Czy twoja kariera jeszcze ma sens?

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-06-25 20:00

Nie czekaj na jubileusze, okrągłe rocznice ani zjazdy absolwentów. Najlepszy moment, by zrobić zawodowy rachunek sumienia, jest właśnie dziś.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jaki odsetek polskich pracowników nie widzi sensu w swojej pracy
  • co według Fredericka Herzberga sprawia, że kariera przynosi nam zadowolenie
  • czy życie bez zajęcia, ale na przyzwoitym poziomie może dać szczęście
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Szkolna aula. Stoły nakryte białymi obrusami, w kieliszkach błyskają refleksy świec. Przyjacielskie uściski, uśmiechy, znajome twarze. Radość unosi się w powietrzu, choć w oczach każdego czai się zdumienie: Boże, jak ten czas nas zmienił. Ktoś rzuca, że takie spotkania należy organizować częściej, ktoś inny usprawiedliwia Kasię – nie dotarła, bo układa sobie życie po rozwodzie. Rozmowa płynie lekko: dzieci, podróże, zdrowie. Aż w końcu pada pytanie, które nie wszystkim się podoba: co słychać w pracy?

Zwykle mówimy: dobrze, źle albo jakoś leci. Bezpieczne formułki, które pozwalają prześlizgnąć się po powierzchni. Ale skrywają historie o marzeniach, które się rozmyły, lub drobnych zwycięstwach, które dają siłę, by wstać z łóżka kolejnego ranka. Niektórzy wolą zmylić trop. Jak Marek – kiedyś z imponującą czupryną, dziś z zakolami. Opowiada o bonsai. To naprawdę relaksuje. Przycinasz, podlewasz, patrzysz, jak rośnie – wyjaśnia. Reszta kiwa głowami. Nikt nie domaga się szczegółów. Wiadomo, że nie o bonsai tu chodzi. To tylko manewr. Wszyscy czują, że Marek coś skrywa: może zawód, może zmęczenie, może poczucie, że jego kariera, choć na stanowisku dyrektora generalnego, od dawna nie daje mu szczęścia.

Anna nie owija w bawełnę. Menedżerka w agencji reklamowej, na zjazd absolwentów założyła kolorową sukienkę, jakby dla podkreślenia, że jest kobietą sukcesu. Kilka lampek wina działa jak eliksir prawdy. Gdy koleżanki zachwycają się jej kampanią, która zdobyła nagrody na międzynarodowym festiwalu, ona zaskakuje wszystkich. Rzucam to – oznajmia. Walka o klientów, napięty kalendarz, presja na kreatywność – to wszystko zabrało jej energię.

Herzberg na ratunek

Marek i Anna to nie wyjątki. Według badań SW Research i Runaways aż 80 proc. Polaków, czyli 13,6 mln aktywnych zawodowo osób nie czuje pasji do swojej pracy. A 77 proc. – 13,1 mln – nie widzi w niej większego sensu. Zniechęceni, angażują się tylko powierzchownie. Zastanów się: ilu takich ludzi jest w twoim zespole? A może sam należysz do tej grupy – wypalonych, sfrustrowanych, coraz bardziej obojętnych? Jak to zmienić?

Pierwszy krok to zrozumienie źródeł niezadowolenia. Pomóc może w tym Frederick Herzberg – psycholog, którego teoria motywacji od połowy XX w. inspiruje liderów, specjalistów HR i coachów. Analizując doświadczenia pracowników biur i fabryk, Herzberg odkrył, że nasze podejście do pracy kształtują dwa rodzaje czynników: higieniczne i motywujące. Te pierwsze to fundament – pensja, relacje z szefem, stabilność zatrudnienia, a nawet tak przyziemne sprawy jak czysta toaleta czy działająca klimatyzacja. Druga grupa to iskra – uznanie, sukcesy, możliwość rozwoju, autonomia i sens.

Czynniki higieniczne chronią przed frustracją, ale to motywatory rozpalają prawdziwy entuzjazm i zaangażowanie. Pamiętasz Tomka, kelnera z restauracji, do której kiedyś zabierałeś swoich kontrahentów? Zrezygnował, bo szef upokarzał go na oczach gości. Nawet hojne napiwki nie wynagrodziły braku szacunku. Toksyczna atmosfera to jeden z najczęstszych powodów odejść fachowców. Natomiast Beata za grosze prowadzi księgowość w małym studiu tworzącym gry. Jeśli jego produkty podbiją rynek, dołączy do najlepiej zarabiających. Na razie napędza ją udział w rewolucji branży gamingowej.

Pustka nie pyta o zarobki

Frederick Herzberg przekazuje liderom trzy lekcje. Po pierwsze – gdy ktoś mówi, że nienawidzi swojej pracy, nie wystarczy wzruszyć ramionami. Warto zapytać o powód. Może jest nim brak szacunku, a może zepsuta klimatyzacja. Po drugie – jeśli głosów niezadowolenia przybywa, czas przyjrzeć się sobie. Może przełożony nie zapewnia podstawowych czynników higieny lub bodźców motywacyjnych? A może sam chodzi sfrustrowany – i nieświadomie zaraża tym nastrojem cały zespół? Wreszcie po trzecie - pieniądze to nie wszystko. Badania pokazują, że powyżej pewnego poziomu zarobków – wystarczającego, by żyć godnie – większa kwota nie daje więcej szczęścia. Z takim problemem zmaga się Marek – jako dyrektor generalny ma wszystko, o czym większość ludzi może tylko pomarzyć. A jednak wieczorami bezwiednie scrolluje media społecznościowe, czując pustkę. Na drugim biegunie znajduje się Sylwia, pielęgniarka, która po 12-godzinnym dyżurze ciągle pamięta uśmiech pacjenta i jego słowa: Dzięki pani czuję się jak człowiek. To jej paliwo. Nie luksusy, nie tytuły – tylko poczucie sensu.

