2019 r. był udany dla hotelarzy i restauratorów. Polacy wydawali wówczas średnio 130 zł miesięcznie w punktach HoReCa, czyli o 24 zł więcej niż rok wcześniej i o 32 zł więcej niż przed dwoma laty - wynika z raportu „Rynek Gastronomiczny w Polsce”, przygotowanego przez GfK. Pandemia spowodowała jednak gwałtowne hamowanie. Od miesięcy lokale gastronomiczne i hotele działają w mocno ograniczonym zakresie. Problem dotyka także ich dostawców, którzy - aby przetrwać - musieli przystosować się do nowych realiów. Farutex, dostawca branży HoReCa z międzynarodowej grupy Bidcorp, zajmującej się produkcją i dystrybucją żywności w gastronomii, wciąż boryka się ze skutkami pandemii. W marcu obroty firmy stopniały o 87 proc. w porównaniu z marcem 2019, a zysk netto w roku obrotowym zakończonym w czerwcu skurczył się do 18,2 mln zł z planowanych 30 mln zł. Farutex straciłby więcej, gdyby nie to, że - dzięki biuru handlowemu w Hongkongu - jest niezależnym importerem dostarczanych gastronomii towarów. Wiosną był to duży atut, bo transport był utrudniony.
– Gdy rozpoczął się wiosenny lockdown, byliśmy w przededniu dużych dostaw, ale zdecydowaliśmy się ich nie blokować - jak się okazało, słusznie. Wielu firmom brakowało produktów, a my mogliśmy je zaopatrywać - relacjonuje Paweł Łotocki, dyrektor handlowy Faruteksu.
Mimo tej przewagi nad konkurencją, firma też znalazła się w opałach. Ograniczenia w branży gastronomicznej zmusiły ją do przemodelowania biznesu. Dotychczas skupiała się na segmentach rynku generujących wysokie marże - głównie restauracjach i hotelach. W czasach zarazy musiała szukać klientów gdzie indziej.
– Przestawiliśmy się na klientów generujących niższe marże, ale działających sprawnie, np. pizzerie, burgerownie i lokale z sushi. Dziś 30 proc. obrotów pochodzi właśnie od nich - mówi Paweł Łotocki.

Pandemia skłoniła też Farutex do uporządkowanie struktury. Wcześniej firma korzystała z jednego centralnego magazynu importowego, teraz ma ich kilka, co pozwala obniżyć koszty logistyczne. Reformę przeszedł też dział zakupów. Firma odchudziła również kadry, ale obeszło się bez masowych zwolnień.
– Sporo kończących się umów nie zostało przedłużonych. Zredukowaliśmy liczbę pracowników z 1200 do ok. 1000 - mówi Paweł Łotocki.
Żeby poprawić płynność, Farutex skrócił terminy ściągania należności. Dzięki temu w kasie przybyło, co umożliwiło kupowanie szybko rotujących towarów taniej.
– Patrząc w przyszłość, szukamy nowych rozwiązań - obserwujemy uważnie, które segmenty dobrze się rozwijają. Wśród nich jest np. garmażerka. Po powrocie rynku do normalności nadal chcemy być obecni w segmentach, które pozwoliły nam przetrwać najtrudniejsze miesiące - mówi Paweł Łotocki.
Branża gastronomiczna w końcówce roku mierzy się z problemami podobnymi do wiosennych – lokale są zamknięte dla gości, nie ma turystów, a Polacy są mniej mobilni. Tym razem jednak restauracje zostały zamknięte, kiedy ich kondycja była już osłabiona wiosennym lockdownem. Pierwszy kwartał 2021 r. również nie zapowiada się dobrze – nie jest pewne, kiedy lokale gastronomiczne będą mogły wrócić do normalnego funkcjonowania. Niestety wiele restauracji tego nie przetrwa.