To miejsce mogłoby ilustrować historię Łodzi – Off Piotrkowska znajduje się na terenach dawnej przędzalni i tkalni Franciszka Ramischa znacjonalizowanej w PRL i niszczejącej w czasach transformacji. Od lat 90. XX w. pofabryczne budynki zajmowały różne firmy: od sklepów spożywczych przez kluby muzyczne po pracownie artystów. Przez lata rampa stojąca na Offie była symbolem kultury młodzieżowej i deskorolki. Teraz ta przestrzeń, zrewitalizowana dzięki uruchomieniu projektu Off Piotrkowska przez firmę OPG Property Professionals w 2011 r., figuruje na liście siedmiu nowych cudów Polski wybranych w plebiscycie magazynu „National Geographic Traveler”. W kompleksie mieszczą się pracownie architektoniczne, restauracje, kluby muzyczne, showroomy.
Deskorolkowe początki
– Byliśmy tu wcześniej, Off rósł przy nas. Wynająłem lokal, by prowadzić sklep deskorolkowo-snowboardowy ze względu na dobrą lokalizację w starej fabryce w centrum miasta. Deskorolkowcem byłem od dziecka, ta pasja przełożyła się też na biznes. Już gdy miałem 16 lat, sprzedawałem ciuchy deskorolkowe kolegom, dostawałem je od sponsorów za wyniki sportowe. Wtedy nie było w Łodzi miejsc, w których można było kupić takie ubrania. Gdy pojechałem na zawody deskorolkowe do Frankfurtu nad Menem, poznałem osoby, które prowadziły hurtownię w USA. Zapytałem, czy mogę sprzedawać ich produkty w moim sklepie. Zostałem zaproszony na targi do Stanów, na które poleciałem. Dzięki temu kontaktowi zostałem przedstawicielem wielu marek na Polskę – wspomina Tomasz Frant, właściciel restauracji Spółdzielnia.
Wciąż ma pasje sportowe związane z deską, ale na wodzie.
– To wakesurfing. W 2019 r. udało mi się zdobyć tytuł wicemistrza świata w amatorach, a miałem już 40 lat. Ten sukces to pokłosie pasji do deskorolki, która uczy równowagi, pracy z ciałem. Przyznam, że kiedy znajduję jakąś nową pasję, poświęcam się jej bezgranicznie. Uważam, że ludziom, którzy uprawiają sport, jest łatwiej, bo on uczy, że osiągnięcia są rezultatem pracy. Nie szuka się wymówek – wyznaje przedsiębiorca.
Otwarcie na trzy tygodnie
Rok 2008 przyniósł ogólnoświatowy kryzys, a Tomaszowi Frantowi porażkę biznesową – jego System Sklep sprzedający deskorolki, sprzęt snowboardowy, obuwie i ubrania łączył sklep stacjonarny, internetowy i hurtownię, a ta wpadła w kłopoty z powodu zobowiązań finansowych w dolarach, których kurs mocno poszybował.
Wtedy Tomasz Frant, absolwent studiów z zakresu marketingu politycznego, postanowił wrócić na uczelnię. Wybrał MBA na Uniwersytecie Łódzkim i roczny kurs marketingu organizowany przez firmę Questus. Studia doktoranckie pod opieką profesora Roberta Kozielskiego zaowocowały pracą dotyczącą decyzji konsumenckich.
– To mnie zawsze interesowało. Porównywałem modele podejmowania decyzji przez kupujących w tradycyjnych sklepach i w internecie. Przyznam, to kolejny element, który pomógł mi odnieść sukces przy prowadzeniu Spółdzielni – wskazuje biznesmen.
Restauracja powstała w 2013 r. w przestrzeni, w której Tomasz Frant prowadził wcześniej biznes deskorolkowy. Zauważył jednak, że Off się zmienia.
