FDIAU25 to nie jest nazwa projektu biotechnologicznego Diagnostyki (spółka zajmuje się przecież czymś zupełnie innym w zakresie ochrony zdrowia), ale oznaczenie serii kontraktów terminowych na akcje spółki. Wygląda na dość zawiłą, ale schemat dla tego typu instrumentów jest ten sam, więc patrząc na tabele notowań, można dość szybko się nauczyć, co pasuje do czego.
Litera F wzięła się od angielskiej nazwy instrumentu (futures), DIA od skrótowej nazwy spółki, 25 od roku, a dla U wytłumaczenie jest dłuższe. To kod określający miesiąc wygaśnięcia kontraktu - pewnie wymyślili to Amerykanie, ale nie znalazłem wyjaśnienia, dlaczego np. marzec to H, a wrzesień właśnie U - w każdym razie to oznaczenia standardowe dla całego świata.
Od 30 czerwca na GPW można handlować kontraktami terminowymi na akcje Diagnostyki oznaczonymi także literami Z (seria wygasająca w grudniu 2025 r.) i H (marzec 2026 r.). Można, ale na razie chyba nikt tego nie robi - kiedy zerknąłem na tabelę notowań we wtorek, 8 lipca, to obrót trzema seriami wynosił w sumie okrągłe zero. Podobnie było w środę i czwartek.
Z kontraktami na inne spółki jest trochę lepiej (obroty wynosiły od kilkuset tysięcy do kilku milionów złotych), ale gdybym bardzo chciał, to bez problemu powinienem znaleźć drugą stronę transakcji, bo obrót wspierany jest przez tzw. animatorów. To domy maklerskie, które odpowiadają za dostarczenie płynności, czyli mówiąc krótko, są gotowe sprzedać mi coś, czego akurat potrzebuję. Lub odkupić, jeśli chcę sprzedać.
Jak mówi mi Krzysztof Sosnowski, Senior Product Manager w Dziale Rozwoju GPW, obecnie w obrocie na warszawskiej giełdzie są kontrakty na akcje 44 spółek, pięć indeksów i cztery pary walutowe.
Największym zainteresowaniem tradycyjnie cieszą się kontrakty terminowe na WIG20, ale swoich fanów mają futures na akcje Orlenu, CD Projektu i innych spółek.
Jak działa kontrakt i o co chodzi z depozytem
Nie lubię używania terminologii hazardowej w sprawach giełdowych (pamiętam, ile złego wizerunkowi mojej giełdy zrobiły słowa byłego szefa NBP Marka Belki o kasynie; tak, to ten sam jegomość od podatku), ale skoro sam przedstawiciel GPW mówi o zakładzie między dwiema stronami transakcji, tłumacząc mi sens kontraktów, to muszę to jakoś przełknąć.
W gruncie rzeczy nie odbiega to od tego, co dzieje się na rynku akcji - tu też jedna ze stron transakcji (sprzedający) uważa, że kurs nie będzie rósł, druga (kupujący) ma odmienne zdanie.
Różnice są więc gdzie indziej. Pierwsza to możliwość zarabiania albo na wzroście ceny kontraktu, albo na jego spadku. Na rynku akcji GPW teoretycznie też jest to możliwe (dzięki krótkiej sprzedaży), ale w praktyce zajmują się tym fundusze, a nie drobni inwestorzy.
Jeśli inwestor przewiduje wzrost ceny instrumentu bazowego, może zająć długą pozycję, czyli kupić kontrakty. Natomiast jeśli zakłada spadek, zajmuje krótką pozycję (sprzedaje kontrakt).
Kontrakty można kupować i sprzedawać w trakcie sesji i nie trzeba czekać na wygaśnięcie serii do września (lub grudnia czy marca, jeśli mamy serie z dłuższym terminem). Rozliczenie następuje analogicznie jak w przypadku akcji. Aby zamknąć pozycję, trzeba złożyć zlecenie sprzedaży (jeśli mamy pozycję długą) lub kupna (jeśli mamy pozycję krótką) odpowiedniej liczby kontraktów.
- Jeśli chcemy otworzyć pozycję na kontraktach terminowych, nie musimy mieć pokrycia całej jego wartości. Wystarczy, że w chwili zawierania transakcji będziemy dysponowali depozytem zabezpieczającym. Jego wysokość jest wyznaczana przez KDPW_CCP – mówi Krzysztof Sosnowski.
