GZE: Vattenfall już dogadał się z MSP
Umowa prywatyzacyjna Górnośląskiego Zakładu Elektroenergetycznego, parafowana w czwartek w nocy przez przedstawicieli MSP i Vattenfalla, czeka teraz na akceptację szefa resortu skarbu. Nieoficjalnie mówi się, że inwestor wynegocjował ostatecznie mniejsze, niż zakładano początkowo, podwyższenie kapitału śląskiej spółki.
Według nie potwierdzonych informacji, cena sprzedawanego przez Ministerstwo Skarbu Państwa 25--proc. pakietu akcji GZE miała wynosić 600-650 mln zł (około 2,5 tys. zł za jedną akcję). Ze względu na ogromne potrzeby kapitałowe spółka liczyła, że w ciągu dwóch lat od prywatyzacji inwestor dofinansuje ją aż dwukrotnie — podwyższając kapitał za każdym razem o 250 tys. akcji (obecnie jest ich 1 mln). Pierwsza emisja miała nastąpić tuż po prywatyzacji, a druga — w najbliższych latach.
Nie tak szybko
Wygląda jednak na to, że ostatecznie Vattenfall nie zdecydował się na tak duże kapitałowe zaangażowanie w GZE — przynajmniej w oczekiwanym przez spółkę czasie. Przypuszczalnie w umowie z MSP przewidziano objęcie przez inwestora tylko jednej nowej emisji. W dodatku Szwedzi będą mieli prawdopodobnie aż dwa lata na jej wykupienie. Nie wiadomo, czy nie zmieniła się także proponowana wcześniej cena nowych walorów. Nieoficjalne źródła podawały dotychczas, że inwestor zapłaci za udziały w podwyższonym kapitale tyle samo, ile za pierwszy pakiet. Nie można jednak wykluczyć, że ostatecznie MSP zgodziło się na mniejsze dokapitalizowanie spółki.
Czarna dziura
Być może Vattenfall wzdraga się przed pokrywaniem, za pośrednictwem zastrzyku gotówki dla GZE, deficytu w całym krajowym systemie energetycznym. Finansowa czarna dziura powiększyła się gwałtownie, gdy w połowie roku minister gospodarki zabronił spółkom dystrybucyjnym zdecydowanego egzekwowania należności od największych i najbardziej zadłużonych klientów — PKP, górnictwa czy zbrojeniówki. Ostatecznie za ratowanie upadających gałęzi przemysłu zapłacą odbiorcy energii — na razie jednak finansowe konsekwencje ponoszą głównie spółki dystrybuujące prąd, za który nikt nie płaci. Pośrednio odbija się to również na finansach Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Część dystrybutorów, w tym GZE, nie radzi sobie z regulowaniem zobowiązań wobec PSE — zwłaszcza po czerwcowej podwyżce taryfy przesyłowej. Szwedzi zaś wolą zapewne przeznaczyć pieniądze na inwestycje rozwojowe i modernizacyjne, zamiast na spłatę „urzędowych“ długów gliwickiej spółki.