Zaraz, zaraz, powie ktoś ze starszych warszawiaków. Tam mieścił się przecież słynny na cały PRL i inne demoludy Supersam, w którym można było kupić różne delikatesy tamtego okresu. W tym mięso, czasem nawet pieczone kurczaki. Istniał od roku 1962. Potem przyszło nowe. Postanowiono pawilon wyburzyć, a w jego miejscu umieścić 21-piętrowy kompleks biurowo- -handlowy. Kardynał Józef Glemp dokonał uroczystego poświęcenia gruzowiska pod inwestycję. Konie szybko poszły po betonie…






SŁODKO-KWAŚNY POCZĄTEK
Nazwa Piazza (po włosku plac) często jest mylona z pizzą. Owszem, wyborne pizze też są w Piazzy, tudzież własnego wyrobu makarony. Podobno z zawartością jaj od kur wiejskich (nie mylić z miejskimi?). Naszą uwagę przyciągnęły w karcie dania włoskie z wyższej półki (te idące w kierunku fusion). Na nich się skupiliśmy. Mając na względzie zbliżające się Boże Narodzenie, poszliśmy w owoce morza i potrawy bezmięsne. Na pierwszy ogień wzięliśmy na widelec ośmiornice. Do tego z krewetkami. Zaskakująca kombinacja. Na mandolinie przygrywał im czosnek. Także kukurydza na perkusji (by coś nam w ustach chrupnęło), no i wiórki ananasa. W sumie sweet & sour. Przystawka godna rekomendacji. Baliśmy się jednakowoż o mariaż z winami. Zaproponowane Chardonnay, Salentein, barrel selection 2013, Mendoza, Argentyna wywoływało jawne konflikty. Najbardziej bruździł tam chyba ananas. Bez jego obecności na widelcu wino delikatnie się uśmiechnęło. Celem złagodzenia konfliktów na podniebieniu poprosiliśmy o Sauvignon blanc. Podano „Nowozelandczyka” Mount Franklin, Marlborough, 2015. Było znacznie lepiej (nawet z ananasem). Miłe rozpoczęcie wieczoru.
ZUPA LEONARDA
Na przerywnik zaproponowano carabaccię, włoską zupę cebulową z grzanką na kozim serze. Cebula była podduszona. Były także pomidory, pikantne włoskie salami, odrobina wędzonki i sporo papryki. Carabaccia to zupa z historią. Zajadał się nią niegdyś sam Leonardo da Vinci. Podbiła nawet Francję (protoplastka dzisiejszej francuskiej zupy cebulowej). Wyśmienita, warto się skusić. Ale solo — bez wina. Nadszedł czas na dania główne. Kusiła nas gąska na puree z buraków z odrobiną malin. Ostatecznie wygrał halibut smażony na maśle. W towarzystwie pomarańczowo-cebulowego purée. Z daleką nutką buraka, także rabarbaru i jabłka. Krótko mówiąc: pyszny. Dobór wina pozostawiliśmy obsłudze. Zaproponowano argentyński Chardonnay. Powstał smakowy zgrzyt — Chardonnay wyraźnie dominował, o pyszności całości trudno było mówić. Postanowiono wezwać odwody: włoskie Pinot Grigio, organic, Wenecja, Campagnola i nowozelandzkie Sauvignon Blanc. Było znacznie lepiej.
MALINOWE POWIEWY
Aco na deser? Zaserwowano fondant z belgijskiej czekolady otulonej śmietankowymi lodami. Był malinowy sos, chrupek ze słonecznika, także orzechowe powiewy. Sam w sobie deser bardzo dobry. Polany w kieliszki Hennessy był jednak nieudanym zalotnikiem. &
Piazza Ristorante
Plac Unii City Shopping, ul. Puławska 2, Warszawa
Ogólne wrażenie 5,0
Wina do potraw 4,0
Potrawy 5,0
Wystrój wnętrza 5,0
Profesjonalizm obsługi 5,0
Na biznes lunch 5,0
Na obiad z rodziną 3,5