Kilka dni temu ujawniliśmy, że według prokuratury znany syndyk Tomasz S. i jego pełnomocnicy wyprowadzili 39 mln zł z upadłego Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury (PNI) na podstawie fikcyjnych umów outsourcingowych. Okazuje się, że ponad połowa tej kwoty, aż 20,4 mln zł, trafiła do spółek Toxic Software, Ad2Run i Lineor. Zdaniem śledczych wszystkie trzy firmy były „faktycznie reprezentowane” przez dwie osoby: radcę prawnego Daniela B. oraz Piotra Surmackiego, założyciela i byłego szefa notowanej na NewConnect firmy Fachowcy.pl Ventures (zgodził się na używanie pełnych danych).

Koledzy z „Wprostu”
Z aktu oskarżenia, do którego dotarł „PB”, wynika, że w latach 2012-15 wokół specjalizującego się w budownictwie i remontach kolejowych PNI funkcjonowała zorganizowana grupa przestępcza, przywłaszczająca pieniądze wyprowadzane z masy upadłości, głównie za rzekome usługi doradcze, prawne i księgowe. Na czele gangu, według śledczych, stały trzy osoby: zarządca PNI Tomasz S., jego najbliższy współpracownik i pełnomocnik Marek G. oraz Daniel B., który miał związki z wieloma firmami, będącymi beneficjentami wytransferowanych milionów.
Co wiemy o Danielu B.? Prowadził w Warszawie kancelarię prawną, specjalizującą się w obsłudze spółek cypryjskich, umożliwiających optymalizację podatkową, a od kilku lat skutecznie ukrywa się przed organami ścigania. Z Piotrem Surmackim łączy go wieloletnia dobra znajomość i to, że obaj pochodzą z tego samego miasta, położonych pod Radomiem Pionek. W przeszłości obaj pracowali też wspólnie z Tomaszem S. w giełdowej spółce PMPG Polskie Media, wydającej tygodniki „Wprost” i „Do Rzeczy”.
Całą trójkę, zdaniem prokuratury, łączyło coś jeszcze — popełnianie przestępstw. Były szef Fachowców jest oskarżony o trzy: udział w zorganizowanej grupie przestępczej, doprowadzenie do powstania w mieniu PNI szkody majątkowej w wielkich rozmiarach poprzez przywłaszczenie 20,4 mln zł oraz pomoc w uszczupleniu o 3,8 mln zł podatku VAT.
Miliony za „kpinę”
Między grudniem 2012 a listopadem 2013 r. Toxic Software (TS), Ad2Run i Lineor wystawiły na rzecz PNI około 200 faktur i na ich podstawie łącznie w 170 przelewach otrzymały wspomniane 20,4 mln zł. Nie tylko zdaniem prokuratury, ale też fiskusa wszystkie te faktury były fikcyjne. Podobnie jak usługi doradcze, które na podstawie pozornych umów miały świadczyć trzy firmy Piotra Surmackiego i Daniela B.
Co to były za usługi? TS, Ad2Run i Lineor miały dokonywać analiz opłacalności kontraktów i wykorzystania sprzętu technicznego PNI, zagospodarowania terenów poprzemysłowych z zasobów kolejowej spółki, a także przygotować „konspekt informacyjny dla potencjalnych nabywców”. Jakie były rezultaty prac wycenionych na ponad 20 mln zł? Kontrolerom fiskusa przedstawione zostały opracowania, składające się głównie z… dokumentów wewnętrznych PNI, plików ściągniętych z internetu, niepowiązanych ze sobą zestawień i tabel oraz danych pozyskanych z ogólnodostępnych źródeł, takich jak ministerialny wieloletni program inwestycji kolejowych.
Co o tych wszystkich niby-analizach sądzi Tomasz S., który przyznał się do wyprowadzania pieniędzy z PNI, ale jednocześnie dużą część odpowiedzialności zrzucił na czworo pełnomocników (którzy zgodnie nie przyznają się do winy)? Były syndyk uznał je za nieprzydatne i bezwartościowe, przygotowane po fakcie, tylko na potrzeby kontroli fiskusa. Przed śledczymi Tomasz S. przyznał nawet wprost, że „ta dokumentacja to kpina” i dodał: „jest mi po prostu głupio”, że za takie opracowania kolejowa spółka płaciła miliony złotych.
