Inwestowanie w bezpieczne lokaty może się znudzić. Ten, kto ma kapitał i fantazję, może wybrać alternatywne formy pomnażania pieniędzy.
A jest w czym wybierać.
Poprawnie zdywersyfikowany portfel inwestycyjny powinien zawierać około 10 proc. wartości ulokowanej w realnych aktywach — radzi Łukasz Bugaj, analityk z firmy Xelion.
Roman Przasnyski, główny analityk Gold Finanse, dopuszcza próg 15 proc. Ale ostrzega, że inwestowanie większej części oszczędności w lokaty alternatywne wiąże się z ryzykiem.
Kapitał i wiedza
Lokowanie w rzadkie aktywa wymaga czasami sporego kapitału, gdyż niektóre inwestycje narzucają wysoki próg wejścia na rynek. Przydatna jest także specjalistyczna wiedza o przedmiotach, w które się lokuje oszczędności.
— Często podstawowym warunkiem sukcesu są również kontakty, które umożliwiają fachową radę oraz możliwość kupna i sprzedaży danego przedmiotu — twierdzi Roman Przasnyski.
Inwestując w nietypowe aktywa, trzeba zdawać sobie sprawę, że aby osiągnąć oczekiwany zysk, należy czasami rozciągnąć lokatę na kilka lat. W przypadku kamieni szlachetnych, monet, dzieł sztuki czy przedmiotów kolekcjonerskich trudno liczyć na szybki wzrost cen, a więc na prędki i znaczny zysk. Długi horyzont czasowy powoduje, że inwestor traci komfort szybkiego reagowania na zmiany cen i sytuacji rynkowej. Gdy stanie przed koniecznością szybkiego uwolnienia gotówki, często musi godzić się na niezbyt korzystne warunki cenowe.
Poza tym w przypadku nietypowych lokat jedną z głównych niedogodności są wysokie koszty związane z dokonywaniem transakcji. Prowizja od operacji giełdowych wynosi najczęściej niewiele ponad 1-2 proc., ale marża pośrednika, od którego kupuje się nietypowy przedmiot, sięga nieraz kilkunastu-kilkudziesięciu procent.
Są też plusy. Zaletą lokowania oszczędności w rzadkie dobra jest duża niezależność od koniunktury na giełdzie czy w gospodarce. Ceny obrazów, kamieni szlachetnych, zabytkowych mebli czy porcelany są związane z cyklami ekonomicznymi dość luźno, a czasami wcale się z nimi nie łączą. Dlatego główne ryzyko inwestowania w alternatywne aktywa wiąże się najczęściej ze zmianą mody na kolekcjonowane dobra.
W co inwestować?
Najpopularniejszą formą lokowania oszczędności w aktywa jest zakup złota, które w długim terminie chroni realną wartość wniesionego kapitału. Pocieszający jest fakt, że aby inwestować w złoto, nie trzeba mieć dużych pieniędzy. Często wystarczy kilkaset złotych na zakup monety czy niewielkiej sztabki. W kruszec można zainwestować na wiele sposobów, poczynając od zakupu sztabek, poprzez kupno funduszy (na przykład typu ETF), a kończąc na monetach tzw. bulionowych, które tym różnią się od kolekcjonerskich, że nie mają wartości historycznej, a jedynie wynikającą z ilości kruszcu zużytego do ich wybicia.
— Kupno sztabek lub monet wiąże się z koniecznością ich przechowania. Fundusz jest wygodniejszy, ale w razie totalnego załamania systemu finansowego taka lokata nie może być uznana za bezpieczną przystań. Zresztą wiele funduszy nie inwestuje bezpośrednio w złoto, tylko w akcje spółek wydobywających ten kruszec. Taki sposób jest o tyle korzystny, że może być źródłem dodatkowych dochodów, na przykład w postaci dywidend wypłacanych przez spółki. Z drugiej strony notowania akcji są uzależnione od koniunktury giełdowej, co może wiele osób zniechęcać — mówi Łukasz Bugaj.
