Koniec spekulacji, kto zostanie przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) na kolejnych pięć lat. Dziś, 24 listopada, premier Mateusz Morawiecki powołał na kolejną kadencję Jacka Jastrzębskiego, który piastuje tu stanowisko od listopada 2019 r. Tym samym potwierdziły się informacje PB.
Sektor bankowy lubi stabilność i z tego punktu widzenia kontynuacja misji przewodniczącego jest pozytywnym sygnałem. Pozostając przy stabilności, to urząd za czasów Jacka Jastrzębskiego czasami zaskakiwał sektor decyzjami, jak choćby ostatnio przy okazji indywidualnych rekomendacji dla banków dotyczących dywidend. Podobnie zaskakujący dla banków był plan szybkiego wprowadzenia wskaźnika finansowania długoterminowego, ale urząd potrafił też posłuchać głosu banków — obecnie prace nad nowym wskaźnikiem są rozłożone w czasie i będą toczyć się z udziałem przedstawicieli sektora.
Przed październikowymi wyborami Mateusz Morawiecki spotkał się z Jackiem Jastrzębskim i poinformował go, że zostanie na urzędzie na drugą kadencję. Prawo nominowania przewodniczącego KNF należy wyłącznie do premiera. Nie wiadomo było, czy porozumienie nadal obowiązuje po przegranych przez PiS wyborach. Posada przewodniczącego KNF mogła paść łupem politycznym, a sam urząd stać się przechowalnią dla tracących stanowiska ludzi powiązanych z odchodzącą władzą. Niedawny transfer Piotra Patkowskiego, wiceministra finansów, na stanowisko szefa Polskiej Agencji Nadzoru Audytowego świadczy o tym, że exodus już się zaczął.
Sprawa przewodniczącego KNF stała się przedmiotem sporu politycznego między opozycją formującą nowy rząd a PiS. Przyszli koalicjanci zarzucali odchodzącemu rządowi chęć zabetonowania nadzoru. Padały argumenty, że posada szefa KNF ma kluczowe znaczenie dla rynku finansowego, bo za jego pośrednictwem PiS będzie miał wpływ na obsadę stanowisk w bankach. Pojawiły się sugestie, że prezydent dlatego powierzył misję tworzenia rządu Mateuszowi Morawieckiemu, żeby zdążył obsadzić nadzór swoim człowiekiem.
Najczarniejsza godzina nadzoru
Jacek Jastrzębski, którego postać wcześniej nie budziła politycznych skojarzeń, w ramach tej narracji stał się niemal funkcjonariuszem partyjnym. Szef KNF jest profesorem prawa UW. Przed przyjściem do KNF był wicedyrektorem departamentu prawnego PKO BP. W banku zatrudnił się jeszcze za prezesury Jerzego Pruskiego, w czasach, gdy rządy sprawowała koalicja PO-PSL. Do KNF trafił w najczarniejszej w historii nadzoru chwili — kiedy w areszcie siedział Marek Ch., jego poprzednik na tym stanowisku, w związku z aferą taśmową i podejrzeniem o łapówkarską propozycję złożoną Leszkowi Czarneckiemu. Autorytet urzędu leżał w gruzach, rynek trząsł się w posadach wskutek runu na Getin Noble oraz trudnej sytuacji banków Leszka Czarneckiego.
Kadencja Jacka Jastrzębskiego upłynęła pod znakiem kredytów frankowych i przewodniczący zrobił sporo dobrego w tej sprawie wychodząc z bardzo rozsądną propozycją ugód z kredytobiorcami. Dzięki niemu proces przewalutowana wyraźnie przyspieszył.
Nastąpiła też pewna odwilż w polityce dywidendowej, jak można wnioskować po decyzji w sprawie Santandera. Inwestorzy mają nadzieję na kontynuację tej polityki wobec całego sektora i uporządkowania polityki dywidendowej w stosunku do sektora ubezpieczeniowego.
Co do zasady nie jest to zła informacja, że nadzorem pokieruje osoba znana na rynku a nie „spadochroniarz”.