Statystyki nie kłamią: przeciętny człowiek spędza w pracy 90 tys. godzin. To nie tylko czas – to materiał, z którego lepimy własną tożsamość. Tę, którą świadomie wybieramy, lub tę, która z wolna przykleja się do nas. Dużo mogłaby o tym powiedzieć Anna. Jej portfolio zdobią międzynarodowe kampanie, wideoklipy, billboardy w europejskich stolicach – dlaczego więc tylko udaje szczęśliwą? Kończąc Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, wyobrażała sobie inną przyszłość. Miała malować, nawet jeśli oznaczałoby to skromne życie i kłopoty z czynszem. Śmiała się z dorobkiewiczów. Porzucanie artystycznych aspiracji dla zysku uważała za zdradę.

Aż została samotną matką z głodowymi alimentami. Kiedy zrozumiała, jakie finansowe możliwości oferuje branża kreatywna, nie wahała się długo. Zrobiła kurs grafiki komputerowej i zatrudniła się w agencji reklamowej. Szybko się okazało, że równie sprawnie zarządza projektami, co montuje filmy. Awans był tylko kwestią czasu. Dziś należy do ścisłej czołówki swojego sektora. Nie umie jednak z tego się cieszyć.

Prawdę mówiąc, Anna – podobnie jak Marek – mogłaby dziś wieść życie rentiera. Tak jak ci byli korporaci z magazynów lifestylowych, którzy porzucili stołeczny zgiełk dla samotnej chaty na Podlasiu i zamienili układanie dokumentów na pielęgnowanie grządek. Co ją powstrzymuje przed takim scenariuszem? Może to przez Kurta Vonneguta. Jeszcze na studiach przeczytała jego „Pianolę” – powieść o świecie, w którym maszyny zniosły potrzebę pracy. Raj? Wcale nie. Vonnegut pokazuje społeczeństwo sterowane przez technokratyczną elitę, w którym większość obywateli – choć utrzymywana na przyzwoitym poziomie – jest niezatrudnialna. Zbyteczni, niepotrzebni, wyłączeni z sensownego działania. I właśnie to, nie brak pieniędzy, ale brak sensu jest dla Anny największym strachem. Bo można mieć czas, spokój i przestrzeń, a i tak obudzić się któregoś dnia z pytaniem: Po co? Ta wizja budzi w niej większy niepokój niż cały blichtr i sztuczność, które towarzyszą jej codzienności w reklamie.

Bez świec i białych obrusów

Zjazdy absolwentów mają w sobie coś z lustra – niby patrzymy na innych, a jednak przeglądamy się w ich życiu. Śledzimy ścieżki kariery, próbujemy rozszyfrować uśmiechy i cienie pod oczami. I choć rozmawiamy o dzieciach, podróżach, remoncie kuchni, to w ciszy naszych myśli wybrzmiewa inne pytanie: czy jestem tam, gdzie chciałem być?

Dla niektórych ten wieczór będzie początkiem nowej drogi. Jak dla Anny, która – być może – właśnie tej nocy pozwoli sobie pierwszy raz od lat naprawdę czegoś nie musieć. Albo dla Marka, który nazajutrz w końcu wpisze w wyszukiwarkę: jak zrezygnować z dobrze płatnej pracy i nie zwariować? Ale prawda jest taka, że nie potrzebujemy rocznic i okrągłych dat, żeby zrobić zawodowy rachunek sumienia. Taka analiza może – i powinna – wydarzyć się teraz. Choćby dziś wieczorem. Bez świec, bez białych obrusów, bez porównywania się z innymi. W samotności, w ciszy, w notatniku albo na spacerze.

I nie chodzi tu o rewolucję. Nie każdy musi rzucać wszystko i hodować alpaki. Ale warto zadać sobie trzy pytania: Co mnie naprawdę napędza? Gdzie marnuję energię – swoją i cudzą? Jakiej kariery nie wstydziłbym się przed sobą samym za 10 lat? To nie są pytania, na które odpowiada się jednym tchem. Ale jeśli potraktujemy je poważnie, mogą stać się początkiem zmiany – niekoniecznie spektakularnej, za to konsekwentnej. Bo sens rzadko spada z nieba. Częściej trzeba go sobie powoli, uparcie stwarzać. I może właśnie w tym tkwi różnica między tymi, którzy wieczorami scrollują w poczuciu pustki, a tymi, którzy – jak Sylwia – wracają zmęczeni, ale spełneni.

Nie czekaj więc na kolejny zjazd. Przeprowadź własny – prywatny, szczery, nawet bolesny – rachunek. A potem zrób choć jeden krok w stronę życia, z którego nie będziesz musiał się tłumaczyć bonsai.