Nowa Konstytucja RP na razie jest abstrakcją

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-08-06 20:00
zaktualizowano: 2025-08-06 18:57

Obserwowałem z bliska siedem dotychczasowych inauguracji wybranych bezpośrednio prezydentów RP. Wczorajsza ósma w proceduralnych punktach konstytucyjnych – przysiędze Karola Nawrockiego wobec Zgromadzenia Narodowego, przejęciu obowiązków wielkiego mistrza dwóch orderów oraz zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi – nie różniła się od poprzednich, chociaż część wojskowa była nadzwyczajnie wypasiona.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Obserwowałem z bliska siedem dotychczasowych inauguracji wybranych bezpośrednio prezydentów RP. Wczorajsza ósma w proceduralnych punktach konstytucyjnych – przysiędze Karola Nawrockiego wobec Zgromadzenia Narodowego, przejęcia obowiązków wielkiego mistrza dwóch orderów oraz zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi – nie różniła się od poprzednich, chociaż część wojskowa była nadzwyczajnie wypasiona.

W dwóch wątkach odczuwałem jednak specyficzne déjà vu w odniesieniu do 1995 r. Wtedy Aleksander Kwaśniewski wszedł do sali plenarnej Sejmu przez ławy SLD, ściskając ręce posłom swojej partii. Teraz triumf PiS przybrał formę skandowania. Przed Sejmem zaś po trzech dekadach ponownie przeciskałem się przez tłumną demonstrację, tyle że jej oblicze różniło się o 180 stopni. W 1995 r. młody Mariusz Kamiński na czele Ligi Republikańskiej usiłował otoczyć Sejm kordonem i… nie dopuścić do przysięgi Aleksandra Kwaśniewskiego. Obecnie skazany prawomocnie na więzienie i ułaskawiony europoseł Mariusz Kamiński był jednym z gości zaprzysiężenia, zaś zgromadzony w stolicy lud swojego prezydenta wręcz wielbił.

Karol Nawrocki inauguracyjne orędzie wygłosił z głowy, przedłużając kampanię wyborczą. Dumnie wciąż podkreśla, że uzyskał poparcie ponad 10 mln Polaków, ale uczciwość wymagałaby od niego pamiętania, że na drugiej szali znalazło się również ponad 10 mln głosów. Nad prezydenckim biurkiem powinien umieścić wielkie liczby 50,88 do 49,12, podaję wynik procentowy wyborów skorygowany o jedną setną w związku ze stwierdzeniem zamiany liczb w protokołach 16 komisji. Zapowiadający inaugurację komentarz wczorajszy zatytułowałem „Konfrontacja jest nieunikniona” i od pierwszych minut prezydentury się to materializuje. Karol Nawrocki od razu w orędziu wyciągnął zawleczkę z granatu tzw. praworządności. Zapowiedział w obszarze sądownictwa wojnę z rządzącą ekipą tzw. konsorcjum 15 października. Donald Tusk zachowywał kamienną twarz, ale nie dało się ukryć, że psychicznie znajduje się w głębokim dole. Minimalna arytmetycznie porażka Rafała Trzaskowskiego ma dla rządzącego konsorcjum gigantyczne konsekwencje wizerunkowe i polityczne. W pierwszym komentarzu po inauguracji premier postawił tezę, że prezydent reprezentuje, a rząd rządzi. Jako żywo przypomniało mi to z pradawnej epoki PRL doktrynę, że partia przewodzi, a rząd rządzi.

Prawdziwą nowalijką orędzia była zapowiedź przyjęcia do 2030 r. nowej Konstytucji RP. Karol Nawrocki ma stworzyć w strukturze kancelaryjnej jakąś radę, która rozpocznie prace studialne. Nie jest pierwszym w XXI wieku prezydentem, który porywa się z motyką na konstytucyjne słońce. Myślał o tym Lech Kaczyński, myślał w pierwszej kadencji Andrzej Duda, ale po klęsce niedoszłego w 2018 r. referendum odpuścił. Konstytucja RP z 1997 r. została wyjątkowo mocno zabezpieczona proceduralnie. Jej zmiana, czyli oczywiście także uchwalenie ewentualnej nowej, wymaga w Sejmie uzyskania większości dwóch trzecich głosów (czyli teoretycznie 307 z 460) posłów, a potem zatwierdzenia przez Senat większością bezwzględną. Według obecnych sondaży żadna ze skonfliktowanych w Polsce stron nie ma szans na uzyskanie w 2027 r. konstytucyjnej większości. Być może Karol Nawrocki będzie kombinował forsowanie swojego pomysłu ścieżką referendalną, ale obecna sytuacja wygląda jak w tytule.