PiS tym razem przegrywa 2:25

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2022-08-07 20:00

Mimo świętej w instytucjach Unii Europejskiej (UE) sierpniowej kanikuły, w miniony piątek Rada UE w trybie obiegu pisemnego sfinalizowała tekst pilnego rozporządzenia w sprawie skoordynowanych środków zmniejszających unijne zapotrzebowanie na gaz.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ukaże się w Dzienniku Urzędowym UE zapewne w poniedziałek, czyli nagnie prawo o tydzień wstecz, jako że okres oszczędnościowy obejmuje przygotowania do zimy oraz sezon grzewczy – od 1 sierpnia 2022 r. do 31 marca 2023 r. Rozporządzenie ważne jest rok, w maju 2023 r. Komisja Europejska (KE) oceni jego skuteczność i zaproponuje rozwiązanie już trwałe. Jak na unijne standardy przepchnięte zostało z prędkością światła, od ogłoszenia projektu przez KE upłynęły ledwie dni, a nie długie miesiące. No cóż, gazowy strach ma wielkie oczy Niemiec…

Energetyczna Rada UE stacjonarnie zebrała się w sprawie rozporządzenia 26 lipca. W imieniu czeskiej rotacyjnej prezydencji posiedzenie prowadził Jozef Síkela, minister przemysłu i handlu, zaś nasz rząd reprezentowała Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska. Obrady potrwały krótko i zakończyły się kompromisem, ponieważ wyjściowy projekt KE został w szczegółach istotnie zmieniony. Wiele państw załatwiło sobie wyłączenia spod rygorów rozporządzenia – np. Polska ze względu na lepsze od standardowego poziomu napełnienie magazynów. Poza tym KE straciła – ku zgryzocie wiceprzewodniczącego Fransa Timmermansa – zabawki w postaci prawa zarządzania tzw. stanu alarmowego, nakazującego wszystkim państwom ograniczenie podaży gazu dla własnych gospodarek i społeczeństw. Będzie to mogła zrobić tylko ministerialna Rada UE standardową większością kwalifikowaną. Generalnie się to spodobało, tylko rząd Viktora Orbána miał zastrzeżenia, ale przegrał 1:26. Czeska prezydencja, dążąca do szybkiego zredagowania ostatecznej wersji rozporządzenia, spodziewała się powtórzenia wyniku z 26 lipca lub nawet wycofania przez Węgry obstrukcji.

Czeski minister Jozef Síkela, który 26 lipca przewodniczył posiedzeniu Rady UE, po uzgodnieniach z minister Anną Moskwą był pewien, że rząd Polski popiera kompromisowe rozporządzenie. Decyzja polityczna PiS okazała się jednak inna… Fot. EU

Tym większym zaskoczeniem okazał się rezultat głosowania finalnego. Rozporządzenie przeszło oczywiście z ogromną nadróbką ponad progiem tzw. podwójnej większości kwalifikowanej, ale stosunkiem… 25:2. Do Viktora Orbána dołączył Jarosław Kaczyński. Nieprzypadkowo pomijam postać premiera Mateusza Morawieckiego, ponieważ wiadomo, że jest wykonawcą rozkazów najwyższego władcy. Optymistyczne i koncyliacyjne oświadczenia Anny Moskwy 26 lipca z Brukseli okazały się zatem fikcją. Przy czym wtedy minister odnosiła się do meritum, dla gazowej sytuacji Polski rozporządzenie wcale nie jest złe. Obecny rozkaz przystąpienia do spółki z rządem Węgier – wbrew opinii wszystkich pozostałych państw, dużych i małych, bliskich i odległych od Rosji, w tym Czech i Słowacji z Grupy Wyszehradzkiej – wydany został z zupełnie innych powodów.

Prezes PiS, czyli wykonawczo rząd, zakwestionował podstawę prawno-traktatową rozporządzenia. Według naszych władców unijne akty wpływające na miks energetyczny i bezpieczeństwo państw członkowskich powinny być przyjmowane w specjalnej procedurze ustawodawczej tylko jednomyślnie, co umożliwiałoby stawianie weta. Dotyczy to również ogłaszania wspomnianego stanu alarmowego. Rząd podparł się art. 192 ust. 2 lit. c traktatu o funkcjonowaniu UE, w związku z art. 194 ust. 2. Przepis przytoczony jako główny pochodzi jednak z traktatowego tytułu XX „środowisko”, dopiero drugi uznany za jedynie powiązany należy do tytułu XXI „energetyka”. Przyjęta przez PiS interpretacja nie ma jakichkolwiek szans na obronę nie tylko np. w Trybunale Sprawiedliwości UE, lecz także wobec 25 pozostałych zgodnych rządów…