Charytatywny Bal Dziennikarzy, który w sobotę odbył się w auli Politechniki Warszawskiej, doświadczył już różnych gospodarczych epok — schłodzenia, okresu prosperity, a teraz kryzysu. Jednak dziennikarska fundacja na razie nie odczuła zakręcenia przez sponsorów kurka i cel balu, czyli wsparcie rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych w najuboższych rejonach Polski, zostanie zrealizowany. Prezes Iwona Maruszak na gorąco nie chciała rzucać kwoty, w każdym razie 100 tys. zł będzie wynikiem bardzo dobrym. Dotychczas fundacja przekazała potrzebującym ponad 2 mln zł.
Drugim źródłem dochodów są bilety, czyli cegiełki. Wejściówka kosztowała 180 zł, a miejscówka przy stoliku — 350 zł. Kupowanie biletów stanowi dla ludzi mediów, PR i reklamy oraz polityków psychiczną uciążliwość, ponieważ te środowiska przyzwyczajone są do bytności na imprezach gratisowo. Ale raz w roku na około 700 chętnych do charytatywnej zrzutki można liczyć (kiedyś bywało nawet 1200). Płatność ma ogromną zaletę — otóż na balu nie ma podszywających się pod dziennikarzy tzw. leśnych dziadków, stanowiących plagę konferencji prasowych oraz wszelakich imprez.
W tym roku wywiało z balu biznes, przynajmniej ten z najwyższej półki. Trudno powiedzieć, czy to kryzysowy znak czasów, czy może wyrzuty sumienia wywołane opcjami walutowymi. Jednym z wyjątków, ale po stronie bankowej, był prezes Józef Wancer z BPH. Również klasa polityczna była skromniejsza — kiedyś sam premier Kazimierz Marcinkiewicz wywijał figury ze ślubną małżonką. W ekipie PO pokazała się m.in. nowa medialna twarz rządu, czyli Paweł Graś, po lewej stronie brylował Wojciech Olejniczak, PiS reprezentowane było przez Elżbietę Jakubiak, stawił się również Paweł Piskorski, nowy szef kanapowego SD. Niespodziankę przygotowała dziennikarska kapela Poparzeni Kawą Trzy, zapraszając do występu… Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Były minister sprawiedliwości udanie zagrał na puzonie. Rok temu okrasą koncertu Poparzonych był nie człowiek, lecz rekwizyt — zaginiony w hotelu Marriott krawat ministra Janusza Kaczmarka.
Aula Politechniki widziała już wszystko, dlatego wywołuje refleksje o przemijaniu, ale i trwaniu. W 1948 r. dokładnie w miejscu balowej estrady wykluła się Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, która w 1990 r. odeszła w niebyt. Za to Maryla Rodowicz, rocznik 1945, trzyma się rewelacyjnie, co potwierdziła promocyjno-charytatywnym występem na balu.