mBank walczy o siebie

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-11-27 22:00

W banku powstał specjalny zespół, który zajmuje się poszukiwaniem kupca. Nie na udziały w polskim rynku, ale paneuropejską platformę bankową

Przeczytaj i dowiedz się:

  • Jakiego inwestora chciałby mieć mBank
  • Dlaczego Cezaremu Stypułkowskiemu nie podoba się wizja przejęcia banku przez państwowego gracza
  • Jakie zagraniczne banki wchodzą w grę
  • Jakie szanse na znalezienie inwestora bez polskich aktywów może mieć mBank

W poniedziałek 23 września Cezary Stypułkowski, prezes mBanku, wysłał do pracowników długi list.

„W miniony piątek spadła na nas wiadomość o intencji sprzedaży większościowego pakietu akcji mBanku przez Commerzbank” — napisał na wstępie, oddając powszechny w całym banku nastrój zaskoczenia i niedowierzania.

Czego by nie powiedzieć o Niemcach, to niejeden bank mógł pozazdrościć mBankowi spółki matki. Z punktu widzenia nadzoru i banku był to inwestor wzorowy, który nie wtrącał się w biznes, charakteryzował się dużą cierpliwością, a kiedy trzeba było wyłożyć kapitał, to robił to bez szemrania. Strategia się opłaciła, bo w zamian dochował się jednego z najlepszych banków w kraju i w Europie.

„mBank to pod wieloma względami unikalna instytucja” — napisał Cezary Stypułkowski, przypominając, że bank ma za sobą 33-letnią historię „bezprecedensowego organicznego wzrostu”.

„Musimy wspólnie zadbać, by w tych wymagających czasach nie zaprzepaścić tej schedy i przekonać do inwestycji w mBank inwestorów, którzy będą w stanie dostrzec potencjał banku” — napisał prezes.

List zakończył słowami: „zdając sobie sprawę z ograniczoności wpływu zarządu i mnie osobiście na ostateczny kształt transakcji i dobór nowego akcjonariatu, deklaruję, że w granicach profesjonalnej integralności i sytuacyjnego realizmu będę zabiegał w tym procesie o takie ukształtowanie ostatecznej struktury, by w możliwie największym stopniu ocalić tożsamość i unikalność mBanku oraz otworzyć przed nami nowe perspektywy”.

W liście oraz później publicznie podczas prezentacji wyników kwartalnych Cezary Stypułkowski stwierdził, że preferowanym nowym akcjonariuszem w mBanku jest inwestor jeszcze nieobecny w Polsce, bo tylko taki będzie zainteresowany rozwojem biznesu. Z naszych informacji wynika, że bank zaczął już jego poszukiwania.

Powstał specjalny zespół, który wyłącznie tym się zajmuje, wspierany przez ludzi z JP Morgana z Londynu. mBank ma własnego doradcę inwestycyjnego, którego rola polega na przygotowywaniu prezentacji dla potencjalnych inwestorów, ale nie tych, którzy zgłoszą się do Commerzbanku sami lub których przyprowadzi Goldman Sachs, jego doradca. Takich, których znajdzie sam razem ze swoim specjalnym zespołem. Gdzie będą szukać, jakie opcje ma Cezary Stypułkowski i jakimi dysponuje kartami?

Tylko nie państwo

mBankowi udało się uzyskać zupełnie wyjątkowy status w transakcji: będąc przedmiotem transakcji zachował niemały margines podmiotowości, który pozwala mu uzyskać wpływ na swój los. Świadczy to o pozycji, jaką wypracował sobie mBank i jego prezes we Frankfurcie, gdzie ma przyjaciół i stronników. Z drugiej strony koncesja udzielona przez centralę na rzecz sprzedawanej spółki córki nic sprzedającego nie kosztuje, a może przynieść sporo korzyści. Co oczywiste mBank musi „grać” na Commerzbank.

— Jego mandat polega na tym, że musi znaleźć najlepszego kupca z punktu widzenia obecnego akcjonariusza. To i tylko to interesuje Frankfurt i jest pierwszym przykazaniem dla ludzi w Warszawie. To, co mBank ugra dla siebie przy okazji, Commerzbanku nie interesuje — mówi osoba dobrze znająca kulisy transakcji.

Zasady gry zaakceptowane przez mBank zostawiają mu dość wąskie pole manewru.

— Dla Commerzbanku ważne są dwie kwestie: oczywiście cena oraz czas przeprowadzenia procesu, który powinien odbyć się szybko i bez przeszkód — mówi nasz informator.

