Bracia Kaczyńscy nigdy nie przestali grać bajki „O dwóch takich...”, a dziecinne role zdeterminowały wszystkie ich wybory — dowodzi Elżbieta Sołtys, psycholog społeczny. Prima aprilis? Oceńcie sami.
„Puls Biznesu”: O co chodzi braciom Kaczyńskim? Da się powiedzieć na podstawie obserwacji?
Elżbieta Sołtys: Pewnie, że się da. Patrząc, w jaki sposób się zachowują, jakich słów używają, co wiemy o ich dzieciństwie...
Ale przecież nie wiemy, jakie doświadczenia mieli Jarek i Leszek?
Trochę wiemy. Grali w filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc”.
I mają syndrom gwiazdy filmowej? Cały czas w centrum uwagi?
Inaczej. Brali udział w pewnej opowieści, która miała swoją treść i przebieg. Można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, że ten film odgrywają całe życie. Był tak silnym doświadczeniem, że musiał pozostawić ślad.
To tak szczególne wydarzenie życiowe?
Kręcenie filmu to dla 10-letnich dzieciaków zawsze wyjątkowe wydarzenie. Osobowość dopiero wchodzi w fazę tworzenia. Plan filmowy rodzi niezwykłe emocje, ciągłe duble, powtarzanie, próbowanie. Kilkakrotne odgrywanie scen tej opowieści zawładnęło ich osobowością. Uwewnętrznili bajkę, którą odgrywali. To sytuacja opisana w psychologii, kiedy dziecinna opowieść staje się osobistą rzeczywistością człowieka i w sposób nieświadomy bywa odgrywana w dorosłym życiu.
Co to oznacza?
Wydarzenia z filmu ujawniają się później w dorosłym życiu. Coś, co było symboliczne, było fantazją, scenariuszem filmowym, staje się treścią realnego życia. Tak twierdzą na przykład zwolennicy psychoanalizy Lacanowskiej — słowa, które wypowiadamy, czy zdarzenia, w których uczestniczymy, mają znaczenie symboliczne. Człowiek to nieświadomie realizuje. Gdyby robił to świadomie, to by miał to pod kontrolą. Po to Woody Allen chodzi całe życie do psychoanalityka, żeby więcej wiedzieć o sobie, nadawać sens temu, co mu się wydarza.
Czyli te role, które odgrywali mali Jarek i Leszek, teraz są przez nich powtarzane? Brzmi nieprawdopodobnie.
Wręcz humorystycznie — z pozoru. Często jednak dzieje się tak, że opowieści, które ludzie słyszą jako dzieci, odgrywają w dorosłym życiu jako wydarzenia i fakty. Nie tylko Jacques-Marie Lacan o tym mówi, to całe podejście psychologii systemowej. Hanuszkiewicz ładnie powiedział, że po co mu było te siedem żon, kiedy dopiero przy ostatniej odkrył, że była podobna do pierwszej, oraz że dokładnie powielił los swego taty, który też wciąż zmieniał partnerki. Wytłumaczenie jest proste: jako dziecko był świadkiem emocji w jego rodzinie. Potem jako dorosły człowiek bezwiednie powtarzał ten sam ciąg przeżyć, który doświadczał jego ojciec.
Myśli pani, że role filmowe Placka, czyli Jarosława, i Jacka — Lecha mogły ułożyć relacje między braćmi? Że Placek, czyli Jarosław, jest bardziej psotny, a Jacek, czyli Lech, spokojniejszy? Jarek dowodzi, Lech wykonuje? A może reżyser tak ich obsadził, bo już wtedy mieli takie predyspozycje? A cały alfabet i tak dziś obaj znają, a nie jak w filmie — jeden do połowy, a drugi od połowy.
Ale co znaczy znajomość alfabetu do połowy? Film pokazuje, jak wypracowali fantastyczną metodologię — jedną część zna jeden, drugą — drugi. Jeden liczy do pięciu, drugi od pięciu do dziesięciu. Najpierw jeden jest aktywny, potem usuwa się na bok. Wtedy aktywny staje się drugi. Tak samo podczas filmowego wyścigu. Na początku jeden biegnie, drugi — chowa się w stogu siana. Potem role się zmieniają, a bracia wygrywają wyścig.
Żaden z osobna nie jest dobrym biegaczem, ale w sumie są superbiegaczem...
...i to widzieliśmy w wyborach. Najpierw bardzo aktywny był Jarosław, potem zniknął „za stogiem siana”, a Lech finiszował.
To może spróbujmy krok po kroku porównać film i rzeczywistość.
Zaczyna się tak: dawno, dawno temu za górami, za lasami — filmowy Zapiecek może być alegorią PRL — pojawiło się dwóch chłopców, którzy byli bardzo głośni. Głośni, czyli mocno zaznaczyli swoją obecność na świecie. Pewnie bracia Kaczyńscy też byli dość aktywnymi dzieciakami, widocznymi w szkole. Do filmu nie bierze się dzieci nieśmiałych, zagubionych, tylko te odważne, które nie mają kłopotów z kamerą, są charakterystyczne. Na castingu musieli się czymś wyróżnić.
Filmowi bracia chcą ukraść księżyc.
Księżyc symbolizuje władzę. Jacek i Placek mówią, że księżyc jest ważniejszy od słońca, bo oświetla noc. Co to znaczy? Że mogą oświetlić mroki rzeczywistości, pokazać ją ludziom, kiedy zdobędą władzę.
I ruszyli w podróż.
Zabierając rodzicom ostatni chleb. Co to znaczy symbolicznie? Młodzieńczy sprzeciw, ale też odrzucenie pewnych wartości na rzecz skuteczności, realizacji planu.
Pamiętam rok 1990 i „wojnę na górze”. W środowisku Mazowieckiego głównym pojęciem spajającym było słowo „przyzwoitość”. Główne pojęcie, którego używali zwolennicy Kaczyńskich, to „skuteczność”. Czyli nie wartości, ale pragmatyka?
To widać w filmie — tę determinację i potrzebę skuteczności. Jeden poświęca nawet swój dom. Staje na dachu, wspina się na palcach, ale nie może dosięgnąć księżyca i podskakuje, a wtedy chałupa się rozlatuje. Poświęcą wszystko, żeby osiągnąć cel. Mówią: „zrobimy wszystko, żeby do tego księżyca dojść”.
I wykorzystują wszystkich, których spotykają. Osła, pelikany.
Pelikanom za transport obiecują ryby. Podobnie kuszą napotkanego osła, byle tylko na jego grzbiecie dojechać do celu. Ten osioł jest dość wyrazisty i filozoficzny. Pewnie tym „osłem” w rzeczywistości był dla Kaczyńskich Wałęsa.
Szacunek dla byłego prezydenta nie pozwala mi tego słuchać.
To oni go tak postrzegali. Wałęsa, na którym się chcieli przejechać, a który wierzgnął.
Więcej w artykule „Niekończąca się opowieść” w piątkowym „Pulsie Biznesu” i tutaj.
Rozmawiali: Ryszard Holzer i Paweł Moskalewicz