Potencjalnie największy tegoroczny debiutant na warszawskiej giełdzie w ubiegłym roku przytył, a w tym roku zamierza przytyć jeszcze bardziej — oczywiście pod względem liczby sklepów. Sieć marketów Dino, w której 49 proc. akcji zamierza sprzedać fundusz Enterprise Investors, zwiększyła tempo ekspansji i w najbliższych miesiącach ma pojawić się na GPW. Jacek Sawicki, szef Enterprise Investors, zapowiadał w grudniu, że liczy na ponad 1 mld zł wpływów ze sprzedaży akcji. Pakiet większościowy pozostaniew rękach twórcy sieci, Tomasza Biernackiego.

— Czekamy na przyjęcie prospektu, chcemy zadebiutować jak najszybciej, jeszcze w pierwszym półroczu — mówi Szymon Piduch, prezes Dino. W związku z tym, że od grudnia prospekt emisyjny spółki leży w KNF, zarząd Dino wzbrania się przed podawaniem jakichkolwiek konkretnych liczb, związanych z ubiegłorocznymi wynikami. Zapewnia jednak, że jest dobrze.
— Ekspansja idzie zgodnie z planem i z każdym rokiem otwieramy coraz więcej sklepów, a do tego sprzedaż w istniejących placówkach rośnie w tempie zbliżonym do rynkowego lidera. Ten rok pod względem sprzedaży zaczął się dobrze, sieciom handlowym sprzyja otoczenie makroekonomiczne — mówi Szymon Piduch.
Dino na koniec 2016 r. miało 628 sklepów, przede wszystkim w zachodniej Polsce, wobec nieco ponad 100 w 2010 r. W ubiegłym roku spółka otworzyła 123 nowe sklepy, a zamknęła 6. Były to głównie mniejsze placówki w formacie convenience, czyli takim, w jakim funkcjonuje Żabka. Dino zamierza się jednak trzymać tego, co już zna.
— Nasz model to „proximity market” o powierzchni około 400 mkw., z rozbudowanym asortymentem świeżym i ladą mięsną. Skupiamy się na produktach markowych, marki własne stanowią zaledwie 2 proc. sprzedaży. Otwieramy sklepy głównie w mniejszych miastach i na obrzeżach dużych aglomeracji, przy osiedlach mieszkaniowych. W najbliższych latach będziemy dogęszczać sieć w tych województwach, w których już jesteśmy, i stopniowo rozszerzać zasięg działania. Za rok-dwa możemy zacząć prace nad czwartym centrum dystrybucyjnym, które pozwoli nam efektywnie obsługiwać większy obszar — mówi Szymon Piduch. Sieć, podobnie jak niegdyś Biedronka, stawia na ekspansję organiczną i otwieranie sklepów we własnych nieruchomościach, nie w wynajmowanych lokalach.
— 83 proc. sklepów działa w naszych własnych nieruchomościach. Mamy w tym momencie zabezpieczone lokalizacje pod kilkaset kolejnych sklepów, model jest na tyle powtarzalny, że od uzyskania pozwolenia na budowę do otwarcia sklepu mija zaledwie 6 miesięcy — mówi prezes Dino.
W sieci pracuje około 10,8 tys. osób. Konkurenci — na czele z największymi dyskontami — w ciągu ostatniego roku kilkakrotnie podnosili poziom wynagrodzeń, ale Dino nie obawia się, że presja płacowa może negatywnie wpłynąć na jego wyniki. Przypomnijmy, że sieć w 2015 r. miała 2,6 mld zł przychodów i 210 mln zł zysku EBITDA.
— Działamy w bardzo konkurencyjnej branży, więc nie możemy sobie pozwolić na to, by nasze pensje były niższe niż w innych dużych sieciach. Pensje pracowników są uzależnione od wyników, ale na pewno nie mamy się czego wstydzić — mówi Szymon Piduch.