Określone rodzaje sztabek można kupić i sprzedać w coraz większej liczbie firm pośredniczących, w Mennicy albo w Narodowym Banku Polskim.
Zysk mogą przynieść także monety kolekcjonerskie, które w przeciwieństwie do bulionowych kupuje się przede wszystkim ze względu na ich wartość historyczną. Przy zakupie monet z limitowanych serii niezbędna jest wiedza o rynku dóbr kolekcjonerskich, aby odróżnić monety godne uwagi od mniej interesujących. Wbrew reklamom mówiącym, że monety kolekcjonerskie to zysk bez ryzyka, zdarza się, że niektóre nie zyskują na wartości.
Kto ma większe oszczędności i nie boi się ryzyka, może zainwestować w diamenty lub w brylanty. Od dłuższego czasu główni producenci tych kamieni szlachetnych chcą uregulować rynek, tak jak zrobiono to z winem, ale dotąd im się to nie udało. Rynek kamieni szlachetnych pozostaje więc nie do końca przejrzysty i wciąż stanowi tylko niszę. Nękają go trudności ze standaryzacją diamentów, a wartość obrotu jest niezmiernie skromna w porównaniu z rynkiem złota. Mimo że diamenty są powszechnie uznawane za nośniki wartości, brak obowiązujących na całym świecie jednolitych norm obrotu i zasad ustalania cen zniechęca do angażowania w nie poważnego kapitału.
W przypadku diamentów i złota bardzo istotne jest to, że ich ceny są wyrażane w dolarach. Wiąże się to z ostrożnością inwestorów, którzy muszą się liczyć ze stosunkiem kursu waluty amerykańskiej do ich pieniądza krajowego.
Oferta banków
Jak zauważa Roman Przasnyski, wiele alternatywnych inwestycji jest trudno dostępnych dla przeciętnego inwestora.
— W Polsce nie handluje się ropą naftową, srebrem czy kukurydzą, a chcąc mieć dostęp do tych surowców, inwestor musi włożyć w inwestycję wiele czasu i pieniędzy. Warto natomiast korzystać z funduszy inwestycyjnych i produktów strukturyzowanych. Ich oferta jest już całkiem przyzwoita, a sporo z nich jest nawet notowanych na giełdzie — poleca Roman Przasnyski.
Polskie banki coraz częściej umożliwiają klientom inwestowanie w nietypowe aktywa. W 2009 r. mBank wypuścił na rynek lokaty "Czarne Złoto" i "Rafineria Zysku", pozwalające zarabiać na kontraktach terminowych na ropę naftową Brent. Inne zeszłoroczne propozycje mBanku to: lokata "Gorączka Złota" i "Złoty Środek" zależne od ceny złota na londyńskim parkiecie oraz "Platinium" oparta na takich samych zasadach, tyle że w odniesieniu do platyny.
— Niewykluczone, że w najbliższym czasie pojawią się nowe propozycje inwestowania oszczędności, gdyż duże zainteresowanie klientów potwierdza zapotrzebowanie na inwestycje w surowce — mówi Kinga Wojciechowska z mBanku.
Specjalną ofertę opracował też Deutsche Bank PBC, który daje możliwość konstruowania indywidualnych rozwiązań w ramach emisji obligacji strukturyzowanych dostępnych w ofercie tzw. private placement (PP). Klient może ulokować kapitał w dowolnie wybrane aktywa, np. w kopalnię brylantów.
— Są to produkty tworzone na potrzeby konkretnej osoby lub grupy osób, oparte na wybranych indeksach światowych rynków. Tego typu inwestycja ze względu na regulacje dotyczące ofert typu PP jest kierowana do maksymalnie 99 inwestorów. Jednak ze względów prestiżowych jest opracowywana dla kilku, maksymalnie kilkunastu klientów — informuje Sabina Salomon z grupy Deutsche Bank w Polsce.
Mała liczba inwestorów dopuszczonych do produktów strukturyzowanych wynika z progu wejściowego narzucanego przez banki. W przypadku Deutsche Banku rozwiązania typu private placement są dostępne dla inwestycji przekraczających 1 mln EUR. l
Małgorzata Ciechanowska