Polacy oszczędzają jak nigdy, ale gospodarce to nie przeszkadza

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-09-09 20:00

Stopa oszczędności w Polsce wynosi już 10 proc., czyli jest prawie najwyższa od czasu przystąpienia do UE. Mniejsza skłonność do konsumpcji na razie nie hamuje jednak wzrostu gospodarczego. Dlaczego? Bo odpowiedzialność za wzrost w znacznej mierze przejął rząd.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Stopa oszczędności, czyli odsetek dochodu rozporządzalnego, który gospodarstwa domowe przeznaczają na oszczędności (lokaty, obligacje skarbowe i inne instrumenty finansowe), wzrosła w Polsce do 10 proc. w pierwszym kwartale tego roku. Jest to poziom przekraczający długookresową średnią (7,4 proc.) i generalnie najwyższy od wejścia Polski do UE, pomijając duże i nagłe szoki makroekonomiczne, jak kryzys finansowy z 2008 r. czy pandemia COVID-19 w 2020 r.

Obecnie obserwujemy trwały trend wzrostowy, dlatego dzisiejsza sytuacja różni się zasadniczo od wcześniejszych nagłych skoków w bazie oszczędnościowej. Jednocześnie Polacy wciąż należą do społeczeństw o stosunkowo niskiej skłonności do oszczędzania na tle krajów UE. Dla porównania, w Czechach wynosi ona 18 proc., na Węgrzech 17,4 proc., a średnio w UE to 14,6 proc. Z europejskiej perspektywy sam wzrost nie jest więc zjawiskiem spektakularnym, jednak obserwowany trend zasługuje na uwagę z kilku powodów.

Po pierwsze, zmiany w oszczędnościach gospodarstw domowych stanowią dobre odzwierciedlenie sytuacji makroekonomicznej. W Polsce mamy stabilną i niską inflację oraz umiarkowany wzrost konsumpcji. To właśnie bezpośrednie skutki wzrostu stopy oszczędności wywołanego wysokimi realnymi stopami procentowymi. Wyjaśnia to również nasze zbilansowane saldo na rachunku obrotów bieżących, czyli brak nierównowagi zewnętrznej. Mechanizm jest następujący: jeśli stopa oszczędności rośnie, a inwestycje w gospodarce pozostają stabilne lub nie rosną szybciej niż oszczędności, to nadwyżka oszczędności musi zostać wyeksportowana, co poprawia saldo handlowe.

Po drugie, intryguje fakt, że przy szybko rosnącej stopie oszczędności, wysokich realnych stopach procentowych, braku boomu konsumpcyjnego i mocno umiarkowanym wzroście inwestycji, gospodarka rośnie w tempie ponad 3 proc. - najszybciej w regionie. Odpowiedź tkwi w polityce fiskalnej: ciężar utrzymania wzrostu gospodarczego przejął rząd poprzez utrzymywanie wysokiego deficytu budżetowego. To dobry przykład na to, jak działają tożsamości sektorowe: jeśli sektor prywatny chce więcej oszczędzać, ktoś inny musi się bardziej zadłużyć lub gospodarka zwolni - to fundamentalne ograniczenie makroekonomiczne. Polska wybrała pierwszą ścieżkę, finansując wzrost przez deficyt fiskalny i rosnący dług publiczny, czego przykładem są np. rekordowe zakupy obligacji skarbowych przez obywateli. Czyli sektor prywatny oszczędza, sektor publiczny się zadłuża. Dzięki temu mamy jednocześnie wysokie stopy, wysokie oszczędności i wysoki wzrost.

Najważniejsze pytanie brzmi: jak długo utrzyma się ten stan rosnących oszczędności? Prawdopodobnie nie bardzo długo. Oczekiwane dalsze obniżki stóp procentowych powinny zmniejszyć atrakcyjność oszczędzania, więc trend ten częściowo się odwróci w najbliższych latach.

W długookresowej perspektywie wzrost stopy oszczędności polskiej gospodarki przynajmniej do poziomu średniej UE byłby jednak korzystny. Przed nami czas dużych inwestycji związanych z transformacją energetyczną i cyfrową. Aby uniknąć nierównowagi zewnętrznej (jak obecnie w Rumunii z deficytem bieżącym na poziomie -9,4 proc. PKB), warto finansować te inwestycje z rosnących oszczędności krajowych, by zwiększony popyt inwestycyjny nie przekładał się bezpośrednio na wzrost importu.