Cele mBanku Cezary Stypułkowski wyraźnie wyartykułował: inwestor bez aktywów w Polsce. Przejęcie przez gracza krajowego,państwowego czy zagranicznego, prędzej czy później doprowadzi do likwidacji tożsamości korporacyjnej i biznesowej mBanku. Nawet jeśli nabywca zdecydowałby się zachować odrębny brand, to narzucenie własnej kultury organizacyjnej jest tylko kwestią czasu. Nic tak nie obniża morale w mBanku, jak powtarzane w mediach spekulacje, że przejmującym będzie PKO BP lub PZU — Pekao, gdyż pracownicy dzięki kontaktom z kolegami w Aliorze wiedzą, jak państwowy akcjonariusz jest „zręczny” w rozwijaniu innowacyjnych pomysłów biznesowych.

Zresztą widzi to także rynek. Niezależnie od grzechów z przeszłości Alior przestał się liczyć się jako innowacyjny gracz w sektorze. Ze strony państwowych nabywców mBank na razie jest względnie bezpieczny. Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, i Paweł Borys, prezes PFR, dość wstrzemięźliwie wypowiadają się na temat kolejnej repolonizacji. Faktem jest natomiast, że na temat ewentualnego przejęcia w PiS nie było jeszcze spotkania — jest ono spodziewane dopiero w nowym roku.

Przez najbliższe miesiące partia będzie żyła jednak wyborami prezydenckimi i jak twierdzą nasi rozmówcy — do tego czasu kwestie podziału wpływów między różne koterie będzie zamrożona. Przejęcie mBanku przez PKO BP czy PZU — Pekao w istotnymstopniu wzmocniłoby jedną z frakcji w obozie władzy. Niewiele weselszą opcją niż państwowy inwestor byłoby przejęcie mBanku przez inwestora zagranicznego pokroju BNP Paribas czy ING.

Obaj inwestorzy mają w Polsce rozbudowane biznesy i fuzja z konkurentem nieuchronnie skutkowałaby dużymi cięciami kosztów pracowniczych, a ze względu na dużą siłę obydwu marek trudno wyobrazić sobie utrzymanie brandu mBank, chyba że w jakiejś szczątkowej postaci. Gdzie tandem mBank — JP Morgan może ruszyć na poszukiwanie optymalnego inwestora?

Wujek z Ameryki

Między bajki trzeba raczej włożyć jakiekolwiek marzenia o inwestorze z USA.

— Żaden Wuj Sam nie przyjedzie do Polski z walizką dolarów, żeby kupić mBank — przekonuje jeden z bankowców.

Teoretycznie byłoby to możliwe, bo amerykańskie banki dawno otrząsnęły się ze skutków kryzysu, są dobrze skapitalizowane, umocniły się na swoim rynku i wchodzą na europejskie podwórko, żeby je podbierać działającym lokalnie bankom. Głównie korporacyjnym, ale Goldman Sachs próbuje dobrać się — za pośrednictwem swojej mobilnej marki Marcus, którą uruchamia w Wielkiej Brytanii — także do kieszeni klienta detalicznego Z pozostałych amerykańskich banków raczej nikt do Europy się nie wybierze, żeby kupować detaliczny biznes.

Istniał cień szansy, że być może Citibank będzie skłonny powiększyć obecność w Polsce, ale fakt, że został wynajęty przez Erste Bank jako pomocnik do rozmów z Commerzbankiem, rozwiewa wszelkie spekulacje na ten temat. Potwierdził to zresztą niedawno Sławomir Sikora, prezes Citi Handlowego, mówiąc, że strategia w Polsce to wzrost organiczny.

Europa jest mała

Lista europejskich banków jest bardzo długa — jest to największy sektor bankowy na świecie, jednak liczba potencjalnych nabywców mBanku nieprzesadnie. Bogaty i silny jest rynek skandynawski, jednak trudno sobie wyobrazić, żeby z tego kierunku miał ściągnąć kupiec. Właściwie wszystkie największe banki szwedzkie i norweskie kiedyś inwestowały w Polsce i wszystkie bez większego powodzenia. Nordea, SEB i DnB miały tu swoje banki, ale desant na południowe wybrzeże Bałtyku zakończył się dla nich większą lub mniejszą porażką. Kierunek niemiecki w ogóle nie wchodzi w grę, bo tu nie ma komu kupować. Brytyjski również — ze względu na brexit i niewielką chęć lokalnych banków do wchodzenia na kontynent. Na hiszpańską konkwistę też trudno liczyć — w Hiszpanii nie ma albo zainteresowanych, albo odpowiednio silnych kupców.