Na stronie internetowej mojego biura maklerskiego znalazłem plik z aktualną wysokością depozytu zabezpieczającego dla kontraktów na Diagnostykę. Jest to więcej niż 12,1 proc. podawane przez KDPW_CCP, bo mój broker wysokość depozytu wstępnego ustalił na 120 proc. depozytu zabezpieczającego (czyli 14,52 proc.). Popatrzyłem na depozyty u dwóch innych brokerów - są takie same, więc najwyraźniej jest to rynkowy standard.
Żeby obliczyć, ile pieniędzy muszę mieć na rachunku, by kupić jeden kontrakt na Diagnostykę, potrzebuję jeszcze dwóch informacji: ile wynosi kurs kontraktu (sprawdzam to w notowaniach, przyjmijmy do obliczeń kurs z 10 lipca, czyli 167 zł) oraz mnożnik, czyli liczba akcji przypadająca na jeden kontrakt. Dla Diagnostyki (i wielu innych spółek) jest to 100, ale są też spółki z mnożnikiem 1 czy 10.
Z pomnożenia kursu przez mnożnik otrzymujemy wartość kontraktu - to 16 700 zł. 14,52 proc. od tej wartości to 2424 zł. Co najmniej tyle (+1,5 zł na prowizję maklerską za jeden kontrakt) muszę mieć na rachunku.
Jeśli zajmę pozycję długą (czyli będę w obozie wierzących we wzrost), a sytuacja rozwinie się tak, że cena pójdzie w górę o 10 do 177 zł i zdecyduję się zamknąć pozycję, to mój zysk wyniesie 1000 zł. Tak działa mnożnik (10 zł x 100), a pamiętajmy, że zaangażowałem na początku nieco ponad 2400 zł, a nie 16 700 zł, które musiałbym mieć, żeby kupić 100 akcji i odnotować zbliżony zysk na rynku akcji.
Oczywiście jeśli kurs kontraktu spadnie o 10 zł, to moja strata sięgnie 1000 zł i depozyt na rachunku stopnieje o tę wartość. Dostanę od brokera wezwanie do dopłaty 856 zł (nowa wartość depozytu po spadku kursu musi wynosić 2280 zł, to 14,52 proc. z wartości kontraktu sięgającej 15 700 zł), a jeśli tego nie zrobię, pozycja zostanie automatycznie zamknięta. Wynika to z funkcjonującego na giełdzie mechanizmu codziennego rozliczania zysków i strat (tzw. równanie do rynku). Na podstawie dziennej ceny rozliczeniowej, którą najczęściej jest kurs zamknięcia, obliczane są zyski i straty wszystkich posiadaczy kontraktów, zarówno długich, jak i krótkich pozycji.
Źródło większego ryzyka
Inwestując w kontrakty, otrzymujemy specyficzny rodzaj kredytu (to właśnie ta dźwignia), co pozwala zarabiać znacznie więcej z zaangażowanego własnego kapitału, ale niesie też ze sobą ryzyko proporcjonalnie większych strat. Żeby sobie to uzmysłowić, pomnóżmy podane wcześniej liczby razy dziesięć. Dziesięć kontraktów Diagnostyki to ponad 24 tys. depozytu wstępnego, więc jeśli cena spadnie o 10 zł, to stracimy 10 tys. zł (ponad 40 proc.). Na rynku akcji z analogicznym kapitałem początkowym stracilibyśmy około 1,4 tys. zł (około 6 proc.).
Wiem, że kontrakty terminowe można stosować do zabezpieczenia pozycji na rynku akcji, ale drobni inwestorzy po prostu spekulują na wzrost lub spadek notowań i nie mają jakichś wyrafinowanych strategii. Znajomy analityk powiedział mi, że z punktu widzenia prowizji drobnemu inwestorowi czasem bardziej się opłaca mieć kontrakty spółki, której cena akcji ma wysoki nominał (kilkaset złotych i więcej).
Najważniejsze jednak, żeby ci, którzy wejdą na ten rynek, mieli odpowiednią wiedzę i praktykę, bo to produkt skierowany do zaawansowanych inwestorów - do których ja się nie zaliczam. Zostaję więc z moimi 47 akcjami Diagnostyki i bez kontraktów. Zresztą nawet gdybym chciał ich spróbować, to najpierw muszę złożyć w biurze maklerskim wniosek o aktywowanie tego typu usługi i wypełnić ankietę, której wynik pokaże, czy to produkt dla mnie odpowiedni.
Taki był wolumen obrotu kontraktami terminowym na akcje spółek z GPW w czerwcu. To o 40 proc. więcej niż rok temu.
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek. Od listopada 2024 r. zarobiłem prawie 11 tys. zł z początkowych 50 tys. zł.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchanie podcastów>>
