Chaos rodzi chaos – jedne cła wchodzą, inne są zawieszane. W erze wojny handlowej zainicjowanej przez Stany Zjednoczone trudno doszukać się jasnych reguł. Administracja Trumpa nie oddaje ostrzegawczych strzałów – salwy są radykalne i celne, a skutki odczują wszyscy, choć w różnym stopniu. Analitycy EY postanowili sprawdzić, jak mocno nowe cła wpłyną na Polskę. Oto pięć wniosków:
Po pierwsze, amerykańskie cła w krótkim okresie przyhamują polską gospodarkę. Jeszcze w tym roku wzrost PKB będzie o 0,2 pkt proc. niższy, niż gdyby USA nie prowadziły tak radykalnej polityki celnej. W 2026 r. ten efekt sięgnie nawet 0,9 pkt proc. Na szczęście w dłuższej perspektywie polska gospodarka wykaże zdolność adaptacji – efekty ceł zostaną zneutralizowane przez wzrost krajowej produkcji objętych nimi towarów, co ostatecznie pozwoli nam wyjść na zero (+0,01 proc.).
Druga ważna kwestia: Polska jest mniej narażona na skutki celnej ofensywy niż inne kraje. W latach 2025-26 średni spadek tempa wzrostu PKB wyniesie u nas 0,55 pkt proc., podczas gdy w UE będzie to 0,85 pkt proc., na świecie aż 1,15 pkt proc., a w samych USA 1,45 pkt proc. Widać wyraźnie, że największą cenę za protekcjonizm Trumpa zapłacą właśnie Amerykanie.
Trzecim istotnym efektem będą wyraźny spadek inflacji oraz silniejsze obniżki stóp procentowych. Cła już sprowadziły ceny ropy do poziomów najniższych od 2021 r. (obecnie 65,5 USD za baryłkę), a do 2026 r. ropa może potanieć nawet do 50 USD za baryłkę – najniższego poziomu od grudnia 2020 r. Spadek globalnej wymiany handlowej oraz zwiększony napływ tanich chińskich produktów na rynek europejski dodatkowo osłabią presję inflacyjną. W efekcie inflacja CPI w Polsce może znaleźć się poniżej celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) już w przyszłym roku, otwierając drogę do wyraźnych obniżek stóp procentowych, zwłaszcza po ostatniej – gołębiej – konferencji prezesa NBP Adama Glapińskiego. Rynek już uwzględnił ten scenariusz: kontrakty FRA 9x12 wskazują na spadek krótkoterminowych stóp poniżej 4 proc., podczas gdy obecna stopa referencyjna wynosi 5,75 proc.
Czwarty wniosek to spojrzenie na poziom sektorowy. Amerykańskie cła uderzą w polski przemysł odzieżowy (-3,1 proc.), produkcję skórzaną (-3,8 proc.) oraz tekstylną (-2,3 proc.). Nasi producenci z tych branż będą musieli zmierzyć się z silną konkurencją z Chin i Wietnamu, których towary zaleją europejskie rynki. Ale są i zwycięzcy. Produkcja farmaceutyków (+2,7 proc.), metali (+2,3 proc.) oraz chemikaliów (+1,3 proc.) ma realne szanse na dynamiczny wzrost eksportu – przede wszystkim do Kanady, Meksyku i innych krajów spoza USA.
Piąty i zarazem najważniejszy wniosek jest taki: wygląda na to, że polska gospodarka kolejny raz przejdzie przez światowe turbulencje suchą stopą (lub przynajmniej mniej mokrą). W ostatnich dekadach za każdym razem, gdy wyłaniał się jakiś duży wstrząs, nasz kraj zazwyczaj wyróżniał się odpornością. Kryzys finansowy z 2008 r., europejski kryzys zadłużeniowy w 2011 r., pandemia w 2020 r., wojna w Ukrainie w 2022 r. – każdy szok rodził wyzwania, pewne straty, ale w relacji do państw rozwiniętych i świata radziliśmy sobie dobrze. Tak samo teraz.
Ta „cudowna moc” bierze się nie z przypadku, lecz z dywersyfikacji: wytwarzamy wiele różnych produktów, a każdy z nich jest zintegrowany z innym łańcuchem dostaw. Dzięki temu cła na samochody, stal czy aluminium uderzają w nas znacznie łagodniej niż w Czechów, Niemców czy Duńczyków. Ale może podczas wcześniejszych wstrząsów, jak i obecnie kluczem jest też wyjątkowa zdolność polskiego biznesu do szybkiej adaptacji i reakcji na zmieniające się warunki globalne. Modele tego efektu oczywiście nie uchwycą, ale taką perspektywę też warto rozważyć.