– To miejsce stawało się popularne nie tylko jako punkt zakupowy, lecz zaczynało funkcjonować wieczorami, po godzinie 18, kiedy my się zamykaliśmy. Powstała restauracja Drukarnia, otwarto klub Dom – stwierdziłem, że zaczynają się tu dziać rzeczy, których chcę być częścią. Tak pojawił się pomysł przeniesienia hurtowni deskorolkowej w inne miejsce i spróbowania tu zupełnie nowego biznesu. Decyzję przyspieszyła podwyżka czynszu. Moja żona Dominika wpadła wtedy na pomysł, by zorganizować Eko Targ wzorowany na targach znanych z południa Europy, na których można kupić lokalne, ekologiczne, sezonowe i domowe produkty spożywcze. To był strzał w dziesiątkę, udało się ściągnąć wielu wystawców i bardzo dużo klientów, którzy szukali tego typu produktów. Następnym krokiem, który wróżył większe zyski, było otwarcie restauracji. Zaryzykowaliśmy, nie kryję, i… nie udało się – wspomina przedsiębiorca.
Po trzech tygodniach małżeństwo zdecydowało o zamknięciu restauracji, jednak nie ostatecznie – to pierwsze otwarcie potraktowali jako test.
– Okazało się, że menu nie było takie jak powinno, wystrój pozostawiał wiele do życzenia podobnie jak nagłośnienie, wentylacja była za słaba… Lepiej się przygotowaliśmy do kolejnego otwarcia – zmieniliśmy menu, kolor światła, nagłośnienie, wyciąg w kuchni. Dużo lepiej było także pod względem reklamy i marketingu – mówi restaurator.
Tym razem się udało.
Zmiany – to normalne
Tomasz Frant obserwuje, jak przestrzeń Off Piotrkowskiej się zmienia, porównuje to do zmian w popkulturze.
– Są ludzie, którzy tu bywali, gdy mieli po 15-17 lat, a dzisiaj przychodzą z dziećmi. To żywe miejsce, które się zmienia. Uważam, że jeżeli ktoś narzeka, że nie wygląda tak jak 10 lat temu, to powinien założyć skansen. Trafiamy do różnych grup wiekowych i różnych osób, cieszę się, że się tu odnajdują – podkreśla przedsiębiorca.
Restauracja Spółdzielnia jest otwartym konceptem adresowanym do większych grup. Dlatego w menu jest i łódzka zalewajka, i francuska zupa rybna, pizza i pieczona dorada, makarony i różne odsłony burgerów.
– Wyznajemy zasadę, że jak jesteś głodny, to zostań w domu i zjedz kanapkę, a kiedy chcesz się spotkać ze znajomymi, wyjść do miasta, być wśród ludzi, posłuchać muzyki, to przyjdź do Spółdzielni. Sami mamy dzieci i wiemy, że lubią pizzę i burgery, a warto, by każdy z rodziny mógł w jednym miejscu zjeść coś, co sprawi mu przyjemność. Jeżeli ktoś mówi, że do sukcesu restauracji wystarczy tylko dobre jedzenie, jest w błędzie. Restauracja to bardziej skomplikowany byt niż kuchnia. Goście wybierają konkretne miejsce, bo dobrze się w nim czują, lubią jego przestrzeń i klimat – twierdzi Tomasz Frant.
Warszawski gastrokoncept
Bliźniacza restauracja od zeszłego roku działa w Warszawie. Jej początek też był związany z pasją sportową, ale młodszego pokolenia.
– Mój starszy syn jeździł na hulajnodze, pojechaliśmy do Warszawy do AveParku. Trafiłem wtedy do praskiego Konesera, byłem bardzo ciekaw słynnego Syreniego Śpiewu. Tymczasem na drzwiach wisiała kartka, że lokal jest czasowo nieczynny. Z doświadczenia wiem, że restauracje rzadko bywają chwilowo zamknięte… Spodobało mi się to miejsce, więc napisałem mejla do Centrum Praskiego Koneser, mniej więcej o treści: „Cześć, jestem Tomek, właściciel restauracji Spółdzielnia w Łodzi. Widziałem, że macie lokal do wynajęcia i chętnie o tym porozmawiam” – opowiada Tomasz Frant.
Kilka miesięcy później zaczęła działać Spółdzielnia Koneser z identyczną kartą jak łódzka. A właściciel rozwija kolejny projekt.
– Od strony ulicy Piotrkowskiej ma powstać budynek, w którym chcemy stworzyć rooftop, czyli lokal gastronomiczny na ostatnim piętrze, który będzie miał również dużą powierzchnię ogólnodostępnego tarasu. Teraz czekamy na wbicie pierwszej łopaty, kibicujemy powstaniu budynku, bo tam znajdzie miejsce nasze kolejne restauracyjne dziecko – zapowiada Tomasz Frant.