Local content, czyli termin oznaczający udział rodzimych przedsiębiorców w łańcuchu dostaw w danej inwestycji, to ostatnio gorący temat. Interesuje polskich wykonawców, ostrzących sobie zęby m.in. na udział w projekcie budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, w której partnerem jest amerykański duet firm Westinghouse i Bechtel.
Na łamach PB opisywaliśmy już postulaty polskich przedsiębiorców, którzy mają pomysł, jakie zasady należy wpisać do polsko-amerykańskiego kontraktu, by poziom local content był możliwie wysoki. Pisaliśmy też o sporze dotyczącym definicji polskości wykonawców.
Profil krajowy, czyli jaki?
Ważnym uczestnikiem tej debaty jest Tomasz Stępień, od czerwca prezes Stowarzyszenia Energetyki Jądrowej PZPB-Atom, funkcjonującego w ramach Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. W latach 2021–23 był najpierw przewodniczącym rady nadzorczej, a potem prezesem Polskich Elektrowni Jądrowych, państwowej firmy odpowiedzialnej za program atomowy. W latach 2015–22 był prezesem Gaz-Systemu, który w tym czasie zrealizował budowę gazociągu Baltic Pipe.
– Po 20 latach pracy po stronie inwestora przy dużych strategicznych projektach, takich jak Baltic Pipe, dziś pracuję dla polskich spółek, które są potencjalnymi wykonawcami elektrowni jądrowej w nadmorskim Choczewie – mówi Tomasz Stępień.
PZPB-Atom zrzesza siedem dużych spółek budowlanych: Budimex, Erbud, Mirbud, Mostostal Warszawa, PORR, Polimex Mostostal i Unibep. Jest otwarty na nowych członków.
– Reprezentujemy firmy o profilu krajowym, czyli działające w Polsce, posiadające tu zakłady, zatrudniające polskich pracowników, płacące podatki w Polsce oraz tworzące wartość dodaną dla polskiej gospodarki. Nasi członkowie są zainteresowani udziałem w projekcie budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej oraz rozwijaniem kompetencji w tym obszarze tak, aby móc je w przyszłości wykorzystać na rynkach europejskich – wyjaśnia Tomasz Stępień.
Jego doświadczenia zdobyte po stronie inwestora mają pomóc tym spółkom w przygotowaniu się do bycia dobrym, ale i wymagającym partnerem dla spółek amerykańskich.
– Rozmawiamy o rozwiązaniach możliwych do zastosowania przy realizacji tak długiej i złożonej inwestycji – mówi Tomasz Stępień.
Trzy ważne zadania
Pierwszą ważną kwestią jest opracowanie dobrej definicji podmiotu krajowego. Ma zabezpieczać stronę polską.
– Jesteśmy za tym, by zawierała kryteria nie kapitałowe, lecz związane z wieloletnim wkładem danej firmy w polską gospodarkę, poziomem zatrudnienia czy inwestycjami. Definicja, metodologia wyliczania i raportowania udziału local content w realizacji projektu powinna być wpisana do głównego kontraktu budowlanego między stroną polską a amerykańską – uważa Tomasz Stępień.
Drugim ważnym tematem jest model współpracy krajowych firm z konsorcjum amerykańskim.
– Amerykanie proponują model realizacyjny, w ramach którego od krajowych firm budowlanych chcieliby wynająć tylko pracowników, samodzielnie realizując duże zakupy, np. materiałów budowlanych czy betonu. Tymczasem na polskim, ale i europejskim rynku wykonawczym dominuje model zatrudniania firm do zdefiniowanych zadań, precyzyjnie opisanych w umowie. To firmy wówczas odpowiadają za całość robót i dostaw – tłumaczy Tomasz Stępień.
Ważny dla PZPB-Atom jest też temat opracowania – wspólnie z przedstawicielami administracji – instrumentów wsparcia dla krajowych firm zainteresowanych udziałem w programie jądrowym.
