Samorządowcy przekonują, że miastom nie grozi bankructwo. Ale może je czekać ostre hamowanie inwestycji.
Dług samorządów pobił kolejny rekord i po I półroczu — jak pisaliśmy w "PB" — sięgnął 41 mld zł. Miasta tłumaczą, że zadłużają się, by wykorzystać fundusze unijne.
— W ostatnich dwóch latach gwałtownie wzrosły wydatki inwestycyjne. To głównie miasta są dziś odpowiedzialne za rozwój kraju. Żeby skorzystać z pieniędzy unijnych, samorządy muszą mieć własne pieniądze i muszą je skądś zdobyć — wyjaśnia Ryszard Grobelny, prezydent Poznania i prezes Związku Miast Polskich.
Bardziej od rosnących wskaźników zadłużenia samorządowców niepokoi to, że prorodzinna ulga podatkowa i ostatnia obniżka podatku od dochodów osobistych (PIT) pozbawiły miejskie kasy sporej części dochodów.
— Mieszkańcy są zadowoleni, bo płacą niższe podatki, ale cierpią na tym budżety. To jest ważniejsza przyczyna spadku dochodów niż zła koniunktura, która przecież kiedyś się skończy. Skutki ulg w PIT najbardziej odczuły największe miasta — podkreśla prezydent Poznania.
Na finansach mniejszych odbiły się problemy przedsiębiorstw.
— Na nasz budżet wpływa nie tylko ogólna zła kondycja gospodarki, ale także kłopoty finansowe miejscowych zakładów. Gdy firmy zaczynają kuleć, przekłada się to na dochody miasta — podkreśla Andrzej Małys, zastępca burmistrza 9-tysięcznego Wieruszowa.
Przyznaje, że sytuacja małych miejscowości jest bardzo trudna.
— Staramy się utrzymać bezpieczny wskaźnik zadłużenia w granicach 20 proc. [zadłużenie w stosunku do rocznych dochodów — red.]. Nie musieliśmy zaciągać kredytów na duże inwestycje, dlatego jesteśmy w lepszej sytuacji niż inne miasta — mówi Andrzej Małys.
W 2009 r. poziom zadłużenia samorządów sięgał 24,5 proc., dopuszczalna granica to 60 proc.
— To oznacza, że miasta mogą dalej się zadłużać. Dobre samorządy są w stanie poradzić sobie z długiem zbliżonym do limitu, słabe mogą mieć z tym kłopoty — mówi Ryszard Grobelny.
Samorządowcy przewidują, że wysokie tempo zadłużenia utrzyma się do 2013 r. Jeśli jednak parlament nie zrekompensuje im spadku dochodów z PIT, krajowi grozi mocne wyhamowanie inwestycji.
— Nowe stawki podatkowe były ruchem czysto wyborczym. Nie wszyscy posłowie rozumieją, że jest jeden system finansów publicznych obejmujący dwa segmenty i odpowiadają nie tylko za budżet państwa, ale również za budżety samorządów — mówi Ryszard Grobelny.
Dlatego samorządowcy apelują o zrekompensowanie ubytków w PIT, a także o wprowadzenie zwrotu VAT od inwestycji. Obecnie nie mogą odliczać tego podatku.
— My budujemy drogę czy szkołę, a 22 proc. z tego wpływa do budżetu państwa — narzeka prezydent Poznania.
Dlatego miastom i gminom planowana podwyżka VAT nie pomoże.
— Dla państwa oznacza ona wzrost dochodów, a dla nas wzrost kosztów — mówi Ryszard Grobelny.