Zasadność nadania mojemu poprzedniemu komentarzowi tytułu „Kolejny tydzień niezwyczajny” potwierdziła się w poświąteczny wtorek już bladym świtem. Medialne upublicznienie nieznanych dotychczas wypowiedzi z kokpitu Tupolewa 154M z 10 kwietnia 2010 r. dodatkowo pogłębiło społeczne pęknięcie smoleńskie.

Do najbliższego piątku ta nowa świecka tradycja będzie w życiu publicznym spychała na bok rozwojowe wątki społeczne, polityczne czy gospodarcze. W rocznicę tragedii zawsze przystępuje do ofensywy kosa zamachowa, ale tym razem trafia na kamień.
Uzupełnione odczyty nagrań potwierdzają prawdę, że główną przyczyną katastrofy było dążenie do wylądowania prezydenckiego samolotu w Smoleńsku dosłownie za wszelką cenę, albowiem odejście na inne lotnisko uniemożliwiłoby wyjątkowo ważne dla Lecha Kaczyńskiego uroczystości w Katyniu.
Oprócz wątku procesowego wyciek materiałów ze śledztwa ma zdumiewający kontekst stricte technologiczny. Prokuratura potwierdziła, że w 2014 r. w Moskwie jej biegli ponownie skopiowali cyfrowo nagranie z rejestratora MARS-BM samolotu Tu-154M. I efekt opisuje tak: „Zastosowanie przez biegłych nowatorskiej metody wielokrotnego odczytu taśmy z tego samego magnetofonu połączonej z zaawansowaną analizą cyfrowego sygnału, umożliwiło realizację unikalnych procesów komputerowej rekonstrukcji taśmy, korekty artefaktów i najlepszej możliwej linearyzacji prędkości przesuwu taśmy”. W przekładzie na zrozumiały język innowacyjność odczytu umożliwiła sporządzenie stenogramu zawierającego o 30-40 proc. więcej słów zebranych z kanału mikrofonowego w stosunku do wszystkich poprzednich wersji.
Biorąc pod uwagę, że odczyty dzielą mniej więcej trzy lata, jest to zdumiewający wręcz skok technologiczny.
Dzięki badaniom DNA udaje się wyświetlać sprawy morderstw sprzed dwudziestu lat i akurat w tej dziedzinie taki moduł czasowy postępu uznawany jest za normalność. Na półce informatycznej przyspieszenie jest znacznie większe, pięć lat okazuje się wręcz epoką. Ale przy odczycie nagrania z kokpitu innowacyjność polegała na przetworzeniu analogowej taśmy na sygnał cyfrowy z kilkakrotnie większą tzw. częstotliwością próbkowania, co pozwoliło na wyłapanie i połączenie szczątków słów i dźwięków, które poprzednio oznaczano kropkami. Aż trudno uwierzyć, że taka metoda nie była znana. Zwłaszcza że natychmiast brzęknęły nożyce Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Zajmowało się ono materiałem smoleńskim tylko na wstępnym etapie i zwyczajnie wykonało ówczesne zlecenie prokuratury, nie alarmując jej o słabej jakości nagrania.
Poszerzona wersja stenogramu przedostała się do mediów rzecz jasna bezprawnie. Wojskowa prokuratura natychmiast rozpoczęła odrębne postępowanie w sprawie tego wycieku, karanego więzieniem do dwóch lat. Uzupełniony stenogram obejmuje aż 107 stron, na których zapisano wszystko, co mikrofon w kokpicie zarejestrował 10 kwietnia 2010 r. od godz. 8:02.50 do niemal 8:41.04, gdy zapis urywa się w momencie uderzenia samolotu o ziemię. Odczytane dzięki technologicznej innowacyjności nagranie może szokować, ale to najważniejszy stenogram w dziejach Polski.