Jak gorący kartofel

Dawid Tokarz
opublikowano: 2006-06-19 00:00

Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w polskich stoczniach trwa kilka miesięcy. I co? I nic. Nie ma chętnych do jego prowadzenia.

Wszystko zaczęło się od zawiadomienia złożonego w prokuraturze na początku 2006 r. przez byłego doradcę prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) i pracownika wysokiego szczebla Korporacji Polskie Stocznie (KPS) — oba państwowe podmioty zajmują się restrukturyzacją sektora stoczniowego. Trafiło ono do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota, bo na jej terenie mieszka zawiadamiający.

Za tanie statki

Zawiadomienie jest bardzo obszerne i dotyczy m.in. opisywanego przez „PB” nieudanego projektu offsetowego Rafaela w Stoczni Gdynia (izraelski koncern zbrojeniowy miał kupić dwa gazowce za 168 mln USD, ale nic z tego nie wyszło). Najważniejszym wątkiem są jednak nieprawidłowości po- legające na zaniżaniu przez zarządy stoczni kosztorysów budowy statków.

— Nagminne były następujące sytuacje: minimalny koszt wybudowania statku wynosił np. 300 mln zł, a jego cenę zarządy stoczni z Gdyni czy Szczecina ustalały na 240 mln zł. Po co? By dostać dotację z ARP czy KPS — wyjaśnia nasz informator.

Po wstępnym sprawdzeniu danych z zawiadomienia prokurator z warszawskiej Ochoty stwierdził, że istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i wszczął śledztwo. Uznał jednak, że sprawą powinny zająć się prokuratury z Gdańska i Szczecina. Tam bowiem zostały popełnione rzekome przestępstwa. I się zaczęło.

My? Nie, wy!

Śledczy z Gdańska i Szczecina nie chcieli zająć się sprawą i wszczęli tzw. spór kompetencyjny. Szefowie prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina w kwietniu rozstrzygnęli go na korzyść swoich podwładnych i zdecydowali: jest za wcześnie na dzielenie śledztwa i akta mają wrócić do stolicy. Oficjalny powód? To w Warszawie mają siedzibę Agencja Rozwoju Przemysłu, Korporacja Polskie Stocznie i nadzorujące je Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP), a jednym z wątków śledztwa ma być sprawdzenie jakości nadzoru nad budżetowymi pieniędzmi, które szerokim strumieniem płynęły do stoczni.

— Pomysł, by zacząć śledztwo od instytucji państwowych, nie jest najlepszy. Klucz jest w stoczniach. Tam trzeba wejść, zro- bić kontrole oraz sprawdzić, czy kosztorysy rzeczywiście były nierzetelne. Jeśli tak, to mamy otwartą drogę do stawiania członkom zarządów zarzutów z art. 296 kodeksu karnego, czyli działania na szkodę spółek. Dopiero na tej podstawie można zająć się działaniami nadzoru — ocenia jeden z prokuratorów, który widział akta.

Jego zdaniem, prowadze- nie śledztwa w Warszawie jest niewłaściwe jeszcze z jednego powodu.

— Zdecydowana większość czynności będzie i tak dokonywana w Szczecinie i Gdańsku, w ramach tzw. pomocy prawnej. Nadzór nad szybkością postępowania i jego jakością będzie utrudniony, bo przesłuchania będą prowadzić przypadkowi policjanci i bez fachowej wiedzy — dodaje prokurator.

My? Nie, oni!

Jeden z naszych informatorów uważa, że sprawą, ze względu na jej wagę i obszerność, powinna zająć się prokuratura okręgowa, a nie rejonowa.

— W rejonie prokurator ma co najmniej kilkadziesiąt różnych spraw i nie ma czasu na tak rozległe śledztwo. A okręgówki są powołane do zajmowania się właśnie takimi skomplikowanymi sprawami — twierdzi nasz informator.

Decyzje prokuratur okręgowych z Gdańska i Szczecina nie zakończyły podróży akt. Okazuje się, że od kilku dni nie leżą na biurkach w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Ochota, lecz w… Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Dlaczego? Śledczy z Ochoty chcą, by sprawą zajęły się inne stołeczne prokuratury rejonowe: ze Śródmieścia, Mokotowa i Żoliborza. Tam bowiem, a nie na Ochocie, mieszczą się siedziby MSP, ARP i KPS.

— Sprawa jest trudna, a dodatkowo dotyczy styku biznesu i polityki. I dlatego traktowana jest jak gorący kartofel — twierdzi jeden z naszych informatorów.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface