Niemal 2% zyskał wczoraj indeks spółek technologicznych, tych samych, które mają stać się przedmiotem zwiększonych regulacji ze strony administracji Bidena. Dzień inauguracji z pewnością nie był dniem zmartwień na Wall Street.
W środę wszystkie ważniejsze amerykańskie indeksy odnotowały nowe historyczne maksima. Rynek reagował tak, jakby pożegnał właśnie najbardziej anty-rynkowego prezydenta. Tymczasem za kadencji Trumpa mieliśmy jedną z najmocniejszych hoss i to pomimo tegorocznego załamania (choć złośliwi powiedzieliby może, że bardziej dzięki temu). Trump z giełd uczynił miernik swojego sukcesu, najpierw notowania wsparł ogromnym cięciem podatków dla korporacji, zaś następnie jego (powiązani z Wall Street) doradcy upewniali się, aby komunikacja zawsze była dla rynków przyjazna. Jedynym „problemem”, były relacje z Chinami, jednak początkowo niebezpieczny konflikt handlowy został rozwodniony, a rynki non-stop mamione były nadziejami na „świetne porozumienie”. Jak na tym tle wygląda Biden? To jest cały czas dobre pytanie. Szereg jego pierwszych decyzji niekoniecznie jest rynkom przyjaznych. Nominacje dla zwolenników zwiększenia regulacji i twardej polityki wobec Chin, zablokowanie rurociągu z Kanady, twardsze podejście w kwestii restrykcji związanych z pandemią. To wszystko nie robi na razie na inwestorach wrażenia. To co widzą przed oczyma to owe 2000 dolarów wypłat dla gospodarstw domowych, które mają w dużej mierze trafić na giełdę. Gwarantem przyjaźni z Wall Street ma być też Janet Yellen, która ma tworzyć zgrany duet z obecnym szefem Fed.