Kłopoty liczącego niespełna milion mieszkańców Cypru, który odpowiada zaledwie za 0,2 proc. PKB strefy euro, zachwiały rynkami finansowymi. Wyspa Afrodyty — jako piąty kraj Eurolandu — dostanie 10 mld EUR pożyczki, ale pod jednym warunkiem: rząd musi wprowadzić podatek od depozytów bankowych. Głosowanie odbędzie się dzisiaj po południu, ale werdykt jest raczej przesądzony. Specjaliści nie szczędzą słów krytyki: Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion, mówi bez ogródek, że to niemoralne i bezprawne działanie państwa.



— Decyzja jest dramatyczna. Z dnia na dzień wyciągnięto ręce po pieniądze obywateli. Moim zdaniem, jest to niezwykle kontrowersyjny krok rządzących. To nieodpowiedzialny eksperyment na żywym organizmie — grzmi Piotr Kuczyński.
Ucieczka od euro
Pierwsze ustalenia dotyczące feralnego podatku zawarto już w sobotę, ale rynki mogły zareagować dopiero wczoraj. Najbardziej oberwało oczywiście euro, które wobec dolara było najsłabsze od początku roku. Na wartości, w tym także do euro, tracił też złoty. Zdaniem Marka Wołosa, eksperta TMS Brokers, problemy Cypru nie zagrażają stabilności całej strefy euro, ale mają silne oddziaływanie psychologiczne.
— Myślę, że przez najbliższy tydzień-dwa doniesienia z Cypru będą w centrum uwagi inwestorów. Spodziewam się kontynuacji ucieczki kapitału do dolara i franka szwajcarskiego. W najbliższych dniach złoty powinien się jednak umocnić o 1-2 proc. do euro — wylicza Marek Wołos.
Również Marek Rogalski z DM BOŚ nie obawia się, że kłopoty małego Cypru zagrożą całej wspólnocie. Zdaniem analityka, w tym tygodniu złoty powinien odrobić straty i do euro, i do dolara. Zarówno Marek Rogalski, jak i Piotr Kuczyński zwracają uwagę, że w najbliższym czasie może wzrosnąć zainteresowanie surowcami — w szczególności złotem — które w czasach zawieruchy są postrzegane jako bezpieczna przystań.
Czerwono na giełdach
Pogorszenie nastrojów nie ominęło również europejskich giełd, gdzie notowania zdominował kolor czerwony. Sporo nerwowości wkradło się zwłaszcza na parkiety w Mediolanie i Madrycie — w niełasce znalazł się przede wszystkim sektor bankowy. Spadki nie ominęły także akcji polskich instytucji finansowych, ale to nic w porównaniu ze skalą przeceny na kontynencie, gdzie największe banki traciły w trakcie sesji nawet ponad 5 proc. Najgłębiej zanurkował jednak indeks giełdy w Moskwie — obywatele tego kraju są najliczniejszą grupą zagranicznych klientów cypryjskich banków. Associated Press szacuje, że Rosjanie mają na wyspie ulokowane około 20 mld EUR.
Niewiadoma
Analitycy jak zwykle straszą możliwymi konsekwencjami, ale nie są w stanie nawet w przybliżeniu określić prawdopodobieństwa czarnego scenariusza. Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers, dostrzega analogie do wydarzeń sprzed dwóch lat.
— W apogeum kryzysu w 2011 r. to właśnie odpływ depozytów z systemów bankowych w Grecji czy Hiszpanii stanowił jedną z głównych przyczyn obaw co do stabilności systemu finansowego — przypomina Przemysław Kwiecień.
Doprowadziło to m.in. do tąpnięcia na warszawskiej giełdzie i wyprzedaży złotego — kurs EUR/PLN znalazł się na poziomie 4,5 zł.
— Wobec rozwiązania dla Cypru, depozytariusze w tych krajach mogą ponownie wycofywać pieniądze z lokalnych banków, obawiając się, że w przyszłości ewentualne programy pomocowe mogą być współfinansowane w ten sam sposób — prognozuje Przemysław Kwiecień. Podobnego zdania jest Piotr Kuczyński.
— Z pewnością wiele osób w Hiszpanii czy we Włoszech w obawie przed działaniami polityków zdecyduje się wycofać pieniądze — mówi Piotr Kuczyński.