Zacznijmy od najbardziej oczywistej kwestii: od czasu kryzysu energetycznego popyt na produkty energochłonne spadł i jeszcze w pełni nie odbił. Widać to w danych o produkcji. O ile w czerwcu tego roku ogólna wielkość produkcji przetwórczej w Polsce była podobna jak trzy lata temu, to produkcja w sektorach energochłonnych* jest o 8 proc. niższa.
Jednak na tym tle można wskazać dwa interesujące pozytywy. Po pierwsze, wraz ze spadkiem cen energii widać bardzo stopniowe odbijanie produkcji energochłonnej w relacji do innych sektorów. Po drugie, dynamika produkcji energochłonnej w Polsce jest wyższa niż średnio w krajach o najniższych cenach energii w UE.
Wygląda na to, że kryzys energetyczny, choć kosztowny, nie zabija polskiego przemysłu. Nie szkodzi mu w stopniu zbliżonym do pesymistycznych haseł. Nie szkodzi mu bardziej niż innym krajom UE, mimo faktu, że dla Polski jest bardziej kosztowny z powodu dużego uzależnienia od paliw kopalnych. Przynajmniej na razie.
W środę GUS podał dane, które pokazują stagnacyjny obraz całego sektora produkcji towarów w Polsce. W czerwcu produkcja w przemyśle była o 0,1 proc. niższa rok do roku. Natomiast uśredniając całe pierwsze półrocze otrzymujemy wzrost o 1,4 proc. rok do roku. Niski na tle historycznym, ale wciąż wyższy niż w innych krajach UE.
W sektorach energochłonnych w pierwszym półroczu produkcja zwiększyła się o 4 proc. Zestawiając porównywalne dane z innymi krajami UE widać, że nasza dynamika jest większa – nie tylko od średniej dla całej Unii, ale też od średniej dla krajów o niskich cenach energii, do których zaliczyć można m.in. Francję, Finlandię, Szwecję, czy Hiszpanię. Licząc dane za sześć miesięcy do maja (nie mamy jeszcze danych za czerwiec z wielu krajów) dynamika w Polsce wynosi 5 proc., a średnia w wymienionych krajach -2 proc.
Jest to o tyle interesujące, że ceny energii w Polsce są dużo wyższe niż w wymienionych krajach – dwukrotnie wyższe niż we Francji i niemal trzykrotnie wyższe niż w krajach skandynawskich, korzystających z dużych zasobów hydroenergetycznych.
Oczywiście firmy przemysłowe w Polsce w największym stopniu narzekają na konkurencję z państw spoza UE, które nie muszą stosować wyśrubowanych wymogów związanych z polityką energetyczną: z Turcji, Ukrainy, Indii. Jest w ich argumentach dużo racji. Ale porównanie z innymi krajami UE pokazuje, że same kwestie cen energii niekoniecznie muszą odgrywać decydującą rolę dla koniunktury. Gdyby odgrywały, to w tym momencie przemysł energochłonny w Polsce powinien wypadać dużo gorzej niż w krajach dysponujących dostępem do tańszej energii.
Zdaję sobie sprawę z faktu, że te dane nie rozstrzygają kwestii wpływu cen energii na sytuację polskiego przemysłu. Megatrendy rozgrywają się w dłuższych interwałach niż parę lat. W długim okresie wysokie ceny energii, połączone z rosnącym realnym kursem walutowym i wysokimi stopami procentowymi, będą stanowiły duże wyzwanie dla polskich producentów.
Natomiast to, co widzimy na dziś, to fakt, że polski przemysł na tle innych krajów Unii wciąż trzyma się nieźle.