Cenione kompetencje
Piotr Surmacki zapewnia tymczasem, że dokumenty przedstawione kontrolerom fiskusa były jedynie źródłem dla przygotowanych przez niego finalnych opracowań. Tymi natomiast nie dysponuje, bo… usunął je z komputera po tym, jak kazał mu tak zrobić Tomasz S. Były syndyk stanowczo zaprzecza tym twierdzeniom, a prokuratura uznaje je za „zupełnie nieracjonalne i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem”. Śledczy podkreślają też, że Piotr Surmacki nie był w stanie wskazać, na którym komputerze miał podobno usunięte materiały, a podczas pierwszych przesłuchań nie potrafił przekazać żadnych szczegółów na temat rzekomo świadczonych usług o wielomilionowej wartości. Piotr Surmacki twardo obstaje jednak przy tym, że wszystko, co robił, było legalne i uczciwe — żadnych pustych faktur nie wystawiał, a usługi na rzecz kolejowej firmy zostały wykonane, co potwierdzają protokoły odbioru prac, podpisane przez pełnomocników Tomasza S. Śledczy i te dokumenty uznają jednak za „nierzetelne” i „poświadczające nieprawdę”. Uważają, że wytworzono je post factum na potrzeby fiskusa. Prokuratura podkreśla też, że Piotr Surmacki co innego mówił w trakcie kontroli podatkowej, a co innego w śledztwie. Kontrolerów przekonywał m.in., że TS, Ad2Run i Lineor były jedynie pośrednikami, a faktycznymi wykonawcami usług byli: on sam oraz dwie inne związane z nim spółki — ProxyAd i Fachowcy. To właśnie do nich bowiem, a także innych osób i firm powiązanych z Piotrem Surmackim i Danielem B. trafiły ostatecznie miliony wytransferowane z PNI. Śledczych natomiast założyciel Fachowców zapewniał, że wszystkie analizy i opracowania wykonał osobiście, z czym korelowały zeznania pracowników i prezesów TS, Ad2Run i Lineora, którzy wiedzieli niewiele albo nie wiedzieli nic o milionowych kontraktach z PNI. W rozmowie z „PB” Piotr Surmacki podkreśla natomiast, że z 20,4 mln zł do zarządzanych przez niego firm trafiło 7 mln zł. A resztę pochłonęły usługi podwykonawców (nie chce jednak podać ich nazw) i prowizja wysokości 40 proc., jaką w zamian za pośrednictwo w uzyskaniu kontraktów miał według założyciela Fachowców zainkasować Daniel B.
— Ja rozumiem, że dla osoby, która zarabia kilka tysięcy złotych i nie ma styczności z dużymi pieniędzmi w ramach prowadzonej przez siebie działalności, kwoty za usługi doradcze opiewające na setki tysięcy złotych mogą wydawać się astronomiczne — zeznał Piotr Surmacki, zaznaczając jednocześnie: „moje kompetencje w zakresie doradczym są bardzo wysoko cenione na rynku”.
Sekret pudełka po butach
Śledczy uważają jednak, że wyjaśnienia menedżera „pozostają w rażącej i oczywistej sprzeczności z innymi wiarygodnymi dowodami, jakie uzyskano w sprawie”. Poza ustaleniami fiskusa i zeznaniami Tomasza S. byłego szefa Fachowców obciążają zeznania dwóch innych oskarżonych związanych z Danielem B., którzy w całości przyznali się do winy. Jeden z nich, również pochodzący z Pionek Rafał M., zeznał nawet, że Piotr Surmacki przekazywał Danielowi B. gotówkę wyprowadzoną z PNI w… pudełku po butach.
— Przyjmując pieniądze na rachunki swoich spółek, generował sobie w ten sposób obroty, a służyło to uwiarygodnianiu go na giełdzie — zeznał Rafał M.
Co na to Piotr Surmacki? Przyznaje, że dzielił się pieniędzmi z kontraktów z PNI z Danielem B., ale tylko z tytułu umówionej 40-procentowej prowizji. Gotówkę przekazywaną poszukiwanemu radcy prawnemu tłumaczy też udzieloną mu pożyczką w wysokości 4 mln zł. W sprawie pudełka zeznaje natomiast, że zostawiał w nim nie gotówkę, ale efekty swoich prac, które następnie miały trafiać do PNI i Tomasza S. Były syndyk zapewnia jednak, że żadne takie dokumenty nigdy do niego nie trafiły.
Obaj panowie, kiedyś wspólnie zasiadający w zarządzie PMPG, dziś są ostro skonfliktowani, o czym najlepiej świadczy przebieg przeprowadzonej w prokuraturze konfrontacji. W jej trakcie Tomasz S. powiedział, że uważa Piotra Surmackiego za „złodzieja”, „oszusta” i „megacwaniaka”, a założyciel Fachowców stwierdził, iż żałuje, że w ogóle zna byłego syndyka. Zwracając się bezpośrednio do niego, Piotr Surmacki powiedział też: „To jest skur.....stwo, że ty zwalasz wszystko na swoich pełnomocników. To jest zwykłe skur.....stwo”. Na co Tomasz S. odpowiedział: „Skur.....stwem jest twierdzenie pana Surmackiego, że ja miałem odbierać od pana Surmackiego jakieś dokumenty czy analizy dla PNI”.
Poznaj program warsztatu "Alternatywne Spółki Inwestycyjne", 25 września 2020, Warszawa >>