Agencja przypomina, że indeks śledzący obligacje dolarowe gospodarek wschodzących zyskał od początku 2023 roku ponad 27 proc., a w tym roku wzrósł o 8,5 proc., mocniej niż indeks obligacji gospodarek rozwiniętych.
Guillermo Osses, szef strategii obligacji rynków wschodzących w Man Group uważa jednak, że w tym roku rajd na obligacjach dolarowych gospodarek rozwijających się był napędzany przez fundusze ETF i strategie handlu algorytmicznego, które nie opierają się na analizie fundamentalnej.
- Aktualne dane pokazują, że Fed ma mniejszą zdolność do łagodzenia polityki niż globalne rynki wydają się oczekiwać – napisał w raporcie. - W miarę normalizacji warunków płynności i ograniczonych do pewnego stopnia możliwości manewru Fed ze względu na inflację, mechaniczne przepływy, które wcześniej obniżały spready EM mogą napotkać przeszkody – dodał.
Bloomberg zwraca uwagę, że wzrost cen obligacji i akcji spółek z gospodarek wschodzących w tym roku wynika również częściowo z chęci inwestorów dywersyfikacji portfeli od amerykańskich aktywów.
Osses jednak argumentuje, że to efekt zalewu płynności, wynikającej z decyzji Fed i amerykańskiego Departamentu Skarbu, która trafia do krajów rozwijających się. Jego zdaniem, teraz warunki płynności ulegają zmianie, bo Departament Skarbu odbudowuje rezerwy gotówkowe po debatowaniu limitu zadłużenia w tym roku, a Fed może dalej ograniczać kontrolowane przez siebie rezerwy.
Według JP Morgan, średnia dodatkowa rentowność, jakiej inwestorzy żądają za posiadanie obligacji dolarowych gospodarek wschodzących w porównaniu z obligacjami USA, wynosi 286 pkt bazowych. Jest bliska najniższego poziomu od 2018 roku. Osses zwraca uwagę, że rajd wzrostowy był tak nieselektywny, że obligacje krajów o ratingu śmieciowym mają „praktycznie identyczne spready, bez względu na ich podstawowe wskaźniki fiskalne”.
- Kiedy tani pieniądz staje się mniej tani, różnice między dobrymi a złymi kredytobiorcami znów zaczynają mieć znaczenie – zauważył.