Terminal do przeładunku gazu ziemnego powstanie w Gdańsku, a nie Świnoujściu — poinformował premier.
Dotychczas wymieniano dwie lokalizacje: Świnoujście i Gdańsk. Miasta od miesięcy walczyły o inwestycję, czyli 300-400 mln EUR wydanych w regionie przez operatora gazoportu. Kto nim będzie, rozstrzygną przetargi.
Choć premier Jarosław Kaczyński jasno określił swoje stanowisko, odpowiadające za budowę gazoportu Przedsiębiorstwo Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, na razie milczy, bo działające na jego zlecenie konsorcjum firm doradczych jeszcze pracuje nad biznesplanem terminalu. Wstępny raport będzie gotowy w październiku. Deklaracja premiera to cios dla Rafała Wiecheckiego, ministra gospodarki morskiej, który promował Świnoujście. Minister też na razie milczy, sprawę zaś komentują główni zainteresowani.
— Słowa premiera o lokalizacji gazoportu w Gdańsku świadczą o zwycięstwie racji ekonomicznej nad polityczną. Obawialiśmy się, że o wyborze miejsca zdecydują czynniki niemerytoryczne. Udało się tego uniknąć — mówi Andrzej Kasprzak, prezes Zarządu Morskiego Portu Gdańsk.
— Mimo publicznych zapowiedzi o rzetelnej analizie ekonomicznej przedsięwzięcia, nie zaczekano na wynik prac prowadzonych przez konsorcjum, przygotowujące studium wykonalności. Nie dopuszczono więc do przeanalizowania tego studium przez ekspertów zainteresowanych portów — nie kryje rozczarowania Dariusz Rutkowski, były prezes Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście.
Przyznaje, że kilka dni przed odwołaniem ze stanowiska prowadził rozmowy z przedstawicielami konsorcjum i nic nie zapowiadało takiego rozstrzygnięcia.
— Argumenty za Gdańskiem są tymi samymi, które znamy od początku roku — nie przedstawiono ich zweryfikowanej analizy — dodaje Dariusz Rutkowski.