Czy Polska powinna wysłać żołnierzy na Ukrainę w ramach misji stabilizacyjnej, mimo wcześniejszego zapewnienia premiera Donalda Tuska, że nie jest to konieczne? To pytanie postawił Marek Magierowski, były ambasador Polski w USA i Izraelu, otwierając panel dyskusyjny z udziałem gen. Rajmunda Andrzejczaka, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, oraz Sławomira Dębskiego, historyka, profesora Kolegium Europejskiego w Natolinie. Aby zobrazować skalę takiego przedsięwzięcia, przywołał przykład strefy zdemilitaryzowanej na Półwyspie Koreańskim (wzdłuż linii o długości 248 km), wskazując, że linia frontu w Ukrainie (1200 km) wymagałaby znacznie większego zaangażowania - nawet 100 tys. żołnierzy.
Gen. Andrzejczak zdecydowanie sprzeciwił się pochopnemu angażowaniu Polski w takie działania. Zaznaczał, że wymagałoby to wypracowania strategii, określenia interesów narodowych oraz przeprowadzenia precyzyjnych negocjacji z USA. Zwrócił również uwagę na reaktywne podejście Europy, porównując je do „gaszenia pożarów bez zastanowienia, dlaczego się pali”. Wskazał także na przeciążenie polskich sił zbrojnych, które zajmują się dziś zarówno walką z terroryzmem, jak i ochroną granicy z Białorusią – a tymczasem nadal brak jednoznacznego określenia priorytetów państwa.
Obserwator czy lider
Dyskusja na temat ewentualnego wysłania wojsk na Ukrainę budzi kontrowersje nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Potwierdziło to nieformalne spotkanie europejskich przywódców w Paryżu zwołane przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Sławomir Dębski zauważył, że Francja i Wielka Brytania – kraje o „ekspedycyjnym DNA” i historycznej skłonności do działań militarnych – wyraziły gotowość do udziału w takiej operacji. Tymczasem Niemcy i Włochy podeszły do pomysłu z dużą rezerwą.
Polska – jak obrazowo ujął to gen. Andrzejczak – „znalazła się między stolikami”, nie opowiadając się jednoznacznie po żadnej ze stron, co jedynie podkreśla brak własnej strategii w tej dziedzinie. Sławomir Dębski pozytywnie ocenił udział premiera Donalda Tuska w paryskim szczycie, jednak wyraził wątpliwość, czy przekłada się to na realny wpływ Polski na bieg wydarzeń. Argumentował, że sprawując obecnie przewodnictwo w Radzie Europejskiej, nasz kraj ma wyjątkową okazję, by nadawać ton debacie. Zamiast tego jednak – jak określił to Sławomir Dębski – przyjęliśmy „postawę peryskopową”, czyli obserwujemy, lecz nie działamy.
Podczas panelu wyraźnie wybrzmiało stanowisko płynące zza oceanu: nowa republikańska administracja USA oczekuje, że europejscy członkowie NATO wezmą większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, inwestując w zbrojenia i zwiększając liczebność swoich armii. Punktem odniesienia stała się konferencja w Monachium, na której – jak ujął to gen. Andrzejczak – wiceprezydent JD Vance „obraził wszystkich” swoim bezpośrednim, teksańskim stylem komunikacji, przypominając, że Stary Kontynent nie może dłużej opierać się tylko na wsparciu USA.
Zdaniem Sławomira Dębskiego polityka Waszyngtonu nie wynika z arogancji, lecz z chłodnej kalkulacji i potrzeby przedefiniowania sojuszy. Stany Zjednoczone, mierzące się z rosnącymi kosztami obsługi długu (które przewyższają już wydatki na obronność), nie chcą nadal ponosić głównego ciężaru europejskiego bezpieczeństwa.
„Chcecie, żebyśmy was bronili przed Rosją, ale nie jesteście gotowi podnieść własnego ryzyka? To wasza decyzja” – tak Sławomir Dębski sparafrazował stanowisko rządu Donalda Trumpa, akcentując, że Europa, w tym Polska, musi zwiększyć swoje zaangażowanie militarne.
Bezpieczeństwo coraz droższe
Nie zabrakło pytań z sali, w tym o ewentualną współpracę Europy z Chinami. Gen. Andrzejczak stanowczo odrzucił ten pomysł jako sprzeczny z interesami Zachodu. A co z innymi kierunkami sojuszy? Sławomir Dębski uznał za niewiarygodną koncepcję „antychińskiego frontu” z udziałem Rosji, wskazując na silne wzajemne powiązania Moskwy i Pekinu.
Poruszono również kwestię utworzenia wspólnej europejskiej armii. Rajmund Andrzejczak określił ten pomysł jako „science fiction”, wskazując na brak funduszy, uzbrojenia oraz politycznej zgody, zwłaszcza w sytuacji, gdy państwa UE nie realizują nawet obecnych zobowiązań wobec NATO. Sławomir Dębski dodał, że siły zbrojne są narzędziem polityki, a bez jasno określonego wspólnego interesu Unii Europejskiej koncepcja ta pozostaje nierealna.
Dyskusję zamknęło wezwanie do aktywnego i asertywnego definiowania polskich interesów zamiast biernego dostosowywania się do globalnych wydarzeń. Ostrzeżono także, że brak zdecydowanej porażki Rosji zwiększa zagrożenie dla Polski, a spodziewany rozejm może tylko odroczyć kolejny konflikt. Jeśli Polska nie zbuduje wystarczającej siły odstraszania, może stać się jego bezpośrednim uczestnikiem.
