BitBay zyskał i stracił na BitMarkecie

Karolina WysotaKarolina Wysota
opublikowano: 2019-07-28 22:00

Po bankructwie rywala największej polskiej kryptogiełdzie przybyło użytkowników. Jest też jednak druga strona medalu: bank zablokował rachunki jej klientów

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Jak upadek Bitmarketu wpłynął na BitBaya
  • Jak zachowały się BOŚ Bank i Pocztowy, w których zgromadzone są pieniądze klientów obu giełd
  • Co o sprawie mówi KNF

Dwa tygodnie temu na klientów BitMarketu jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o bankructwie spółki. Wraz z giełdą pod ziemię zapadły pieniądze ok. 6 tys. graczy — równowartość 2,3 tys. bitcoinów. Według aktualnego kursu tej najpopularniejszej i najdroższej kryptowaluty za jednego BTC trzeba zapłacić około 15 tys. USD. Sprawą BitMarketu zajęła się olsztyńska prokuratura okręgowa. W piątek policja podała, że nie żyje Tobiasz Niemiro, współwłaściciel BitMarketu. Problemy tej spółki wpłynęły na działalność giełdy BitBay.

PRZEZORNY UBEZPIECZONY:
PRZEZORNY UBEZPIECZONY:
Klientów BitBaya, na czele którego stoi Paweł Sobków, niepokoi ponowna weryfikacja za pomocą selfie — obawiają się, że giełda celowo wstrzymuje wypłatę pieniędzy zgromadzonych na rachunkach. Spółka twierdzi, że dostosowuje się do wymogów nadzoru, który jest bardzo drobiazgowy w kwestii weryfikacji użytkowników
Fot. Marek Wiśniewski

Dzienny obrót na głównym rynku BitBaya, czyli na parze walutowej bitcoina i złotego, waha się w przedziale 3,5-7 tys. BTC. Przy aktualnym kursie króla coinów (15 tys. USD) i dolnej granicy obrotu (3,5 tys. BTC), w ciągu doby użytkownicy platformy obracają setkami milionów złotych. Chwilę po tym, jak konkurencyjna platforma przestała działać, BitBay odnotował skokowy wzrost rejestracji kont nowych użytkowników.

— Przez tydzień począwszy od 8 lipca dziennie rejestrowało się trzykrotnie więcej użytkowników niż zwykle. To efekt upadku BitMarketu — mówi Paweł Sobków, prezes Pinewood Holding, właściciel giełdy kryptowalut BitBay.

Sielanka na chwilę przeobraziła się w dreszczowiec. „PB” ustalił, że BOŚ Bank zamroził pieniądze klientów giełdy zgromadzone na indywidualnych rachunkach. Paweł Sobków twierdzi, że sprawa została wyjaśniona, a konta odblokowane. Nie ujawnia, ile kosztowało wstrzymanie obrotów.

Co się wydarzyło?

Biuro prasowe banku odmawia odpowiedzi na nasze pytania, tłumacząc, że sprawy związane z działalnością objęte są tajemnicą. Co ważne, BitBay nie współpracuje bezpośrednio z instytucją finansową, lecz poprzez operatora płatności — notowaną na warszawskim parkiecie Igorię Trade, której model biznesowy polega na otwieraniu kont w bankach i następnie udostępnianiu ich użytkownikom giełdy. Igoria nie poinformowała inwestorów o sprawie komunikatem bieżącym, bo, zdaniem prezesa Wojciecha Kulińskiego, nie było takiej konieczności. Igoria Trade oferowała też rachunki bankowe klientom BitMarketu, z którym jednak zakończyła współpracę zaraz po tym, jak giełda zaprzestała działalności. Część pieniędzy, którymi klienci na chwilę przed wyłączeniem platformy próbowali zasilić indywidualne konta, do nich wróciła. Ile — tego nie wiadomo. Spółka nie ujawnia tej informacji. W przypadku BitMarketu bankiem partnerskim był Pocztowy.

Tak już było

Giełdy kryptowalut nie współpracują bezpośrednio z bankami, bo te tego nie chcą. Wszystko zaczęło się niespełna dwa lata temu. Instytucje zaczęły zrywać współpracę z branżą krypto pod koniec 2017 r. Cena bitcoina osiągnęła wówczas najwyższy poziom w historii — 20 tys. USD. Sektor bankowy wspólnie z Komisją Nadzoru Finansowego i Narodowym Bankiem Polskim wytoczyli wojnę kryptowalutowym naciągaczom i studzili gorączkę inwestorów.

W konsekwencji giełdy i kantory kolejno trafiały na listę ostrzeżeń publicznych nadzorcy. Działania te zdławiły wiele biznesów — w tym BitBaya, któremu ostatecznie udało się wrócić do formy. Firmę przeniesiono z Polski na Maltę, z czasem udało się otworzyć rachunki w polskich bankach. Problem zamykania kont wraca jednak jak bumerang. W kuluarach spekuluje się, że to mogą być bezpośrednie działania nadzoru. Komisja Nadzoru Finansowego stanowczozaprzecza, że ma bezpośredni związek z zamykaniem, ale zaleca bankom ostrożność. Podtrzymuje swoje stanowisko sprzed dwóch lat: „Narodowy Bank Polski i Komisja Nadzoru Finansowego wskazują również, że instytucje finansowe powinny zachować szczególną ostrożność w zakresie podejmowania i prowadzenia współpracy z podmiotami prowadzącymi obrót »walutami« wirtualnymi, w szczególności w odniesieniu do ryzyka wykorzystania tych podmiotów do prania pieniędzy oraz finansowania terroryzmu. Decyzja w tym zakresie powinna być poprzedzona wnikliwą analizą potencjalnych konsekwencji, w tym również ryzyka prawnego i ryzyka reputacji” — informuje biuro prasowe KNF w odpowiedzi na pytania „PB”.

Rynek kryptowalut nie jest w Polsce regulowany. KNF nie licencjonuje, nie rejestruje ani nie nadzoruje giełd kryptowalutowych. Urząd ten nie posiada też żadnych narzędzi umożliwiających pomoc osobom poszkodowanym w wyniku upadku giełdy kryptowalut. Około dwóch tygodni temu BitBay poprosił o spotkanie z KNF — dowiedział się „PB”. Bez odzewu. Eksperci zapewniają, że obrót kryptowalutami jest bezpieczny, a realnym problemem mogą być ludzie.

— Dzięki najnowszej technologii analizujemy transakcje w bitcoinie krok po kroku. W ciągu kilku dni jesteśmy w stanie sprawdzić historię wszystkich transakcji w kryptowalutach dokonanych za pośrednictwem platformy BitMarket i dowiedzieć się, gdzie się podziały kryptowaluty klientów giełdy — czy zostały skradzione czy zdefraudowane. Co więcej, w przypadku prawie 50 proc. transakcji jesteśmy w stanie zidentyfikować podmiot, do którego środki trafiły. Jest to możliwe dzięki coraz częstszej weryfikacji użytkowników giełd. Uważam, że problemem nie jest bitcoin lub brak transparentności tych transakcji, lecz osoby, które stoją za danym biznesem kryptowalutowym, i błędy, jakie popełniają — twierdzi Paweł Kuskowski, prezes Coinfirmu specjalizującego się w przeciwdziałaniu praniu pieniędzy za pośrednictwem transakcji kryptowalutowych.