Koszty pogrążają europejską chemię

Barbara Warpechowska
opublikowano: 2014-05-27 00:00

Nowe instalacje chemiczne powstają tam, gdzie surowce i energia są najtańsze. Głównie nad Zatoką Meksykańską i na Bliskim Wschodzie

— Chemia jest najważniejszą z dziedzin życia. 70 proc. jej wyrobów trafia do innych działów gospodarki, 30 proc. bezpośrednio do konsumentów. Chemia jest wszędzie, ale aż dwie trzecie wzrostu w branży przypada na Azję. Bez chemii nie da się tworzyć silnej i dobrze rozwijającej się gospodarki — przekonuje Tomasz Zieliński, prezes Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego (PIPCh). Wartość światowej produkcji chemicznej szacuje się na 2,5 bln euro. Udział polskiej chemii w światowej produkcji wynosi 2 proc. Według wstępnych danych produkcja sprzedana w 2013 r. wyniosła ponad 130 mld zł. Dziesięć lat temu Unia Europejska stanowiła największy na świecie rynek produktów chemicznych, którego udział w światowej sprzedaży wynosił 30 proc. Dzisiaj to już tylko 21 proc. A największym rynkiem produktów chemicznych są Chiny.

CENY ROSNĄ: Przyszłość przemysłu chemicznego zależy od kosztów surowców. To duże wyzwanie dla branży w Polsce i w Europie. Fot. Bloomberg
CENY ROSNĄ: Przyszłość przemysłu chemicznego zależy od kosztów surowców. To duże wyzwanie dla branży w Polsce i w Europie. Fot. Bloomberg
None
None

Łupki zachęcają

Przyszłość przemysłu chemicznego zależy od kosztów surowców. To duże wyzwanie dla branży w Polsce i w Europie. — Ceny energii i surowców są w Europie znacząco wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Firmy w Europie płacą niemal trzy razy więcej za prąd i cztery razy więcej za gaz niż w USA. To w dużej mierze wynik wysokich podatków, opłat i kosztownychregulacji unijnych — mówi Christoph Sikora, dyrektor generalny Dow na Europę Środkową.

Gaz łupkowy sprowadza przemysł z powrotem do Stanów Zjednoczonych, ponieważ są tam duże zasoby taniego surowca, idealnego do wyrobu chemikaliów. Dlatego szybko rosną inwestycje branży chemicznej w USA. Drugim przykładem dostępu do taniego surowca, a co za tym idzie — rozwoju chemii, są kraje Bliskiego Wschodu.

— W rejonie Zatoki Perskiej działa osiem rafinerii, które przerabiają 200 tys. baryłek ropy dziennie. Niedługo będzie tam 12 rafinerii — informuje Tomasz Zieliński.

Badania i innowacyjność

Prezes PIPCh uważa, że największy wpływ na rozwój polskiej chemii miałoby zwiększenie innowacyjności. Niektóre firmy już mają działy badawcze, np. Synthos czy Śnieżka, inne zacieśniają współpracę z naukowcami. Efektem współpracy Grupy Azoty i Instytutu Nawozów Sztucznych jest nowa formuła nawozów z zawartością siarki.

— Śledząc zmiany, jakie zachodzą w uprawach, musimy koncentrować się na przygotowywaniu nowoczesnych formuł nawozowych przystosowanych do konkretnych upraw. Nie zależy nam na znaczącym wzroście zdolności produkcyjnych, lecz na specjalizacji w nowoczesnych produktach. Nasza firma, jak wynika z samej nazwy, definiuje się poprzez nawozy, bo to one tworzą lwią część naszych przychodów. Naszymi atutami są potężne zdolności produkcyjne, szeroka paleta produktów i usytuowanie na trzecim co do wielkości rynku rolnym w Unii Europejskiej — podkreśla Paweł Jarczewski, prezes Grupy Azoty.

— Nie wiadomo, ile łącznie polska chemia wydaje na badania i rozwój, ale jest to prawie nic w porównaniu ze światowymi koncernami, takimi jak największy Dow, który wydaje miliardy euro, czy drugi BASF, który przeznacza na ten cel średnio około 1,3 mld euro rocznie, także w dobie kryzysu — mówi Tomasz Zieliński.

Dodaje, że innowacyjność, inwestowanie w badania i rozwój są najważniejsze, ale, niestety, w branży chemicznej kuleją. Izba chce to zmienić i dlatego planuje program sektorowy Innochem. Będzie go realizowała z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju.

To pierwszy tak duży projekt dla przemysłu chemicznego. Ma zacząć działać od 2015 r. Izba liczy, że dzięki niemu firmy z branży zaczną więcej wydawać na wdrażanie innowacyjnych rozwiązań.

Równe reguły

Pozytywnym impulsem lub zagrożeniem dla gospodarki może być porozumienie o wolnym handlu między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi — Transatlantic Trade and Investment Partnership (TTIP). — Nie jest to jedyny warunek wzrostu konkurencyjności Europy, ale może popchnąć europejską gospodarkę do przodu. Gospodarki europejska i amerykańska są w przybliżeniu podobnej wielkości — możemy sprawić, by zaczęły sprawniej współpracować — uważa Howard Chase, dyrektor w Dow Europe. Nie ukrywa, że wielkie międzynarodowe firmy, takie jak Dow, zyskają na umowie handlowej, ale dzięki temu skorzystają również klienci, którzy używają produktów koncernu.

— Jesteśmy za otwarciem Wspólnoty na rynki zewnętrzne, ale jak zawsze wszystko zależy od szczegółowych zapisów takiego porozumienia — podkreśla z kolei Paweł Jarczewski.

I dodaje, że dzięki rewolucji łupkowej i mniej restrykcyjnej polityce klimatycznej produkcja nawozów w USA jest nieporównywalnie tańsza niż w Europie. Gaz ziemny stanowi około 50 proc. kosztów produkcji nawozów azotowych. Do tego dochodzą wyśrubowane regulacje prawne w Unii Europejskiej, chociażby system rejestracji produktów chemicznych REACH, który powoduje znaczące koszty dla przemysłu.

— Jeśli amerykańskie firmy nie zostaną objęte podobnymi regulacjami, to otwarcie rynków może oznaczać niejednakowe warunki konkurencyjne. Poprzez nasze czynne uczestnictwo w stowarzyszeniu Fertilizers Europe prowadzimy dialog z Komisją Europejską, ale bez zdecydowanego wsparcia na wszystkich poziomach decyzyjnych europejski przemysł może zostać pozostawiony sam sobie. Dlatego musimy wspólnie domagać się równych reguł gry po obu stronach Atlantyku — komentuje Paweł Jarczewski.