Sejm we wtorek nie zdążył jednak przyjąć ustawy budżetowej na rok 2006. Gdy komputer zanotował wynik głosowania 269:180, przy 2 posłach wstrzymujących się i 9 nieobecnych, było już kilkadziesiąt sekund po północy! Ustawę poparła ta sama koalicja, która 10 listopada udzieliła wotum zaufania rządowi Kazimierza Marcinkiewicza — czyli Prawo i Sprawiedliwość, Samoobrona, Liga Polskich Rodzin oraz Polskie Stronnictwo Ludowe.
Trochę wcześniej, o godz. 23.30 zakończył się trwający ponad siedem godzin maraton głosowań nad poprawkami. Te zgłoszone przez Platformę Obywatelską oraz Sojusz Lewicy Demokratycznej kolejno przepadały, co automatycznie przeniosło oba kluby na drugą stronę budżetowej barykady. Przejrzałem szczegółowo druk sejmowy nr 216A, obejmujący 220 poprawek, i potwierdzam, iż PO nie zgłaszała żadnego obcięcia o 100 mln zł pieniędzy dla policji — co w ostatnich dniach było rozgłaszane przez Jarosława Kaczyńskiego jako haniebny przykład usiłowania rozłożenia organów państwa. Wynika z tego, że przykazanie „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” nie obejmuje walki politycznej…
Był natomiast inny wniosek PO — który oczywiście przepadł — o przesunięcie aż 43 mln złotych z Biura Ochrony Rządu do komend powiatowych policji. Ta poprawka jest kapitalnym przykładem widzenia priorytetów finansów publicznych w zależności od miejsca siedzenia. Tak się składa, iż obecnie niemal wszystkie osoby (oraz obiekty) chronione przez służby specjalne wywodzą się z PiS, a jedynym rodzynkiem z PO, któremu opieka BOR przysługuje, jest wicemarszałek Sejmu...
Posłowie głosowali najczęściej zgodnie z rekomendacjami komisji, chociaż zdarzyły się odstępstwa. Ot, na przykład Samoobronie udało się zebrać większość głosów dla urwania 11,3 mln z wydatków osobowych Kancelarii Prezydenta — na sfinansowanie staży podyplomowych lekarzy i pielęgniarek oraz rent dla niepełnosprawnych uczestników igrzysk paraolimpijskich. Takie przesunięcia nie zdemolowały budżetu państwa, ale z oczywistych względów wyjątkowo zdenerwowały PiS i nie wróżą dobrze paktowi stabilizacyjnemu z udziałem Andrzeja Leppera.
W samej końcówce głosowań klub SLD podniósł budżetową rękę na Centralne Biuro Antykorupcyjne, próbując zabrać na inne cele 70 mln becikowego zapisanego temu ulubionemu dziecka PiS. Jednak okazało się, iż Sojusz jest osamotniony — wszystkie kluby odrzuciły jego wraże poprawki (a wystraszona Samoobrona wycofała podobne własne), zdając sobie sprawę, że skreślenie CBA byłoby właśnie demolką budżetu w rozumieniu Jarosława Kaczyńskiego, spowodowałoby głosowanie Prawa i Sprawiedliwości przeciwko ustawie i natychmiastowy koniec kadencji. Ponieważ jednak budżet przeszedł, a poniesione straty PiS odbije sobie w Senacie — co w końcowym wystąpieniu od razu zapowiedział dość rozgoryczony premier Kazimierz Marcinkiewicz — dlatego parlament wciąż pozostaje w nadziei na łaskawość braci Kaczyńskich.