Unibep szuka znaczenia polskości

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2025-07-14 20:00

Andrzej Sterczyński, prezes firmy budowlanej, ostrzega, że jeśli wykonawcy szybko nie przestaną spierać się o to, który jest bardziej polski, to strategiczne kontrakty przejdą im koło nosa. Liczy na kompromis w określeniu definicji tzw. local contentu i przekonuje, że pracy wystarczy dla wszystkich.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakie czynniki chce wziąć pod uwagę prezes Unibepu przy definiowaniu local content
  • dlaczego uważa, że pracy starczy dla firm z polskim i zagranicznym kapitałem
  • w jakich obszarach za kluczowe uważa zabezpieczenie local content
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Rząd chce zwiększyć udział polskich firm, czyli tzw. local content, w realizacji inwestycji strategicznych dla gospodarki, takich jak budowa elektrowni jądrowej czy infrastruktury Centralnego Portu Lotniczego (CPK). Część krajowych przedsiębiorców obawia się jednak, że w postępowaniu na terminal CPK zwyciężą globalni giganci, a przy budowie elektrowni atomowych konsorcjum Westinghouse-Bechtel sprowadzi rodzime polskie podmioty jedynie do roli dostawców siły roboczej i sprzętu.

Definicja polskości

Debata o local contencie jest żywa, a ważnym jej uczestnikiem jest Andrzej Sterczyński, prezes Unibepu, czyli polskiej firmy budowlanej wycenianej przez warszawską giełdę na prawie 400 mln zł. Prezes uważa, że firmy planujące budowę atomu czy CPK rzeczywiście chcą realizować kontrakty budowlane z udziałem polskich firm. Problem w tym, że wciąż tej polskości nie zdefiniowaliśmy.

- Najpierw my sami, czyli firmy zajmujące się generalnym wykonawstwem kontraktów budowlanych, musimy określić definicję local contentu i ustalić, czy chodzi wyłącznie o firmy z polskim kapitałem, czy może także z kapitałem zagranicznym, ale pracujące w naszym kraju od wielu lat – mówi Andrzej Sterczyński.

Przyznaje też, że obecnie w branży zderzają się interesy różnych podmiotów, które starają się wypracować kompromis co do definicji polskości.

Na prośbę Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB) nad określeniem zasad local contentu, w tym definicji tego pojęcia, pracuje prof. Przemysław Drapała, partner zarządzający kancelarii JDP. Współpracuje przy tym z grupą członków związku.

- Jeśli sami nie porozumiemy się w sprawie definicji - i to szybko - ryzykujemy marginalizacją naszej pozycji w kontraktach na budowę elektrowni jądrowej, infrastruktury CPK, a może i innych projektów strategicznych, np. dla wojska – uważa Andrzej Sterczyński.

Dodaje, że jeśli firmy z naszego rynku będą się długo spierać o to, która jest bardziej polska, to przetargi wygrają ostatecznie zagraniczne podmioty, zatrudniające rodzime firmy jedynie w roli podwykonawców albo wręcz sprowadzając ich do roli dostawców kadry i maszyn.

Prezes Unibepu uważa, że w definicji local contentu powinniśmy ująć podmioty z polskim kapitałem, ale też z kapitałem pochodzącym z obszaru wspólnoty europejskiej. Kluczowe jest także to, aby pojęcie odnosiło się do podmiotów, które działają na polskim rynku od wielu lat, zatrudniają pracowników w Polsce, płacą tu podatki, posiadają sprzęt oraz wspierają rozwój kadry inżynierów i budowniczych. To warunek konieczny dla rozwoju potencjału budowlanego naszego kraju.

Nie tylko budowa

Andrzej Sterczyński twierdzi też, że zdefiniowanie local contentu jest konieczne nie tylko po to, by to firmy z krajowego rynku realizowały kontrakty, ale też by później utrzymywały wybudowane obiekty. To szczególnie istotne w odniesieniu do obiektów infrastruktury obronnej. Przypomina, że przyszłoroczny budżet MON szacowany jest na ponad 200 mld zł, z czego wydatki tylko tego resortu na infrastrukturę w 2026 r. szacowane są na ponad 20 mld zł. Warto zadbać, by była budowana i utrzymywana przez polskie firmy, które niezależnie od okoliczności będą działały na polskim rynku, bo tutaj mają swoje korzenie.

