VOIT Automotive, niemiecki producent części samochodowych, złożył wniosek o upadłość. Firma ma zakład w Nowej Soli, w którym pracuje ponad 300 osób. Zbankrutowała też grupa Metall-Beschichtung Wurmlingen, dostawca komponentów dla przemysłu samochodowego w Niemczech.
Fala bankructw
Podobnych przypadków pojawia się coraz więcej. Z danych agencji Creditreform wynika, że w minionym roku zbankrutowało 22,4 tys. niemieckich przedsiębiorstw, o 24,3 proc. więcej niż rok wcześniej. W tym roku będzie jeszcze gorzej. Eksperci z kancelarii Kruczek+Partnerzy alarmują, że - według nieoficjalnych danych - z niemieckiego rynku może zniknąć nawet 50 tys. firm.
– Mamy do czynienia z największą liczbą upadłości w Niemczech od kilkunastu lat. Z naszych rozmów z niemieckimi kancelariami zajmującymi się bankructwami wynika, że w tym roku ich liczba się podwoi. Tak duża fala bankructw u naszego głównego partnera handlowego będzie miała ogromny wpływ na wiele polskich firm – przestrzega Patryk Kruczek, adwokat i doradca restrukturyzacyjny z kancelarii Kruczek+Partnerzy.
Dodaje, że polskie firmy muszą zachować czujność, ponieważ upadłość niemieckiego kontrahenta albo spółki, która ma oddziały w Polsce, niesie ze sobą wiele poważnych konsekwencji. Generalnie upadłość spółki matki pociąga za sobą także bankructwo oddziałów działających w naszym kraju, często nawet jeśli funkcjonują one sprawnie i nie mają zadłużenia. Upadłość odbywa się wtedy według niemieckiego prawa. Syndyk obejmuje również polskie wierzytelności.
– Wtedy odzyskanie należności dla polskich firm może się okazać niemożliwe. Ich dochodzenie na prawie niemieckim jest zdecydowanie trudniejsze i bardziej kosztowne, niż gdyby odbywało się w polskim porządku prawnym – mówi Patryk Kruczek.
Na polskich zasadach
Dlatego polscy przedsiębiorcy powinni bacznie obserwować, jak zachowują się ich niemieccy kontrahenci i spółki córki niemieckich firm.
– Najgorzej jest obudzić się z ręką w nocniku, czyli w momencie, gdy przychodzi zawiadomienie od niemieckiego syndyka o ustalenie wierzytelności. Najczęściej jest tak, że syndyk chce upłynnić majątek. Pieniądze trafiają na spłatę największych wierzycieli, a dla pozostałych zostanie niewiele albo nic. Polscy wierzyciele mogą w tym procesie zostać całkowicie marginalizowani – przestrzega Patryk Kruczek.
Aby temu zapobiec, można skorzystać z procedury wtórnego postępowania upadłościowego. Polskie prawo przewiduje takie rozwiązanie na wypadek, gdy upadłość ogłasza się za granicą, ale część wierzycieli ma swoje siedziby w naszym kraju. Wtórne postępowanie można otworzyć już w momencie otwarcia postępowania w Niemczech.
– Wymagana jest jednak aktywność wierzyciela, ponieważ wtórne postępowanie upadłościowe jest otwierane na jego wniosek – mówi Patryk Kruczek.
Stanowi ono duże ułatwienie dla polskich firm, ponieważ - choć jest połączone z postępowaniem niemieckim - to lista wierzytelności, zarząd nad majątkiem i sposób jego upłynnienia są wydzielone do osobnej procedury prowadzonej na polskim prawie.
– Dzięki temu polska firma może się wspierać obsługą prawną, która niekoniecznie musi znać niemieckie realia. Ponadto jest taniej, a zakres wierzytelności dotyczy majątku umiejscowionego w Polsce. Dzięki temu wierzyciele mogą liczyć na wyższe zaspokojenie, niż byłoby to możliwe w przypadku upadłości prowadzonej tylko w Niemczech – tłumaczy Patryk Kruczek.
Problematyczne sektory
Niemcy są nadal naszym głównym partnerem handlowym, z udziałem na poziomie 37,2 proc. całości polskiego eksportu. Kolejne w zestawieniu Chiny mają udział rzędu 9,1 proc.
– Dlatego też jakiekolwiek perturbacje na rynku niemieckim mają bezpośrednie oraz istotne oddziaływanie na polską gospodarkę oraz firmy – mówi Wojciech Marciniak, dyrektor w firmie Pro Profit.
Trudniejsza sytuacja panuje m.in. na rynku motoryzacyjnym, na którym duzi gracze planują zamykać kolejne zakłady.
– Dla setek polskich firm jest to kluczowy lub wręcz jedyny klient. W takich przypadkach polskie firmy znajdą się w dramatycznej sytuacji – mówi Wojciech Marciniak.
– Największy kryzys w Niemczech przeżywają branże motoryzacyjna i meblarska. Wielu niemieckich kontrahentów polskich firm, działających w tych sektorach, jest o krok przed upadłością albo już się do niej przygotowuje – wtóruje mu Patryk Kruczek.
Z kolei zdaniem Sławomira Bąka, członka zarządu ds. oceny ryzyka w Allianz Trade Polska, chociaż dużo mówi się o problemach niemieckiej motoryzacji i w skali globalnej konkurencyjności jest ona niewątpliwie w trudnym położeniu, to największych problemów w Niemczech doświadcza handel.
– I to zarówno detaliczny, jak i hurtowy. Podczas gdy w 2024 r. liczba niewypłacalności w niemieckiej motoryzacji wzrośnie o 1 proc., to w detalu aż o 21 proc., a w hurcie o 34 proc. Słabo jest też w budownictwie. Spodziewamy się, że miniony rok zakończył się 21-procentowym wzrostem niewypłacalności. Bieżący też nie da odetchnąć niemieckim budowlańcom, gdyż wzrost niewypłacalności wyniesie 32 proc. i będzie dotyczyć co najmniej 5 tys. niemieckich firm budowlanych – uważa Sławomir Bąk.
Zminimalizowanie ryzyka związanego z trudną sytuacją w Niemczech wymaga przede wszystkim monitorowania kondycji finansowej swoich niemieckich kontrahentów.
– Warto też dywersyfikować rynki zbytu oraz rozważyć restrukturyzację jako strategiczne działanie zapobiegawcze – mówi Patryk Kruczek.
Natomiast Wojciech Marciniak radzi zawczasu zbudować zdywersyfikowaną bazę odbiorców, zarówno pod względem rynku, jak i kraju, stosować rozwiązania finansowe, takie jak akredytywy, inkasa czy gwarancje oraz ubezpieczyć należności eksportowe, które w przypadku bankructwa niemieckiego kontrahenta pozwolą odzyskać pieniądze.
