Zdecydowanie na dalszym planie znajduje się tocząca się w tych dniach, z przesileniem w okresie 12-16 września, realna konfrontacja – na szczęście tylko zdalna – ugrupowań liczących po kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy po obu stronach granicy NATO i Unii Europejskiej ze Związkiem Białorusi i Rosji (ZBiR). Ten utworzony w 2000 r. byt jest iluzją, oba podmioty utrzymują odrębność, ale w obszarze militarnym ona się zaciera. Symbolem integracji ZBiR są odbywające się co cztery lata manewry Zachód, obecnie 2025. Notabene pod taką charakterystyczną nazwą zapoczątkowane zostały jeszcze w epoce Układu Warszawskiego jako Zachód 1981 w odpowiedzi na powstanie Solidarności, rozpoznane na Kremlu bardzo prawidłowo jako wykręcenie pierwszej śruby z tzw. żelaznej kurtyny. Już po upadku Związku Radzieckiego manewry odżyły w 1999 r., podczas premierostwa Władimira Putina, gdy Federacja Rosyjska pierwszy raz uwzględniła użycie tzw. taktycznej broni jądrowej. Podczas edycji Zachód 2025 już bez kamuflażu przerabiany jest scenariusz wojny nuklearnej z NATO. Manewry odbywają się nie tylko na poligonach w Białorusi i głębiej w Rosji, lecz również w pobliskim Obwodzie Królewieckim (Kaliningradzkim). Stacjonują tam rakiety Iskander-M na platformach samochodowych, zdolne do przenoszenia głowic konwencjonalnych oraz termojądrowych. W tych dniach Iskandery demonstracyjnie zaparkowały na europejskiej drodze E28, ćwiczone jest ich trafianie w cele do 500 km, przerabiana jest cała procedura poza samym odpaleniem fizycznym, ale elektroniczne następuje.
W odpowiedzi ćwiczenia NATO odbywają się w Polsce i na Litwie. Skoordynowane w obu państwach, albowiem jednym z celów manewrów Zachód 2025 jest zagarnięcie przez ZBiR tzw. przesmyku suwalskiego, oddzielającego Białoruś od królewieckiej enklawy Rosji. Przesmyk ma tylko 65 km szerokości, to jedyne połączenie lądowe między Polską, czyli NATO i UE, a republikami bałtyckimi. Tędy przebiegają strategiczne linie komunikacyjne oraz energetyczne. Sojusznicze manewry na terytorium polskim nazywają się Żelazny Obrońca 2025, a na litewskim – Grzmot Perkuna. Odrębne mocarstwowe kryptonimy noszą ich składowe ćwiczenia, na przykład Żelazna Brama czy Ognista Burza. Poza zajęciami poligonowymi w Orzyszu i Nowej Dębie wojska polskie i sojusznicze sprawdzają zdolność do szybkiego przemieszczania się po kraju, co w tych dniach widać na drogach.
W krótszym horyzoncie bardziej oddziałują na wyobraźnię jednak drony. Prowokacja rozpoznawcza przyniosła Rosji konkretną wiedzę. Potwierdziło się, że adekwatna obrona antydronowa w Polsce i generalnie w NATO nie istnieje. Adekwatna – to znaczy skutecznie prowadzona środkami porównywalnymi z użytymi przez agresora. Gigantyczny sukces bojowy polskich samolotów wielozadaniowych F-16 i holenderskich myśliwców piątej generacji F-35 został maksymalnie wykorzystany przez decydentów, albowiem była to konieczność. Fachowe analizy militarne – w tym emerytowanych wojskowych – odcedzają jednak wielkie zwycięstwo nad trzema nieuzbrojonymi niemal atrapami z propagandowej wody. Obecnie zarówno używanie, jak tez zwalczanie środków napadu powietrznego tak naprawdę opanowały dwa państwa, prowadzące od 2022 r. pełnoskalowe walki – Ukraina oraz Rosja. W innej części świata również Izrael, ale przykładu tego państwa obecnie w kontekście pozytywnym nie wypada przywoływać. Wszyscy inni, łącznie z USA i resztą NATO, znajdują się w peletonie odległym od czołówki o kilka lat. To jeszcze jeden powód, dla którego Ukraina bezwzględnie musi być wspierana przez wszystkich, którzy nie chcieliby widzieć na własnym niebie rosyjskich dronów.