Z informacji GUS wynika, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w ubiegłym miesiącu były niższe o 1,6 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. To większy spadek niż w styczniu, kiedy to ceny spadały średnio o 1,4 proc.
- Obecnie przewidujemy, że w kolejnych miesiącach skala deflacji - w ujęciu rocznym - będzie się stopniowo zmniejszać, choć szybkość tych zmian będzie w znacznym stopniu zależała od sytuacji na rynkach surowcowych – prognozuje Ludwik Kotecki, główny ekonomista resortu finansów.
Przyznaje też, że deflacja ma charakter głównie paliwowo-żywnościowy, chociaż przyczynia się do niej również umiarkowana presja płacowa.
- Można, zatem wstępnie szacować, że inflacja bazowa (po wyłączeniu cen żywności i energii) w pierwszych dwóch miesiącach utrzymała się na poziomie zbliżonym do grudnia, czyli około 0,5 proc. – ocenia Ludwik Kotecki. Te dane Narodowy Bank Polski poda jednak dopiero w poniedziałek.
Niższy niż przewidywał minister finansów odczyt inflacji był związany z tradycyjnym przeliczeniem przez statystyków koszyka inflacyjnego. GUS podał, że w budżetach domowych wzrósł udział wydatków na restauracje i hotele, odzież i obuwie, a także wyposażenia mieszkania i prowadzenia gospodarstwa domowego. To może oznaczać, że konsumenci powoli popuszczają pasa.
Mniej wydajemy natomiast na użytkowanie mieszkania i nośniki energii, żywność i napoje bezalkoholowe, ale także transport, łączność oraz edukację. Zdaniem ekspertów to dowód na przesunięcie konsumpcji od produktów podstawowych do usług.