– Chodzi o instrumenty finansowe i mechanizmy gwarancyjne, które ułatwią krajowym firmom np. decyzję o wydaniu pieniędzy na kosztowną i długotrwałą procedurę certyfikacyjną lub dostosowawczą do wymogów jądrowych – mówi Tomasz Stępień.
PZPB-Atom jest członkiem zespołu ds. local content, powołanego przez Wojciecha Wrochnę, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Zadaniem zespołu jest rekomendowanie rozwiązań mających na celu zwiększenie potencjału firm krajowych oraz ich udziału w przyszłej budowie elektrowni.
– Dotychczasowe prace zespołu przebiegają obiecująco – twierdzi Tomasz Stępień.
Koszty mocno teoretyczne
Tomasz Stępień krytycznie odnosi się do debat, w których dominują wyłącznie rozważania na temat kosztu budowy elektrowni atomowej. Przypomnijmy, że oficjalne szacunki polskiej administracji mówią o niemal 200 mld zł.
– Tak naprawdę nikt nie jest w stanie dzisiaj precyzyjnie powiedzieć, ile będzie kosztować taka inwestycja. Po pierwsze dlatego, że jeszcze nigdy w Polsce takiej elektrowni nie zbudowaliśmy, nie mamy opracowanych procedur, ram regulacyjnych, warunków prowadzenia inwestycji. Po drugie, oprócz jakości przygotowanej dokumentacji projektowej, to czas realizacji budowy będzie mocno wpływał na ostateczny koszt tej inwestycji – mówi Tomasz Stępień.
Podkreśla, że to efektywny proces zarządzania budową będzie miał kluczowy wpływ na koszty, a tym samym na cenę prądu i jej rynkową konkurencyjność.
Jak zarządzać, to aktywnie
W tym kontekście za istotne menedżer uważa różnice w sposobie zarządzania inwestycjami w Polsce i USA.
– Polska administracja czuje się komfortowo w sytuacji, w której to na wykonawcy spoczywa obowiązek dotrzymania budżetu, wzięcia na siebie ryzyka budowy, osiągania w odpowiednim czasie kamieni milowych i płacenia kar finansowych za wszelkie potknięcia. Tymczasem zachodni wykonawcy są przyzwyczajeni do modelu ścisłej i bieżącej współpracy z inwestorem, dzięki której obie strony mogą zobaczyć, że koszty rosną z przyczyn zewnętrznych i wówczas inwestor wie, że trzeba je ponieść. Priorytetem pozostaje jednak sprawne i jakościowe ukończenie inwestycji – wyjaśnia Tomasz Stępień.
Zauważa, że z tego powodu amerykańscy wykonawcy nie stosują nawet takich narzędzi, jak waloryzacja kontraktów. Uważają, że koszty, stale monitorowane i przedstawiane przejrzyście, muszą zostać pokryte przez inwestora.
– Inwestor staje się inwestorem aktywnym, który ma kompetencje inżynierskie i menedżerskie, aby te koszty nieustannie kontrolować. W efekcie budowa jest realizowana w optymalny sposób, a przez to jest tańsza niż w przypadku innych modeli – mówi Tomasz Stępień.
Lekcje do odrobienia
To istotna różnica w relacji do podejścia, które dominuje w spółkach skarbu państwa w Polsce.
– Pamiętajmy, że wielkie inwestycje przed Euro 2012 doprowadziły polskich wykonawców na skraj bankructwa. Powinniśmy szukać rozwiązań, żeby to się nie powtórzyło przy budowie energetyki jądrowej – zauważa Tomasz Stępień.
Ostatecznie – jak podkreśla – za nieudaną i opóźnioną inwestycję i tak w ostatecznym rozrachunku zapłaci inwestor.
– Zwłaszcza jeśli projekt złapałby duże opóźnienie, a nad podwykonawcami wisiałaby groźba upadłości. Zdarzało się to przecież bardzo często przy projektach jądrowych na świecie – ostrzega Tomasz Stępień.