”.
Poszkodowani klienci Progresu uważają podobnie. Jeden z nich, Sebastian Targański, złożył nawet ostatnio w prokuraturze… donos na prowadzącego śledztwo w sprawie PI, wskazując, że ten nie zabezpieczył cennych nieruchomości wyłudzonych przez Progres, co umożliwiło kolejne przestępstwa, związane z ich dalszym zbywaniem. A także, że prowadził śledztwo przewlekle (co potwierdził sąd), niezasadnie próbował je umorzyć oraz nie informował go o przesłuchaniach mimo złożonego wniosku. Zawiadomienie trafiło do Prokuratury Okręgowej w Toruniu, a ta odmówiła wszczęcia śledztwa. Sebastian Targański złożył na tę decyzję zażalenie do sądu.