W Chmielnie niedaleko Gdańska rodzina Cierockich zawzięcie dyskutuje. Tworzy projekty i szyje ubrania pod szyldem Patrizia Aryton.







— Moja żona i córka mają „schizę” na punkcie jakości tkanin i Włosi, którzy do nas przyjeżdżają, już nawet nie próbują wyjmować z samochodu materiałów nie najwyższej jakości, bo wiedzą, że to będzie strata czasu — zaczyna rozmowę Ryszard Cierocki, prezes Patrizii Aryton. Patrycja Cierocka, jego córka i dyrektor kreatywna firmy, dodaje, że obcowanie z tkaninami to dla nich takie przeżycie, jak oglądanie dzieła sztuki.
— Z tym, że tkanin oczywiście dotykamy — mówi. Przyznaje, że jej mama jest w stanie odrzucić sukienkę dlatego, że niewygodnie się ją wkłada. — Tu też nie ma kompromisów — zaznacza Patrycja Cierocka. Prezes może nie ma „schizy”, ale za to twardą ręką trzyma comiesięczne rachunki. I studzi zapędy reszty rodziny do otwierania kolejnych salonów firmowych w miejscach, za którymi przemawia jedynie prestiż, a nie rachunek biznesowy.
— Tata zatwierdza co miesiąc rachunki i przed podjęciem jakiejkolwiek inwestycji ocenia ją z ekonomicznego punktu widzenia. Natomiast ja z mamą patrzymy na sieć także przez pryzmat wizerunku i zależy nam na prestiżowych lokalizacjach — tłumaczy Patrycja Cierocka. Tworzą ten biznes już 28 lat. Zaczęli od produkcji na zlecenie polskich firm, które miały kontrakty z zachodnimi przedsiębiorstwami odzieżowymi. Warunkiem były regularne wizyty polskich fachowców we włoskich i francuskich manufakturach, dla których szyli. Świetnie wykorzystali te wizyty do podłapania zachodnich umiejętności i już w dwa lata od startu założyli własną markę — Aryton, pod którą działali przez 25 lat, a która na 26-lecie po liftingu stała się Patrizią Aryton. Zaczynali od płaszczy i to z nimi i ich jakością do dziś są najbardziej kojarzeni. Szyją je z owczej wełny dziewiczej (czyli z pierwszej strzyży), wielbłądziej, kaszmiru i alpaki. Przez lata dokładali kolejne elementy garderoby. Dziś są gotowi ubrać kobietę na każdą okazję — do pracy, na luźny weekend i wieczorną galę.
Wiek klientek? Każdy. Raczej określają je przez wybierany styl, a ten to nowoczesna klasyka — taki jest duch każdej kolekcji. Patrycja Cierocka jest dyrektor kreatywną marki od 2010 r., ale w rodzinnym biznesie uczestniczyła od początku. Jej debiutancki płaszcz zaprojektowany w 2006 r. był szyty przez kolejne sześć, bo popyt nie słabł. Na studia projektowania ubioru wybrała się do Londynu i Krakowa, a także w Krakowie i w Gdańsku skończyła ekonomię.
Dołożyła do tego podyplomowe zarządzanie marką luksusową. W najnowszej kolekcji jest sześć linii. Rosa to głębokie granaty przełamane różem, z płaszczem mogącym być zarówno okryciem wierzchnim, jak i sukienką. W prostej sukience z linii Modern Art geometryczne desenie przełamane są poprzeczną wstawką w neonowym oranżu, Stripes & Florals ma charakterystyczny czarno-biały wzór przepleciony motywem kwiatowym. Kurtka bomber, tunika, bluzka — to niektóre produkty Urban Tropics, linii, w której na pierwszy plan wybija się tropikalny deseń retro. Biała koronka, granatowy kwiecisty wzór i letni błękit to z kolei główne motywy Blue Lace. Sukienki i bluzki Summer State of Mind zawierają zaś całą gamę pasteli — pudrowy i morelowy róż, chłodne mięty, mleczną pomarańczę.
Drugie dziecko
Jest też Altro — po włosku „drugi”, „inny”. To młodziutkie, bo jednoroczne dziecko firmy, będące jej drugą, jeszcze nie upowszechnioną marką. Z koronkami, troczkami, taśmami, rozcięciami odchodzi lekko od minimalistycznej elegancji klasycznego Arytonu w stronę awangardy i ma docierać do młodszych klientek, a może nawet jeszcze nie klientek firmy. W najnowszej kolekcji Altro widać zieleń i pudrowy róż, mocne wzory, kolorystyczne „total looki”, oversizowe marynarki, bieliźniane sukienki, kombinezony z krótkimi spodniami, są też parki i koszule, które mogą być noszone jako sukienki.
— Altro to projekt, który ma zapewnić rekrutację przyszłych klientów. Jesteśmy przekonani, że z jednej strony trzeba kontynuować rdzeń biznesu, który gwarantuje bezpieczeństwo, a z drugiej — inwestować w bardziej ryzykowne projekty. I ten jest właśnie taki. Chcemy ubierać kolejne pokolenia, bo chcemy, żeby marka rozwijała się przez kolejne dekady — tłumaczy Patrycja Cierocka.
Te bardziej awangardowe projekty mają stanowić 30-40 proc. kolekcji w salonach Patrizii Aryton. Rodzina Cierockich myśli nawet o stworzeniu dla Altro osobnej sieci sklepów. Dziś pod szyldem Arytonu działa ich niecałe 30.
Krok po kroku
Od jesieni firma będzie miała stoiska w domach towarowych w Niemczech. W kooperacji z niemiecko-polskim projektantem stworzyła jesienno-zimową kolekcję. Dawid Tomaszewski, bo o nim mowa, pracuje w Berlinie. Zna tamtejszą branżę, ale też i ścianki na topowych imprezach tego środowiska.
— Poszukiwaliśmy kogoś, kto będzie umiał połączyć rzemiosło z kreacją kolekcji i kreacją siebie. To dla nas idealny sposób zaistnienia za granicą. Dawid jest tam osobą znaną, firmuje kolekcję swoim nazwiskiem — opowiada Patrycja Cierocka.
Firma chwali się wykorzystaniem w tej kolekcji tkanin, m.in. z pracowni Malhii Kent, pracującej z domami mody Chanel i Givenchy. Oprócz klasycznych wełen pojawiły się w niej także jedwabie, żakardy i welur, a na wybiegu nie zabrakło kolorów, m.in. odcieni żółtego, seledynu, czerwieni, granatu i magenty.
Kolekcję można było obejrzeć na początku roku podczas berlińskiego Mercedens Benz Fashion Week. Klienci będą mogli ją kupować od września. To nie pierwsza próba Arytonu wyjścia za granicę. Na poprzednich przed wieloma laty bardzo się sparzył. W Rosji na niedopasowaniu kolekcji do tamtejszego rynku — zbyt minimalistycznym stylu. W Wielkiej Brytanii — na nieuczciwym pośredniku. Tym razem unika i pierwszego, i drugiego błędu. Rodzina Cierockich chce swoją niemiecką ścieżkę wytyczać powoli.
— Krok po kroku czy raczej kroczek po kroczku. Wielu polskich graczy z sektora modowego otwierało tam z hukiem swoje sklepy, po czym je po cichu zamykało. My takich ambicji, przynajmniej na razie, nie mamy — sumuje Patrycja Cierocka. &