Podobnie jest z Włochami. Nabywców można natomiast szukać we Francji, która ma najsilniejszy system bankowy w UE i na kontynencie. Potencjałem zakupowym dysponuje BNP Paribas, ale ta kandydatura z punktu widzenia mBanku nie może być rozpatrywana. Apetyt i pieniądze ma Credit Agricole. Co prawda bank strategicznie koncentruje się na wzroście organicznym, ale przejęciom nie mówi „nie”. Poza tym francuscy spółdzielcy mają w Polsce niewielki biznes bankowo-leasingowy, z którym nie wiedzą co zrobić. Z dużych graczy jest jeszcze Societe-Generale.

W ostatnim czasie bank wyprzedaje niewielkie biznesy w naszej części Europy, łącznie z Eurobankiem. W Czechach zatrzymał jednak Komercni Banka, który jest jednym z największych graczy na rynku. Własny bank w Czechach — Ceska Sporitelna — ma austriacki Erste Bank, który od ujawnienia informacji o sprzedaży mBanku głośno i dużo mówi o chęci jego zakupu. Austriacy od dawna marzą o naszym rynku. Niedawno przedstawiciel Erste powiedział: „nie być na polskim rynku to tak, jakby pojechać do USA i nie zobaczyć Kalifornii”. Potencjalnym kupcem może KBC — ten sam KBC, który siedem lat temu sprzedał Kredyt Bank Santanderowi. Belgijska grupa ma duży bank w Czechach — CSOB. Kredyt Bank był małą instytucją, bez szans na osiągnięcie skali. Co innego mBank.

Paneuropejska wizja

Bankowcy inwestycyjni z pewnością znajdą więcej banków niż jest na przedstawionej liście, ale jest to liczba ograniczona. Poza tym do wszystkich zadzwoni Goldman Sachs wynajęty przez Commerzbank. Wiedzą o tym ludzie z JP Morgana i mBanku. Dlatego, jak twierdzą nasze źródła, szukają nie tylko inwestorów instytucjonalnych, ale także finansowych. Na rynku jest kilka potężnych funduszy inwestycyjnych, które znają rynek bankowyi kupują na nim aktywa. Najczęściej są to biznesy do restrukturyzacji, ale nie zawsze. Warburg Pincus np. wyłożył grube pieniądze na start-up Wojciecha Sobieraja, budującego paneuropejski bank.

Analogia jest dobra też z tego powodu, że ludzie z mBanku i JP Morgana chcą sprzedać inwestorom podobną wizję, jak Wojciech Sobieraj: transgranicznej platformy bankowej, wyposażonej w know-how budowanej przez lata, doświadczenia w rozwijaniu biznesu zagranicznego, opartego na paszporcie europejskim (Czechy i Słowacja), produkty, systemy IT i dochodowy model biznesowy. Mają też w rękach gotowe projekty. Przed rokiem Commerzbank zamknął projekt Kopernik, bo nie miał do tego ani głowy, ani pieniędzy, który zakładał utworzenie takiego wehikułu na bazie mBanku.

Teraz mBank chce przekonać, że koncepcja jest realna. Konkurencja na rynku paneuropejskim co prawda jest — agresywnie działają i Revolut, i N26, a stawkę podbija Starling Bank, ale jest to walka w potężnym akwenie zielonego oceanu. Poza tym, w przeciwieństwie do konkurentów, mBank jest okrzepłym, dochodowym bankiem. Problemem są jednak pieniądze. Wojciech Sobieraj na swój projekt dostał podobno 500 mln EUR. Na mBank trzeba wydać 5-6 razy więcej. To duży rachunek nawet dla dużych graczy. Poza tym jest jeszcze kwestia nadzoru, który nigdy nie pałał miłością do funduszy private equity w sektorze bankowym i ma z nim złe doświadczenia.

Z drugiej strony Komisji Nadzoru Finansowego nie w smak jest też postępującakonsolidacja sektora generująca potężne ryzyko rynkowe. Opcja z zewnętrznym inwestorem, który pozwala utrzymać strukturę sektora, nie wygląda już tak źle. Poza tym, jak twierdzą nasze źródła, zdając sobie z sprawę z nastawienia nadzoru, mBank pracuje nad różnymi hybrydowymi koncepcjami, jak np. konsorcja inwestorów instytucjonalnych i finansowych. Nasi rozmówcy z rynku bankowości inwestycyjnej nie dają dużych szans powodzenia misji mBanku i JP Morgana. Jeden z nich określił je na 10 proc., inny „na 7 proc., czyli 0”.

Sprawdź program konferencji "Sztuczna inteligencja i robotyzacja w sektorze finansowym", 22-23 stycznia 2020, Warszawa >>