Jeśli chodzi o politykę kadrową dotyczącą kluczowych stanowisk w bankach to zastrzeżenia należałoby kierować do Ministerstwa Aktywów Państwowych, które nominowało kandydatów, a nie do nadzoru, który oceniał, czy spełniają ściśle określone wymogi. Jeśli nie było merytorycznych zastrzeżeń to trudno było kandydatury blokować, choć zdarzały się i takie przypadki.
Plusy i minusy przewodniczącego
Z czasem udało mu się przywrócić zaufanie rynku, który szczególnie cenił sobie dobry kontakt z szefem urzędu w trakcie pandemii, kiedy Jacek Jastrzębski organizował regularne telekonferencje z prezesami banków.
— Jest człowiekiem niezwykle inteligentnym i każdy, nawet jego przeciwnicy, podkreślają jego wysoki poziom intelektualny. Bardzo szybko dojrzał na urzędzie. Mam wrażenie, że Jacek dzisiaj i cztery lata temu to dwie różne osoby — charakteryzuje go prezes jednego z banków.
Po stronie plusów przewodniczącego wymienia komunikatywność w relacjach zarówno indywidualnych, jak też kolektywnych.
—To jest przewodniczący, do którego możesz zadzwonić, wysłać esemesa, mejla, umówić się na spotkanie. Nie ma biurokratycznych barier — dodaje inny szef banku.
Minusy? Maniera będącą zaprzeczeniem komunikatywności — zaskakiwanie rynku. Tak było ze słynną propozycją ugód frankowych. Przewodniczący ogłosił ją zaskoczonym bankowcom podczas opłatkowego spotkania. Podobnie było z decyzjami dotyczącymi dywidend czy wskaźnika finansowania długoterminowego.
Są też bardziej kategoryczne opinie o pierwszej kadencji przewodniczącego, które za miarę efektywności biorą stabilność sektora finansowego, co jest podstawową troską nadzoru.
— Z tego punktu widzenia patrząc, sektor bankowy dzisiaj jest w trudniejszej sytuacji niż w 2018 r. W ciągu pięciu lat poziom kapitałów się nie zmienił. Ciągle spada efektywność banków, a rosną obciążenia regulacyjne i związane z tym koszty. Nie mówiąc o kwestii frankowej, która nie została rozwiązana — mówi jeden z bankowców.
Koalicja w mniejszości z Komisji
Jacek Jastrzębski nie będzie pierwszym szefem nadzoru, którego czeka kohabitacja z nowym rządem. Stanisław Kluza, powołany na to stanowisko przez premiera Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu 2006 r., przez cztery lata współpracował z rządem Donalda Tuska. Nie było wówczas większych zastrzeżeń. Wbrew opiniom o wszechwładzy szefa nadzoru wygłaszanym w ostatnich tygodniach jego prerogatywy są ograniczone. Przewodniczący jest szefem Urzędu KNF, gdzie faktycznie pełni funkcję prezesa. Kluczowe decyzje dla rynku finansowego podejmuje natomiast komisja, ciało kolegialne, w którym zasiada 13 osób. Nowa koalicja może mieć problem z uzyskaniem większości. Rząd deleguje do niej pięciu przedstawicieli. Zasiadają w niej także przedstawiciele prezydenta, NBP, BFG i UOKiK, których można kojarzyć z obecną władzą, plus przewodniczący UKNF i trzech jego zastępców.
Reprezentanci UOKiK i BFG nie mają prawa głosu, podobnie koordynator służb specjalnych. Podczas głosowań w Komisji rząd będzie miał pięć głosów, kierownictwo urzędu oraz przedstawiciele prezydenta i szefa NBP - tyle samo. W przypadku równowagi szalę przeważa jednak głos przewodniczącego.
Nowy rząd koalicyjny będzie też w mniejszości na forum Komitetu Stabilności Finansowej, w którego skład wchodzą szefowie NBP, KNF i Ministerstwa Finansów.

