Krajowy Fundusz Drogowy (KFD) to jeden z instrumentów, który służy Jackowi Rostowskiemu, ministrowi finansów, do księgowego obniżania długu publicznego. Krajowa statystyka liczenia długu (to ona, a nie unijna, decyduje o tym, czy przekroczone zostaną progi ostrożnościowe 55 i 60 proc. PKB) mówi, że zobowiązania zaciągane w imieniu rządu przez KFD nie są wliczane do publicznego zadłużenia.

Minister finansów od 2009 r. wykorzystuje tę lukę — ogranicza zaciągane przez siebie długi, a zwiększa długi zaciągane pod szyldem KFD. Dlatego właśnie dług publiczny liczony według metodologii krajowej trzy lata temu zaczął rozmijać się z unijną statystyką (tzw. ESA’95 — patrz wykres). Jeszcze w 2008 r. zadłużenie liczone na oba sposoby było niemal równe.
W 2011 r. według pierwszej metodologii dług wynosił już 824 mld zł (53,5 proc. PKB), a według drugiej 867 mld zł (56,3 proc. PKB). Różnica — 43 mld zł — to właśnie głównie zadłużenie przesunięte z budżetu centralnego do KFD. Teraz okazuje się, że KFD nie tylko bierze na siebie zobowiązaniaod rządu, ale też sam będzie wykazywał od 2014 r. stratę.
Fundusz będzie prawdopodobnie musiał ten deficyt sfinansować, zaciągając nowe zadłużenie, a to oznacza, że „krajowy” i „unijny” dług publiczny Polski będą się dalej rozjeżdżać.
— Wykorzystywanie KFD do statystycznych celów jest bezsporne, dwie ścieżki długu dobitnie to pokazują. Trzeba jednak przyznać, że Ministerstwo Finansów (MF) działało w dobrej wierze. Pozwoliło nam to uniknąć przebicia przez dług progu 55 proc. PKB, co wymusiłoby na rządzie gwałtowne cięcia i wpędziłoby polską gospodarkę w recesję — mówi Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas.
Jak „PB” pisał przed miesiącem, nasilająca się różnica w liczeniu długu przez Polskę i Eurostat zaczyna niepokoić urzędników Komisji Europejskiej. Domagają się od polskiego rządu, by w najbliższych latach przestał stosować własną metodologię liczenia długu i przeszedł na unijną.
Na nasze pytanie w tej sprawie MF odpowiedziało, że nie zamierza ujednolicać statystyk. Resort twierdzi, że z prawnego punktu widzenia nie ma takiego przymusu.
„Przepisy unijne nie nakładają na kraje członkowskie obowiązku dostosowywania krajowych przepisów do zasad ESA’95” — napisało MF w przesłanym nam komunikacie. Resort tłumaczy też, że ujednolicenie statystyki byłoby zbyt kłopotliwe. „Wiązałby się z tym szereg problemów, biorąc pod uwagę funkcjonalne definicje ESA’95 oraz odpowiedzialność instytucjonalną […].
Przyjęte w systemie ESA’95 kryteria zawierają różnorodne, obszerne i skomplikowane kategorie rozróżniania i wprowadzenie wszystkich do ustawy o finansach publicznych byłoby utrudnione, a w konsekwencji mogłoby powodować trudności interpretacyjne” — przekonuje MF.