Wojna cenowa

Prezes Unibepu zauważa, że w przetargach wojskowych trwa wojna cenowa. Startuje w nich duża liczba podmiotów, nawet 10–15 firm w każdym z postępowań. Zapisy w umowach wojskowych określają wskaźniki waloryzacji zaledwie na 0,5 proc., a przecież wraz ze zwiększaniem liczby realizowanych inwestycji inflacja w budownictwie będzie przybierać na sile. Warto więc opracować zasady waloryzacyjne podobne do tych obowiązujących w kontraktach drogowych lub kolejowych. W przeciwnym razie sektor wojskowy będzie ofiarą klęski urodzaju.

- Obecnie ceny materiałów budowlanych są jeszcze w miarę stabilne, ale jak ruszy realizacja strategicznych projektów, w tym
odbudowa Ukrainy, ceny prawdopodobnie gwałtownie wzrosną. Wówczas wielu wykonawców będzie mieć problemy z kontynuacją realizacji nierentownych już kontraktów. Może więc zmaterializować się ryzyko masowego schodzenia z placu budowy albo nawet
bankructwa. Zapewnienie udziału polskich podmiotów w kontraktach, bez zagwarantowania ich waloryzacji, może się więc źle skończyć dla wszystkich stron: zamawiających, wykonawców, ale też całego społeczeństwa - zauważa Andrzej Sterczyński.

Kulawy zespół

Rządowy zespół ds. local contentu już pracuje. Przewodniczy mu Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej. Wśród członków są pracownicy resortu przemysłu, spółki Polskie Elektrownie Jądrowe, Agencji Rozwoju Przemysłu, Agencji Rozwoju Pomorza, Banku Gospodarstwa Krajowego. Są także organizacje zrzeszające polskich przedsiębiorców: Federacja Przedsiębiorców Polskich, Konfederacja Lewiatan, Izba Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska, Związek Ogólnopolski Projektantów i Inżynierów oraz Polska Izba Konstrukcji Stalowych.  Co ciekawe, w zespole nie ma przedstawicieli firm i zrzeszających je organizacji budowlanych.

- Polska administracja lubuje się w tzw. działaniach pozornych – z zapałem powołuje różne gremia, których prace przynoszą iluzoryczne efekty lub ciągną się miesiącami. Wymownym przykładem jest Ministerstwo Przemysłu, które zamierza debatować nad rolą polskiego biznesu w budowie elektrowni jądrowej w Choczewie,  pomijając organizacje zrzeszające firmy budowlane, które będą ten projekt wykonywały – mówi Damian Kaźmierczak, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB).

To największa organizacja skupiająca firmy budowlane. Ministerstwo Przemysłu już od ponad tygodnia nie odpowiada na pytania PB dotyczące tego, czy do zespołu będą powołani przedstawiciele firm budowlanych.

W ramach PZPB powołano już dywizję atom, w której branżowi specjaliści i menedżerowie mają nie tylko określić definicję local contentu, ale także inne zagadnienia. Budowa elektrowni będzie wyłączona z Prawa zamówień publicznych, dlatego też, jak już pisaliśmy, PZPB opracowuje katalog rozwiązań do wprowadzenia w kontrakcie na inwestycję, takich jak waloryzacja, solidarna odpowiedzialność inwestora za zobowiązania generalnego wykonawcy wobec podwykonawców i wykluczanie z postępowań firm spoza UE i jej obszaru gospodarczego. 

Okiem eksperta
Podatki, praca, potencjał
Damian Kaźmierczak
wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa

W definiowaniu polskości powinniśmy kierować się zdrowym rozsądkiem, szanując aktualną strukturę polskiego rynku budowlanego, która kształtuje się od lat 90. ubiegłego stulecia, oraz uwzględniając rolę Polski w Europie. Należy ograniczyć dostęp firmom, które nie wnoszą na nasz rynek żadnej wartości dodanej, od których polskie przedsiębiorstwa nie mają czego się nauczyć i które traktują polskie kontrakty jedynie jako okazję do krótkoterminowych zysków. Zamiast tego powinniśmy zdecydowanie wspierać firmy głęboko w Polsce zakorzenione – takie, które płacą u nas podatki, są zarządzane przez polską kadrę, inwestują w sprzęt i pracowników oraz ściśle współpracują z uczelniami wyższymi i szkołami zawodowymi.